Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Egipt 1-16.04.2008

Pustynia Zachodnia, El Kasr


04-04-2008

Dzisiaj pierwszy dzień zabarwiony przygodą. Pakujemy się na dwie opcje, do głównej walizy rzeczy nam niepotrzebne na najbliższy dzień a do małych plecaczków rzeczy na jedną noc (niektórzy optymistycznie zapakowali nawet piżamki!!!) to bardzo istotne - ale po kolei. Ruszamy do oaz położonych na Pustyni Zachodniej. Na dzisiaj zaplanowaliśmy przejazd autobusem do pierwszej z nich. Droga mija nam dość szybko, troszkę podsypiamy, bo pustynny krajobraz nas nie rozpieszcza. Pierwszymi zabytkami, które będziemy zwiedzać będą dwa przepiękne malowane grobowce liczące sobie ponad 2000 lat historii. Nie chce się nam wierzyć, że takie cuda są na takim odludziu. Muzeum z mumiami jest dla nas pierwszą ciekawostką. Powoli zaczynamy zgłębiać tajniki tutejszej historii. Czas na lunch. Na środku pustyni ciepły chlebek, serek, banany. Podjedliśmy i zmieniamy autobus na jeepy. Poznajemy naszego nowego przewodnika i jego kolegów. W sumie mamy trzy auta. Żegnamy się z naszym kierowcą i ahoj przygodo. Pędzimy jak szaleni po bezdrożach pustyni. Chłopcy nie żałują nam wstrząsów, podskoków i atrakcji. Podzieleni na trzy grupy wspieramy się wzajemnie, kiedy ktoś zakopie się w piachu (1 przypadek), kiedy ktoś najedzie na ostry kamień i przetnie oponę (1 przypadek), kiedy komuś zgaśnie silnik (też raz). Ja ze swoimi kompanami zbieram po drodze chrust na ognisko i zbieram śpiwory. Z niedowierzaniem Małgosia Pe. wypatruje patyki i materace na naszych dachach nie chcąc do końca uwierzyć, że czeka nas noc pod gwiazdami... Póki co przystanki przy pięknych wydmach piaszczystych, potem formacje kamienne, skały. Stale coś ciekawego do oglądania. Pustynia Czarna. Potem najładniejszy widok to białe skały podświetlone ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Nie możemy nacieszyć oczu, znowu Małgosia Pe. zalicza ten widok do swojej prywatnej Piątki Najładniejszych i Niezapomnianych Widoków. Wszyscy szalejemy fotograficznie. Piękne światło. Teraz już w przysłowiowych "egipskich ciemnościach" jedziemy przez Białą Pustynię. Nasi opiekunowie widząc zachwyt na naszych twarzach manewrują bardzo wprawnie pomiędzy poszczególnymi skałami. Nie widzimy zbyt wiele, wszędzie czarna noc. Wreszcie docieramy na miejsce. Wysiadamy z aut i co? I nic... Kompletnie nic. Jesteśmy poproszeni, żeby poczekać chwilę poza autami. Chłopcy zaczną budować nam obozowisko. Ustawiają się wokół tworząc ogrodzenie z aut z trzech stron. Ściągają z dachów namiot (bez dachu) mocują małą żarówkę. Chyba lekko przerażeni czekamy co będzie dalej. Pali się już płomień, w nim buzuje woda w czajniku. Kucharz bierze się za przyrządzanie posiłku. Ryż, warzywa, grilowany kurczak. Nadal nie możemy uwierzyć, że tak mamy spać. I po co nam te piżamki? Z niepokojem wodzę wzrokiem po minach całej grupy, nie zanosi się na tragedię, wręcz przeciwnie, humory dopisują nam wszystkim. Niebo rozgwieżdżone jak nigdzie na świecie. Ciepło od ogniska. Mamy nieproszonego gościa, liska, którego ściga Bogdan. Tadzik intonuje piosenki. Nic tylko żyć... Zapachy z kotła tylko podsycają nasz głód. Wydaje się nam, że nie jedliśmy nic od dawna. A to tylko kilka godzin. Warto było czekać - kolacja wyborna. Na deser soczyste i słodkie pomarańcze. Pełni uznania jeszcze przez chwilę towarzyszymy śpiewom i tańcom naszych Kolegów. A potem czas ułożyć się do snu. Najpierw pierwszy rząd, potem drugi i nawet trzeci. Śmiechu co niemiara. Bogdan walczy ze śpiworem nie mogąc się w niego owinąć. Inni już zakopani po uszy usypiają. Zapada wreszcie błoga cisza. Coraz bardziej rozlane głosy cichną i śpimy. Do dzisiaj nie ustaliliśmy kto chrapał tej nocy. Podejrzenia przejdą do tajemnic grupy... Obudził nas wschód słońca na Białej Pustyni. Unikalny widok i zachwyt. Czegoś takiego się nie spodziewaliśmy. Już wiemy, dlaczego dotarliśmy tutaj po ciemku, żeby spotęgować nasze wrażenie. Jest cudnie. Andrzej i Artur ganiają ze statywami i nie chcąc przeoczyć żadnej formacji szaleją z aparatami. A miejsc do ujęć jest bez liku. Śniadanie znowu w obozowisku. Smaczne i bardzo różnorodne. Coraz więcej uznania znajdują w naszych oczach nasi Koledzy. Jak się okazało są bardzo uniwersalni - to nie tylko przewodnicy, kierowcy, kucharze, ale takze śpiewacy i tancerze. Jeszcze długi spacer i kończymy przejażdżkę po pustyni. Przesiadamy się do naszego autobusu i jedziemy do kolejnej oazy. A tam czekają na nas muzeum lokalnego artysty i kawka w pobliskiej kawiarni. Nogi pomoczymy w gorących źródłach na kąpiel całego ciała zabrakło nam jednak odwagi. Nocleg w bardzo urokliwym hotelu też ze źródłami. Najpierw jednak kolacja. I znowu pysznie i elegancko. Mimo zmęczenia wydłużamy nasz miły wieczór i urzędujemy nad basenem.

