Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Papua 19.06 - 9.07.2008

Plemię Dani, pieczenie świni, niespodziewana stypa


05-07-2008

Wjeżdżamy do wioski. Nasi przewodnicy starają się zasięgnąć języka u wodza zostawiając nas na pożarcie przez tumult dzieciaków. Oczywiście wszyscy zachęcają nas do robienia sobie zdjęć. Wreszcie zapada decyzja: najpierw lunch potem ceremonia.

Nasza wizyta zbiegła się z bardzo smutnym wydarzeniem w wiosce. Wczoraj zmarła jedna z ośmiu żon wodza wioski. Przez chwilę nie było wiadomo czy w tych okolicznościach ceremonia pieczenia świnki dla nas będzie mogła się odbyć. Ostatecznie jednak zadecydowano, że tak. Udaliśmy się na pole tuż obok wioski żeby zobaczyć charakterystyczny taniec wojowników. Zza kęp traw i drobnych krzewinek nagle pokazali się mężczyźni w swych strojach uzbrojeni w długie dzidy i strzały. Wszyscy oczywiście w kotekach. Przez chwilę demonstrowali swe umiejętnosci wojowników. Potem pozowali do zdjęć.

Następnie zostaliśmy zaproszeni do wioski. U plemienia Dani, gdzie teraz gościmy wioską nazywanych jest kilka chatek umieszczonych w bardzo charakterystyczny sposób. Najważniejszym domem jest Chata Wodza (często jedynego mężczyzny w wiosce). Stoi na wprost od wejścia i ma kształt kwadratu. Po jej prawej stronie mieszczą się małe chatki okrągłe kryte strzechą dla kobiet. Mają bardzo charakterystyczne małe wejścia, przypominające otwory w klatkach dla królików. Całe życie natomiast koncentruje się w długim prostokątnym budynku po przeciwnej stronie, który jest miejscem, gdzie przebywają kobiety wraz z dziećmi. Tu mieści się także kuchnia i przygotowywane są posiłki dla całej wioski. W razie wizyty tu także nocować będą goście.

Zostaliśmy zaproszeni na plac w wiosce. Towarzyszyli nam mężczyźni pokazały się także kobiety. Ubrane były w charakterystyczne przepaski z rafii z jednej strony opasane na brzuchu, z drugiej opięte pod pośladkami kobiet. Na czole prawie wszystkie panie miały nokeny - siatkowe torby przesłaniające plecy i pośladki. Gołe biusty. Dołączyły do powitalnego tańca. Wypatrzyliśmy też coraz więcej dzieci. Zostaliśmy zaproszeni do wspólnego tańca i śpiewów a potem pamiątkowe zdjęcia. Wreszcie przed nami ukazała się też bohaterka całej ceremonii mała świnka. Świnie u Dani stanowią największe dobro i są bardzo drogie. Zabija się je tylko przy szczególnych okazjach. Dzisiaj mieliśmy uczestniczyć w tradycyjnej uroczystości zabijania i pieczenia takiej swinki. Najpierw dwóch mężczyzn złapało zwierzaka i trzymając za przednie i tylnie nogi unieruchomiło w powietrzu. Potem jeden z mężczyzn, następca wodza wioski przygotował swój łuk i jedną strzałę. Wycelował i trafił prosto w serce świnki (w naszym przypadku nieco sie omylił i niestety byliśmy świadkami długiej śmierci świnki). Ranione zwierzę zostało położone na ziemi i wszyscy czekali aż odda ostatnie tchnienie. Trochę to trwało. Nie chcąc patrzeć na męki zwierzaka schowaliśmy się pod daszek, gdzie miejscowi zrobili nam miejsce. Tym bardziej, że znowu zaczęło padać. Najbardziej przeżyła to Krysia, która nie mogła patrzeć na męki świnki.

Do chatki przyszedł sam wódz. Nie sposób było nie dojrzeć ogromnego smutku na jego twarzy i szklistych oczu zdradzających żałobę po swej wczoraj zmarłej żonie. Przywitał się z nami przepraszając, że nie może wziąć udziału w ceremonii. Zrobiło się nam smutno, tym bardziej doceniliśmy starania wioski. Okazało się, że ciało Kobiety zostało skremowane wczorajszego wieczoru a prochy rozrzucone. Dzisiaj za płotem odbywała sie stypa. Nasza świnka nieruchomo leżała na ziemi. Została po raz kolejny schwycona za nogi i przeniesiona za płot do kolejnej już wioski. A my za nią.

Tuż obok trwała wielka uroczystość - to właśnie wspomniana przez wodza wioski stypa. W sumie nieszczęśliwe zdarzenie było dla nas bardzo nietypowym i przede wszytskim  autentycznym zdarzeniem, w którym mieliśmy okazję uczestniczyć. Przez ogrodzenie oddzielające wioskę od pozostałej części, będące jednocześnie barierą dla żyjących wewnątrz wioski świnek ściągało coraz więcej osób. W większości były to kobiety ze swymi torbami na głowach. Przed domem wodza rozciągnięte były specjalne niebieskie daszki, i na matach zasiadali kobiety i mężczyźni zgromadzeni w związku ze śmiercią Żony wodza.

Po środku placu płonęło ognisko. Tuż obok ustawiony był kopiec dymiący z daleka. Nie bardzo wiedzieliśmy czy to nasz piec na świnkę, tym bardziej, że widzieliśmy już końcowe prace stawiania tego pieca. Za chwilę wszystko miało się wyjaśnić. Zostaliśmy zaproszeni do jednej z otwartych chatek, gdzie wraz z nami zgromadzili się mężczyźni. Częstowaliśmy ich papierosami, dzieciom rozdaliśmy cukierki. Wielu z nich obnosiło się brakiem palców u swych dłoni. To kolejny zwyczaj wśród Dani. Po śmierci bliskich sobie osób obcinają fragmenty palców i wraz z ciałem osoby zmarłej palą na stosie.

Pojechali i napisali: