Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Peru i Boliwia 5-25.10.2007

Inca Trail, Aguas Calientes, Machu Picchu, Cusco


24-10-2007

A dzisiaj ekscytujemy się bo przed nami Inca Trail. Wcześnie rano zbieramy się w recepcji hotelowej. Do łez bawi nas Antek, który zastosował się do mojej sugestii, że można wybrać się na treking w szortach i wczesnym rankiem obciął sobie spodnie. Tym samym z długich zrobił krótkie. Teraz ja martwię się, aby pogoda dopisała... Już w autobusie dostajemy po kolorowej torebeczce wypełnionej prowiantem na drogę. Dojeżdżamy do Ollantaytambo. Tu przesiadamy się na pociąg. Grupa trekingowa wysiądzie na 104 kilometrze trasy, by resztę - 11 kilometrów pokonać pieszo. Szóstka kontynuuje drogę pociągiem do samego Aguas Calientes, gdzie czekać będą na nas w hotelu. Wysmarowani olejkami z filtrami i wszystkimi możliwymi specyfikami odstraszającymi komary udajemy się na szlak. Najpierw czeka nas rejestracja i wnikliwe sprawdzenie naszych paszportów. Chichoczemy, ponieważ przemyciliśmy Celinę, która na następne dwa dni wcieli się w Leniwą Danutę. Danusia, która wcześniej zarezerwowała miejsce na treking zmieniła zdanie, a dla Celiny niestety zabrakło miejsc przy zapisie. Za nami wysiada z pociągu grupa Belgów Seniorów. Jak się okaże, nic nas nie będzie tak motywowało do marszu jak zbliżająca się grupa belgijska. Pogoda w sam raz. Nie za ciepło, z przerażeniem obserwujemy niebo słysząc z daleka grzmoty i zbliżającą się burzę. Kolumna rozciąga się trochę, spotykamy się w punktach odpoczynkowych. Drugie śniadanie, potem jeszcze czas na lunch w plenerze. Wreszcie docieramy do pięknych ruin, skąd droga wieść będzie już tylko po płaskim z nieznaczną ilością kamiennych stopni. Przyspieszamy. Przed nami Brama Słońca i piękny widok na Machu Picchu, póki co jeszcze z oddali. Śpiewamy "Sto lat", dzisiaj dla Hani. Ale miejsce na obchodzenie urodzin! Robimy mnóstwo zdjęć i schodzimy w stronę przystanku z autobusikami, które zwiozą nas do Aguas Calientes. Krótki odpoczynek, przerwa na prysznic i wspólna kolacja. Jesteśmy w pełnym składzie. Prawdziwa uczta francusko -peruwiańska. Na sam koniec tarta cytrynowa, która podbiła nasza serca ze świeczką urodzinową dla Hani i jeszcze raz "Sto lat".

Ostatni dzień przed powrotem do kraju zarezerwowałam na prawie całodniowy pobyt na Machu Picchu. Wstajemy rano, deszcz bębni o blaszane dachy. Z nieśmiałością wyglądam przez okienko, niestety moje obawy się potwierdzają: wszystko tonie we mgle i chmurach. Na śniadaniu spotykamy się wszyscy wspólnie. Nikt nie narzeka i nie marudzi ale z nadzieją wypatruje słońca. Optymizmu doda nam nasz lokalny przewodnik, który ubrany w pelerynkę przeciwdeszczową, zachęcając nas do kupna takich samych wdzianek, zapewnia, że od 11 będzie już znowu słonecznie. Wierzyć, nie wierzyć - i tak nie mamy wyjścia. Wjeżdzamy do ruin miasta Machu Picchu. Sytuacja beznadziejna. Nie widać nic. Absolutnie nic. Najpierw podśmiechujemy się, licząc, że to kwestia chwili. Część z nas widziała Machu Picchu wczoraj, ale szóstka niestety nie. Zwiedzamy. Posiłkujemy się planszami, żeby móc objaśnić wszystkie detale. Deszcz nieustannie nas przegania z miejsca na miejsce. Co ustanie na chwil kilka, to ponownie zaczyna padać. Maszerujemy po ruinach zwiedzając dokładnie każdy kompleks. Jedyna zasługa tej mizernej pogody - nigdy tak długo i szczegółowo nie zwiedzaliśmy ruin. Wreszcie zbliża się upragniona 11 i rzeczywiście niebo zaczyna się przejaśniać, na tyle, że mała grupka decyduje się powtórzyć wyczyn z wczoraj i podejmuje wyzwanie zdobycia Wayna Picchu, skąd nagrodą jest widok na miasto z góry. Kolejna Trójka, Danusia A., Danusia C. i Jurek, którzy wczoraj nie towarzyszyli nam podczas trekingu decydują się wejść na część Inca Trail i przejść do Bramy Śłońca. Reszta delektuje się pięknymi już widokami i robi zdjęcia. Pełni wrażeń zjeżdżamy na lunch i pociągiem wracamy do Cusco. Wieczorem spontaniczna kolacja pożegnalna.

A dzisiaj wracamy do Polski, najpierw przelot do Limy. Tu uroczysty obiad pożegnalny i samolot do Berlina.

Nie rozstajemy się na długo. Już za trzy tygodnie spotkanie w Karpaczu.

Pojechali i napisali: