Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Peru i Boliwia 5-25.10.2007

Arequipa, rafting na rzece Chili


10-10-2007

Kolacja w wytwornych wnętrzach. Do tego dopasowana muzyczka. Miły wieczór kontynuuowaliśmy przenosząc się do saloniku. Wcześniej nasza Czwórka: Hania, Janusz A., Antoni, Bogdan skusili się na zimną wodę w basenie.

Dzisiaj ruszamy do Arequipy. Przed nami długi przejazd autobusem.

Ruszyliśmy dopiero o 8:30. I tak dużo wcześniej wstaliśmy, jeszcze stale walczymy ze zmianą czasu. Wielu z nas udało się wypatrzeć kolibry w gąszczu przepięknie kwitnących bugenwilli. Na sam początek wiadomość o zepsutej klimatyzacji, ogrzewaniu i nawiewie. Ale i to nie popsuło nam humorów. Otworzyliśmy możliwe okienka, Antoni wynalazł nawet sposób na chłodzenie tyłów. Krajobraz dość monotonny, pustynia, pustynia, pustynia. Umilaliśmy sobie przejazd opowieściami o Peru, słuchaniem muzyki peruwiańskiej. Dotarliśmy do pięknych ale pustych plaż nad Oceanem. Wyszliśmy na spacer po plaży. Nie było chętnych na kąpiele, za to wielu moczyło stopy w zdradliwych falach, które zachłannie zalewały po kolana. W porze obiadowej dotarliśmy do pięknie położonego portu inkaskiego. Zanim rozsiedliśmy się przy talerzach zwiedziliśmy ruinki łącznie z tronem Inki. Po sutym obiedzie czas na nas. Druga część podróży okazała się nie mieć końca. Długo jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, aż ostatecznie wjechaliśmy w góry i zaczęliśmy piąć się do Arequipy.

Dopiero po 21 dotarliśmy na miejsce. Zakwaterowaliśmy się w byłych celach sióstr zakonnych. I...wyszliśmy do miasta. Plac Główny prezentował się nadzwyczaj urokliwie oświetlony gąszczem latarenek. Zrobiliśmy rundę dookoła i w drodze powrotnej do hotelu zasiedliśmy w spontanicznie przygotowanym dla nas kręgu jednej z urokliwych małych knajpek. Patrząc na menu zamówionych koktajli wieczór iście międzynarodowy od gorącej czekolady, grzanego wina, koktajli takich jak Machu Picchu, Caipirinha, Mojito po herbatę i pyszne naleśniczki.

A dzisiaj po śniadaniu w klimatycznych wnętrzach szykujemy się na zwiedzanie miasta a jeszcze bardziej na czekający na nas popołudniem rafting na rzece Chili.

Zaczęliśmy od wjazdu na punkt widokowy. Zapoznaliśmy się z uprawianymi w okolicy Arequipy warzywami i owocami. Poznaliśmy także kilka ziół. Widzieliśmy także cuye czyli świnki morskie - przysmak peruwiański. Następnie zwiedziliśmy katedrę oraz kościół Jezuitów i czym prędzej do hotelu, żeby przebrać się na rafting. W międzyczasie trwały zażarte dyskusje kto płynie, kto nie płynie, kto jeszcze pomyśli, kto się rozmyśli. Wreszcie ustalono: będzie nas 14! Pozostała Dwójka: Danusia C. i Antek zostali mianowani naszymi fotografami. Dojechaliśmy na miejsce. Stanęliśmy na brzegu rwącej rzeki Chili. Bez prawa odwrotu zaczęliśmy ubierać się w spodenki i bluzy. Pamiątkowe zdjęcia z pagajami i bez. Podzieleni na trzy pontony ruszyliśmy na przeszkolenie i do łodzi. Pierwsza grupa popłynęła, druga i trzecia. Pierwsze kaskady za nami, mnóstwo radości i śmiechu. Wiosłujemy wprawdzie każdy w swoim rytmie co owocuje stłuczkami wioseł i kręceniem się pontonów w miejscu, ale nasi kapitanowie są bardzo wyrozumiali i cierpliwi. Kolejne uskoki, powalone drzewo na rzece, gałęzie, stopień trudności II, potem kilka razy III i wreszcie IV. Za każdym szczęśliwie przepłyniętym wirem wiwatujemy i wymachujemy wiosłami. Czas mija niewiarygodnie szybko. Kawałek naszego raftingu pokonujemy pieszo. Jednak nasze moce nie zostały ocenione na 6 i musimy przemaszerować po stromych kamieniach ostry fragment kaskad. Znowu w pontonach jesteśmy gotowi do dalszej drogi. Teraz to miał już być tylko łagodny spływ do mety. I tu nagle nasz Jacek wpada do wody. Z reporterskich przekazów ustalono, że wszystko trwało zaledwie ułamki sekund. Wywinął kozła, wpadł do wody, przefikołkował w wodzie i został wyciągnięty bardzo wprawnie przez kapitana pontonu. Leniwa Danuta wstrzymała aż na chwilę oddech w obawie o Przyjaciela.

Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie i wszyscy dotarliśmy w komplecie. Na zdjęciach trupa przed i po raftingu. Czas wolny w mieście został zagospodarowany na zakupy. Pojawiły się pierwsze czapeczki, sweterki, nawet jedno poncho. Wieczorną kolację zdominowały przysmaki lokalnej kuchni. A na sam koniec dnia zwiedzaliśmy Klasztor Świętej Katarzyny. Pięknie podświetlone wnętrza, sącząca się w tle muzyczka, żarzące się węgle w piecach chlebowych i porozstawiane latarnie nadały wyjątkowości temu miejscu. Część grupy zdezerterowała, a inna smacznie ziewała ogladając sypialnie sióstr zakonnych...

Pojechali i napisali: