Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Przez chwilę udało mi się jednak zająć moich Kolegów kolacją nad wodą. Małe stoliczki, świeczki na stołach, owoce morza z grilla. Bajkowo. A do tego jubileuszowe urodziny Mili i sto lat, prezenty, tort! Nawet grupa grajków tylko dla nas.
Jesteśmy teraz w hotelu. Przepakowujemy rzeczy z walizki do małych plecaków. Musimy spakować się na 12 nocy. O 2.30 w nocy lecimy z Bali do Timika na Papui.
x x x x x x x x x x x x x x x x x x x
Pozdrawiamy z Papui. Przed nami ostatnia noc - jesteśmy w Jayapurze, największym mieście na wyspie po stronie indonezyjskiej. Melduję, iż skład nie uległ zmianie, nikt z nas nie ucierpiał nawet częściowych strat, a najprawdziwszych kanibali spotkaliśmy i to nie raz.
Trudno relacjonować wydarzenia sprzed już prawie dwóch tygodni, ale nawet u Asmatów i u Dani robiłam sumiennie notatki, by nie przeoczyć żadnych istotnych ciekawostek.
Wracamy do wylotu z Bali. Zaczęło się niezbyt dobrze, wyczekiwany przez nas podczas całodziennego zwiedzania Bali bagaż Ewy niestety nie doleciał. Czekaliśmy na niego do ostatniej chwili. Kiedy jednak czas biegł do przodu, a bagażu ani widu ani słychu przygotowaliśmy wariant awaryjny. Beata i Bożena ubrały Ewę, Mila dołożyła część swojego bagażu, Tomek, który jak się okazało miał wszystko doubled wyposażył Ewę w specjalistyczny ekwipunek. A my nawet na lotnisku łudziliśmy sie, że bagaż jednak dotarł i czeka na nas w poczekalni. Niestety pan na lotnisku ostatecznie rozwiał nasze wątpliwości i nadzieje jednocześnie i Ewa musiała poradzić sobie bez bagażu (co zresztą uczyniła nad wyraz dzielnie ku naszemu bezmiernemu zachwytowi!!!!).
Przy odprawie okazały się rzeczy nadzwyczaj dziwne, pan z obsługi najpierw zapytał nas czy mamy w bagażach alkohol, spojrzeliśmy podejrzliwie na siebie nie wiedząc czy lepiej kłamać, czy mówić prawdę (na całej Papui panuje całkowita prohibicja). Na szczęście pan dokończył swe pytanie, sugerując, że lepiej nie zostawiać nic w bagażu głównym, bo obsługa wszystko wyjmie i wypije. Cuda. To nie koniec, wpuszczono nas na pokład z napojami, alkoholem, kijkami trekkingowymi, itd. Zaczęło się coś dziać. Za nami w kolejce ustawił się Kanadyjczyk, który nas najpierw bacznie obserwował, a potem z grymasem stwierdził, że dziwi się nam iż lecimy do Papuasów. "Przecież tam naprawdę nic nie ma." Zbagatelizowaliśmy tę wypowiedź, tym bardziej, że pan pracował dla kopalni Freeport, która czyniąc wielkie spustoszenia na wyspie stała się dla nas automatycznie wrogim tematem. Odczekaliśmy swoje i zaczął się boarding.
Już w samolocie wśród towarzyszących nam pasażerów dało się zobaczyć typowe dla Papui rysy twarzy, niski wzrost, kręcone czarne wełniste włosy, rozpłaszczone nosy. Zasiedliśmy w fotelach i pożegnalismy się na dwa tygodnie z Bali. Lądowaliśmy w Timice tuż po świcie. Na szczęście pogoda nam sprzyjała. Niebo było prawie bezchmurne, co o tyle było dla nas bardziej istotne, że dalszą część podróży mieliśmy odbyć małą awionetką, której kurs uzależniony był od pogody. Przygotowani byliśmy na najgorsze: Ewa i Mila zebrały nawet jajka z lunch boxów i zamiast po dwa na osobę miały już 8. Ratując się w każdej sytuacji wynieśliśmy z samolotu także dwie poduszeczki i dwa kocyki. Za co bardzo przepraszamy, ale wszystko z myslą o Ewie! Wysiedliśmy na lotnisku w Timice. Lotnisko to zbyt wiele powiedziane. Mała hala z symboliczną poczekalnią i wielkim oknem, gdzie podjeżdża samochodzik z bagażami. Wyjęliśmy nasze plecaki i poznaliśmy naszego przewodnika Ruslama. Jaka szkoda, że to nie prawdziwy Papuas - ale ...
Okazało się, że wyczarterowana przez nas awionetka była już podstawiona na pasie startowym i gotowa do odlotu. Zapakowana była po brzegi, wraz z nami leciała cała nasza woda, jedzenie potrzebne przez następne 5 dni (warzywa, owoce, ryż, sól, cukier, kawa, makarony). My dołożyliśmy tylko nasze plecaki. Zajęliśmy miejsca i byliśmy gotowi do startu. Mimo nocnego przelotu nikomu z nas ani na chwilę nie zamknęły się oczy, wszyscy z nosami przy ciupeńkich okienkach chłonęliśmy widoki pod nami. Awionetka leciała na wysokości średnio ok. 400 metrów, dość wysoko by objąć cały dziki splątany gąszcz zieleni, poprzeplatany wąskimi rzeczkami. Gdzieniegdzie na drzewach opierały się białe obłoczki chmur niczym z waty. Lot był krótki, bo trwał zaledwie 45 minut, ale zaoszczędził nam około 4 dni drogi przez dżunglę. Jesteśmy w Ewer - sercu terenu zamieszkałego przez Asmatów. Pogoda fenomenalna. Upał i żar leją się z nieba. Jest wilgotno i duszno, jeden dzień aklimatyzacji na Bali dobrze nam zrobił. Otwierają się drzwi awionetki i bucha w nas chmura upału i wilgoci. A zaraz za nimi nadbiegają ciekawskie dzieci i za nimi dorośli. Przyglądają się nam bacznie i uważnie. Milkną na chwilę by zaraz potem zacząć się śmiać, pokazywać nas sobie palcami i po swojemu oferować pomoc w niesieniu bagaży. W przelocie przedstawiony zostaje nam nasz nowy kucharz Rony - och jak bardzo Go docenimy !!!! Po grząskim gruncie przechodzimy na drewniane mostki, po których dotrzemy aż do naszej łodzi. Musimy się przyzwyczaić do mostków i całych wiosek zbudowanych na palach. Asmaci zamieszkują tereny nad rzekami bardzo mokre i bagniste i budują swoje wioski na palach, a przemieszczają się pomiędzy poszczególnymi budynkami po drewnianych trapach. Przechodząc wodzą za nami pary oczu. Widzimy miejscowy targ z krabami wielkości sporego żółwia, storczykami, na ręce jednej z pań nawet przepiękny niebieski rajski ptak. Nie bardzo wiemy jeszcze czy i jak wolno nam fotografować miejscowych. Ale nie sposób powstrzymać się od robienia zdjęć - wszystko wokół jest takie egzotyczne i nowe dla nas. Przy pomoście czekają na nas dwie łodzie: w jednej wozić będziemy odtąd nasze bagaże i całą żywność, druga to łódź osobowa. Usadawiamy się w chyboczącej łodzi siedząc prawie na samej podłodze i ruszamy. Cały rząd łapek macha na pożegnanie. A my chciwie połykamy widoki wokół.
Po okolo 40 minutach płynięcia na horyzoncie pojawia się wioska. Nasz przewodnik anonsuje pierwszą noc właśnie w tej wiosce. My potem sprostujemy, że to nie wioska tylko miasto. Nie udało się nam ostatecznie ustalić liczby mieszkańców w Agats - stolicy regionu Asmatów. Miny nam rzedną, kiedy nasi Panowie z daleka wypatrują wieże i nadajniki satelitarne. Podpływając bliżej widzimy ubranych w t-shirty i spodnie mieszkańców. Po mostkach drewnianych jeżdżą mieszkańcy Agats na rowerach. Wszędzie na dachach wielkie anteny satelitarne. Rozglądam się po twarzach naszej eskapady: miny mówią same za siebie, nie po to tu przyjechaliśmy... Schodzimy na ląd. Za nami nasze bagaże. Póki co nie wyjmujemy aparatów. Idziemy przez miasteczko do naszego gościńca - który okaże się jedynym w mieście hotelem. Po drodze mijamy rozłożone na straganach owoce, warzywa, wszędzie pod pomostami chodzą kury. Zza rogu domów pozdrawiają nas nieśmiało dzieci, dorośli uśmiechają się na nasze "hello" albo uśmiech. Prawie nikt nie mówi tu po angielsku. Plątanina pomostów, mnóstwo ludzi na wąskich trapach wszystko to nas lekko dystansuje. Nasza noclegownia okazuje się bardzo przyzwoitym nowo wybudowanym hotelem z kilkoma pokojami. Prąd jest wprawdzie wydzielany tylko od 18 do ok. 22, woda w łazience stoi w wielkiej balii z mniejszym garnuszkiem, są za to po dwa łóżka w każdym pokoju. Rozpakowujemy rzeczy, a że nie mamy tego zbyt wiele, jesteśmy prawie od razu gotowi do wymarszu. Zabezpieczamy się w cukierki dla dzieci, ołówki i długopisy i jesteśmy już prawie gotowi. Gdy nagle w pokoju Mili i Ewy reklamacja. Dziewczyny znalazły w swojej balii... pływającą zdechłą mysz. Pan właściciel bez większego zmieszania przyszedł, mysz wyjął i po sprawie. Dzisiaj to jeszcze na nas robiło wrażenie, jak się okaże po trzech dniach u Asmatów pewnie mylibyśmy się wodą razem z myszą.