Jutro po raz pierwszy opcja dla tych co wolą pospać i dla tych co jednak aktywnie zdecydują się na przejażdżkę wielbłądami po pustyni. Zbiera się prawie komplet. Ostatecznie Włodek decyduje się dołączyć do grupy z wielbłądami i tak jest nasz 12. Trzy Panie zostają nad basenem. I znowu spóźniają się nasi Egipcjanie. Ale i to nie psuje nam nastrojów. W końcu to wakacje. Dojeżdżamy do El Kasr - pięknego starego miasta, które zwiedzaliśmy pieszo wczoraj. Urzekło nas wszystkich swoimi świetnie zachowanymi budynkami z cegły mułowej, meczetem, szkołą. Dzisiaj wyjeżdżamy na punkt widokowy i kolejno dosiadamy naszych wielbłądów. Mnóstwo śmiechu. Tworzymy dwie karawany, wierzę że to przypadek, iż przygotowany dla mnie wielbłąd za nic w świecie nie pozwolił mi na siebie wsiąść. Próbowaliśmy od prawa, od lewa, ale on wierzgał, parskał i za nic w świecie nie chciał podporządkować się poleceniom opiekuna. I tak grupa na wielbłądach a ja dzielnie obok nich pieszo ruszyliśmy przez pustynię. W połowie drogi zamieniłam się z Bogdanem, który nad jazdę "wielką kozą" jak nazwał swego wierzchowca przedłożył spacer z aparatem po pustyni. Mi się zamiana spodobała, kolejne dwa kilometry podziwiałam wraz z grupą widoki. Byliśmy jedynymi turystami na pustyni, jedynymi, którzy wybrali się na przejażdżkę. Błękitne niebo, piękne piaszczyste wydmy. Niech żałuje ten, kogo z nami dzisiaj nie było. Trzy kilometry minęły nie wiadomo kiedy i dojechaliśmy do miejsca, gdzie przesiedliśmy się na nowo do autobusu. Szybki prysznic w hotelu i przejeżdżamy do kolejnej oazy. A tu zwiedzamy starą świątynię i cmentarzysko. I znowu z niedowierzaniem podziwiamy zachowane zabytki. Hotel i odpoczynek, kolacja i śmiechy do późnej nocy. Pierwsze podsumowanie naszego pobytu na pustyni w oazach wypada bardzo pomyślnie, nocleg pod gołym niebem okazał się hitem i podobał się nam wszystkim. Ufff! To była premiera także dla mnie. Nasi opiekunowie pierwszy raz obsługiwali polską grupę zorganizowana. Polubiliśmy się.

Pojechali i napisali:

PFR