Afryka - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Papua Nowa Gwinea 11-27.09.2022

Długa droga


20-09-2022

Poranny chaos śniadaniowy

Pobudka, śniadanie, lekka dezorganizacja jak zwykle, jajka są już podane, brakuje tostów, kawa skończyła się zanim się zaczęła i takie różne „kwiatki”. Ale co nam to. Papua – wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie.

W drogę!

Nasz miły kierowca Vincent z czerwonymi zębami i ustami oraz obowiązkowym zapasem betelu pod pachą pozdrawia nas serdecznie i zaprasza w podróż. Mościmy się w naszym busiku i ruszamy przed siebie. Wewak leży nad wodą, widoki cudne, zieleń niesamowita, ruch na drodze bardzo mały. Trasa ma długość zaledwie 80 km, ale ze względu na stan drogi będziemy jechać prawie 5 godzin.

Vincent sprawnie omija wielkie dziury i wyrwy w asfalcie, ale jesteśmy umęczeni. Do tego auto nie ma klimatyzacji, a upał niemiłosierny. Im wyżej tym gęstsze chmury, zanim dotrzemy do rzeki zacznie padać. Może to nie żaden wielki deszcz, ale akurat teraz jest nam najmniej potrzebny.

Jeszcze tylko lunch pod drzewem i wsiadamy do łódek.

Płyniemy

Mamy je dwie, długie, bardzo długie, wydrążone z pnia jednego drzewa, a żeby nam było wygodniej siedzimy sobie na wygodnych ratanowych krzesłach, a nie na dnie łodzi jak miejscowi. Mamy pelerynki, kurtki a nawet parasolkę i wyglądamy jak z innej bajki.

Łódź rusza, jest chłodniej, ale nie zimno, deszcz trochę zacina, płyniemy. Kolejnych 47 km do pokonania, zajmie nam to ok. 2 godzin. Dopływamy do bagnistego i mulistego brzegu, tu wychodzimy na ląd i w asyście wioskowych dzieciaków idziemy przez wieś. Piękne miejsce, bardzo przypomina mi mój pobyt w Irian Jaya, domy drewniane na palach, kurniki na palach, piękne palmy ponad wioską. Cudna zieleń, wykoszona trawa pod domkami, niesamowita atmosfera. Pod domami w cieniu leżą dorośli i dzieci, leniwie podnoszą głowy słysząc nasze głosy. Gdzieniegdzie wybiegają nam na spotkanie psy, a jeszcze więcej jest kur.

Docieramy do naszego domu

Najpierw jednak musimy pokonać mostek z bambusa, przed nami wielki dom z podziałem na pokoje, na dole jest kuchnia, w niej już dymi się ognisko z myślą o zbliżającej się kolacji. Na górze kilka pokoi i na dole też. Mamy dzisiaj w grupie mini szpital, kilka osób cierpi po wczorajszym jedzeniu, nie udało się nam ustalić czy to były ślimaki, czy jednak restauracja.

Jest chwila, by odpocząć. Pokoiki, choć to nazwa nad wymiar, to raczej małe ciemne klitki, bez prądu i światła, przedzielone między sobą tylko symbolicznymi ściankami bardziej przypominającymi parawan niż ścianę. Mamy sienniki, pościel, moskitiery. Ale jesteśmy dobrze przygotowani, mamy latarki, śpiwory albo poszewki, mokre chusteczki. Prysznic jest w odrębnym małym domku na zewnątrz, podobnie toaleta. Przeżyjemy, to nasz dom na następne dwa dni.

By nie tracić dnia ruszamy na spacer po wiosce.

Dom Mężczyzn

Docieramy do Domu Mężczyzn, gdzie po raz pierwszy mamy okazję posłuchać gry na bębnach, rytmiczny dźwięk i melodia, potem poznajemy tutejszą starszyznę wioski, oglądamy pamiątki, wsłuchujemy się w niewiarygodne opowieści o tutejszych zwyczajach.

Przed zachodem słońca wracamy do naszego domu. Tu już pyszna kolacja przygotowana na palenisku w domu, czyli toniemy w dymie i my i nasze pokoje. Za to jedzenie bardzo urozmaicone, na powitanie oczywiście krokodyl, których tutaj w Sepiku jest bardzo dużo. Z jednej strony to bardzo szanowane tutaj zwierzaki, a z drugiej są odławiane regularnie z myślą o mięsie i skórach.

Jesteśmy padnięci, wcześnie jak nigdy większość z nas idzie spać, chorzy dochodzą do siebie.

Następny dzień!

 

Pojechali i napisali:

PFR