Razem z naszym przewodnikiem i kucharzem, który pochodzi wprawdzie z plemienia Dani, ale od lat wraz z żoną i 6 dzieci mieszka w Agats, ruszamy na zwiedzanie starej części miasteczka. Mijamy najpierw szkołę, potem internat, sporo tu krzyży, i wreszcie wchodzimy w część mieszkalną. Częstujemy przechodzące dzieci cukierkami (po tutejszemu: gula-gula). Dorośli pokazują nam jednoznacznie, że oczekują od nas papierosów. Chcąc nie chcąc wieczorem zaopatrzymy się w papierosy. Palą tu wszyscy i wszędzie, i jak się okaże bardzo wielką radość można sprawić Asmatom kilkoma papierosami. Niektóre rodziny zapraszają nas do siebie do domów. Trudno nam pomieścić się wszystkim w jednym pomieszczeniu. Aż trudno uwierzyć, że w jednym z takich małych domków mieszka aż 40 osób, a w innym, który będziemy oglądać aż 46 osób. Obdarowujemy Maluchy słodyczami, Tomek ma niebieskie bransoletki z gumy - które wielu Maluchom posłużą jako gryzaczki. Dziękuję Zosi za sznury korali, które tu robią furorę! Robimy mnóstwo zdjęć. Ludzie są tak samo spragnieni nas jak i my Nich. Widać, że rzadko goszczą tu Biali. Zaczyna padać. Już po raz kolejny dzisiaj. Mimo tego, że czerwiec to pora sucha, deszcze są tu na porządku dziennym. Uśmiechamy się widząc całe sznury Tubylców, właśnie skończyła się msza, którzy spacerują po trapach w swych odświętnych strojach, najczęściej boso, z parasolami. My na początku staramy się chronić przed deszczem pod daszkami przygodnych domów albo sklepików. Kiedy jednak jesteśmy już mokrzy jest nam wszystko jedno. Odkryliśmy wiele bardzo ciekawych miejsc. Jesteśmy jednak nadal zdegustowani cywilizacją. Chcieliśmy przeżyć zupełnie coś innego.
"Chciałam gorąco podziękować z możliwość poznania Madagaskaru. Wyprawa, choć trudna absolutnie niezwykła i niezapomniana Podróżowanie z Anią to czysta przyjemność; nawet w absolutnie ekstremalnych warunkach. Cieszę się bardzo z tego czasu i mam nadzieję, że niedługo znowu wyruszę z Esta Travel. Pozdrawiam serdecznie"
"Dziękuję Ci bardzo za ostatnie cudowne, dwie wyprawy. Spełniłaś moje młodzieńcze marzenia poznania Egiptu i zabrałaś mnie w przepiękne góry, o których śniłam przez ostatnie miesiące, pozwoliłaś mi uciec od stresu i pooddychać światem; wspaniały czas! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! "
"Safari fantastyczne! Naprawdę super. Kierowca ekstra, park przepiękny, super warunki. Wszystkim nam BARDZO SIĘ PODOBA !!! Dziękujemy"
"Chciałbym podziękować w imieniu swoim i żony za super wycieczkę, najlepsza do tej pory, na jakiej byliśmy, wszystko dopięte na ostatni guzik. No i wielkie dzięki za Izę i super przewodników!"
"Chcielibyśmy serdecznie podziękować za zorganizowaną wycieczkę do Apulii, a w szczególności podziękować Martynie za perfekcyjną opiekę i organizację. Udało nam się nawet wspólnie odkryć nieznany dotąd akcent polski w Apulii, więc w trakcie wyjazdu staliśmy się nawet odkrywcami. "
"Chciałabym bardzo podziękować za cudownie zorganizowany wyjazd. Wszystko było dopracowane i zapięte na ostatni guzik."
"Dzień dobry Pani Estero. Chciałbym bardzo podziękować za wspaniałą wycieczkę. Muszę przyznać, że Pakistan zrobił na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że to akurat z Pani biurem i Anią "przetarłem szlak". Nie będę się rozpisywał na temat programu, hoteli itp. ponieważ Ania zna moją opinię na te tematy i na pewno Pani przekaże (nie było na co narzekać). Jeśli chodzi o Anię, to napiszę tylko, że z taką kobietą aż chcę się podróżować. Mam nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa z Pani biurem. Jeszcze raz dziękuję za super spędzony czas. Pozdrawiam"
"Chcieliśmy jeszcze raz wyrazić nasze zadowolenie z udziału w ekspedycji pod hasłem "Wielka włóczęga po Egipcie". Jest nam bardzo miło, że poznaliśmy się osobiście. Pełen szacunek za szeroko rozumiany profesjonalizm."
"Serdecznie dziękujemy ESTA TRAVEL za zorganizowanie niesamowitej wyprawy do Ugandy. To była absolutnie niezapomniana przygoda, która przyniosła nam wiele radości, emocji i niezwykłych doświadczeń. Wszystko od samego początku było perfekcyjnie zorganizowane, od transportu, zakwaterowania w malowniczych klimatycznych loggiach, po sam program wycieczki. Doceniamy Pani pasję i zaangażowanie w organizację wyprawy wyjątkowej i niepowtarzalnej. Dopracowanie wszystkich szczegółów sprawiły, że była to podróż magiczna - komfortowa i bezpieczna. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Specjalnie podziękowania dla Pani za wsparcie na samym początku podróży kiedy nasze bilety lotnicze raz za razem były anulowane, a my przerażeni… ale co źle się zaczyna, dobrze się kończy. Pani spokój był dla nas wybawieniem."
" Wyprawa do Peru to była niesamowita przygoda, pełna wrażeń i wyzwań. Wracamy zadowoleni, z tysiącem zdjęć i głowami pełnych wspomnień. "
"Chciałam w imieniu całej rodziny podziękować za super safari. Kierowcę mieliśmy bardzo sympatycznego. Lodge tez była świetna. Wielkie dzięki!"
"Dziękujemy za wspaniały program, znakomitą oprawę - pilotka i przewodnicy, znakomicie dobranych uczestników (może to przypadkowa selekcja, ale wyszła znakomicie pomimo dużej rozpiętości wieku). I oczywiście za świetną organizację wyjazdu „ku chwale Ernesta Malinowskiego”. Świetny i program i godny polecenia! "
"Chciałabym serdecznie podziękować za wspaniałą keralską przygodę! Dziękuję za wszelką pomoc okazaną przed i w trakcie wyjazdu, dziękuję za wspaniałą opiekę pięknie uśmiechniętej, pomocnej i świetnie zorganizowanej Karoliny, dziękuję za inspirujące warsztaty z Pauliną w niezwykle urokliwym Kondai Lip. To był piękny czas!"
"Dziękujemy! Było bardzo bardzo bardzo trudno. To była dla nas najtrudniejsza rzecz w życiu. Wiatr był potężnie silny, wiele osób zrezygnowało. Generalnie bardzo dobra organizacja podczas trekingu jak i poza. Dziękujemy serdecznie za te niesamowite wakacje. Tanzańczycy to świetni ludzie. Świetnie przeżycie! "
"Właśnie wróciłam z drugiego wyjazdu z Waszym biurem w tym roku. Nie jestem osobą zbyt otwartą, opisując wrażenia i odczucia, ale nie mogę, nie wyrazić swojego zachwytu z tych pobytów. Jesteście niesamowicie profesjonalnym, rzetelnym biurem podróży. Już po pierwszym wyjeździe czułam się niesamowicie zaopiekowana, dopieszczona i zadowolona, ale pomyślałam, że to może przypadek, miałam szczęście, ale po drugim wyjeździe stwierdziłam, że to nie przypadek. Wy jesteście po prosu ŚWIETNI !!! Bardzo dziękuję za wspaniałe wakacje. Były to wyjazdy do Pauliny Młynarskiej, którą uwielbiam i na pewno jeszcze nie raz skorzystam z takich wyjazdów. Polecam biurko Esta Travel znajomym, bo wiem, że warto. Obserwuję Was w mediach społecznościowych i razem z mężem planujemy wyjazd z Esta Travel w jakieś ciekawe miejsce na Ziemi, może Azja ? Do..."