Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Chiny 10-25.09.2007

Pekin, Wielki Mur Chiński


16-09-2007

To juz szósty dzień naszego wspólnego podróżowania po Chinach. Jesteśmy w Xi'anie i dopiero teraz mam chwilę czasu, żeby opisać co u nas. Zacznijmy od samego początku. Wylatywaliśmy z Poznania, Warszawy i Krakowa - istne cudo logistyczne. I o dziwo, tym razem wszyscy dolecieliśmy na czas, nie zginęły nam bagaże, nawet żadna z walizek nie została poturbowana. Początek idealny. Wprawdzie na lotnisku we Frankfurcie to Poznań, ze mną na czele miał powitać grupę lecącą z Warszawy, wyszło jednak zupełnie na odwrót i to Poznaniacy zostali przywitani przez Warszawę.

Pierwszy dzień w Pekinie jak zwykle okazał się dla nas trudny. Jednak krótki odpoczynek tuż po locie i byliśmy gotowi do pierwszego wyjścia w miasto. Najpierw wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na premierowy chiński posiłek. Pierwsi nieśmiało sięgnęli po pałeczki, wcale to nie takie proste (dzisiaj idzie nam już całkiem sprawnie). Dalej pospacerowaliśmy po terenie należącym do Świątyni Niebia (tu oblepili nas sprzedawcy czapeczek i t-shirtów z Olimpiadą, torebek Gucci Gucci i Rolexów. Pierwszy atak został odparty bez strat finansowych po naszej stronie. Plac Niebiańskiego Spokoju zaskoczył wszystkich swą wielkością i surowością. Ten dzień należał do Bogusia, który sypał pieniędzmi niczym skarbonka na prawo i lewo ku uciesze naszej i zgromadzonych w międzyczasie gapiów chińskich. Co On krok to kolejne banknoty sypały się spod koszuli. Okazało się, że pieniądze zamiast w kieszeni wsunięte były pod koszulę i stąd tyle śmiechu. Po kolacji, którą delektowaliśmy się już w pełnym składzie, bo dołączył do nas Jacek wybraliśmy się na spacer i podziwianie chińskich smakołyków na ulicy. Większość z nas tylko patrzyła i robiła zdjęcia. Ale nie wszyscy. Jacek skusił się na apetyczny udziec jagnięcy z przyprawami.

Następny dzień zaczęliśmy od wyprawy do Alei Duchów i grobowców Mingów. Nie było jeszcze zbyt gorąco i zbyt ciasno. Oczywiście wyspani i bojowo nastawieni do zwiedzania chłonęliśmy wszystko pełną piersią. Popołudnie zarezerwowane zostało na Wielki Mur. Delegacja rządowa pokrzyżowała nam plany (na szczęście nie do końca), część Muru, który chcieliśmy zdobyć była zakmnięta. Wystarczyło jednak poczekać chwilę i wreszcie i my dotarliśmy do wysoko położonych baszt wartowniczych. Tu zaskoczyła mnie całkowicie Regina, która nie dalej jak na kilka tygodni przed wyjazdem walczyła z wątpliwościami, czy wyprawa nie będzie zbyt forsowna, a tymczasem wspinała się niczym górska kozica na sam szczyt pierwszego odcinka, zostawiając w tyle nawet własnego Męża. Kolacja smakowała nam szczególnie, kaczka po pekińsku. Do tego winko lokalne Great Wall. Palce lizać. Wieczór spędziliśmy na intergracji grupy nad basenem. Pływanie też było, ale większość czasu to ploteczki i ...

I leje. Całą noc grzmiało a od rana siąpi i jest jeszcze bardziej szaro-buro niż wczoraj i przedwczoraj. Nieustraszeni ruszamy jednak w trasę. Najpierw Park, w którym mieliśmy oglądać panów z ptaszkami (w klatkach na spacerze - powód do uciechy dla całej grupy), ćwiczących Chińczyków, i wiele innych atrakcji. Jednak deszcz przegonił wszystkich. My tylko przespacerowaliśmy się w stronę Zakazanego Miasta. Pewnie pogoda przetrzebiła odwiedzających. Udało się nam w miarę spokojnie przejść przez całe miasto. Byliśmy wszyscy pod wrażeniem. Chciałam dla utrwalenia pokazać w autobusie film: "Ostatni Cesarz", ale nie mamy na pokładzie DVD. Szukamy dalej. Popołudniem Pałac Letni i zakupy. Te jednak stonowane, woleliśmy przysiąść przy dobrej kawie.

Pojechali i napisali: