Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Egipt 1-16.04.2008

Luksor, Abydos


06-08-2008

Ruszamy dalej. Na dzisiaj przejazd do Luksoru. Najpierw jednak wczesna pobudka, pakowanie bagażu na dach naszego busika i dalej w drogę. Dopiero na kilkanaście kilometrów przed Luksorem różnicuje się krajobraz i pokazują się zielone poletka uprawne. Chcemy zwiedzić Karnak. Zmieniamy naszych przewodników. Z przerażeniem obserwujemy idące nam z naprzeciwka tłumy, które właśnie zwiedziły świątynię. Jest ich tysiąc albo więcej. Wszystko to turyści znad Morza Czerwonego. My celujemy akurat w przerwę pomiędzy grupami porannymi i popołudniowymi i mamy Karnak prawie dla siebie samych. Ze wszystkimi detalami i ogromnym zainteresowaniem penetrujemy wszystkie kolejne przejścia i świątynię. Ujęć do zdjęć nie sposób wykorzystać naraz. Zasłużony błogi odpoczynek w hotelu. Mamy Nil, za chwilę zachód słońca, wielki basen, same luksusy. A po kolacji zabieram grupę na zwiedzanie Świątyni w Luksorze nocą. Jeszcze nie wiedzą (bo to niespodzianka i cicho sza! do 19.30) ale pojedziemy do Świątyni dorożkami! Jutro Abydos i Dandera dwie piękne świątynie w Egipcie Centralnym.

Dorożki okazały się prawdziwą niespodzianką. Jednak przed tym jak wybraliśmy się na nocne zwiedzanie świątyni rozkoszowaliśmy się pyszną kolacją nad samym Nilem, przy blasku świec. Wybór dań w naszym hotelu był niesamowicie różnorodny. Każdy z nas skomponowal swoje własne menu. Do tego białe i czerwone wino... Żyć nie umierać. Ja chciałam zaskoczyć grupę, ale i ja zostałam zaskoczona. Na pięć minut przed planowaną zbiórką zerwał się niesamowicie silny wiatr, niosący ze sobą mnóstwo pyłu i kurzu. Cały piasek z Brzegu Zachodniego wirował w powietrzu. Nic nie było w stanie pokrzyżować nam planów. Zajęliśmy pięć dorożek i ruszyliśmy najpierw na przejażdżkę po mieście wzdłuż Nilu aż pod samą Świątynię. Andrzej, który wcześniej przeglądał zdjęcia i aktualności w internecie wytrwał w tajemnicy i wiedząc, że będą dorożki, mimo nacisków Celiny i Gosi Pa. nie puścił pary z ust. Co umowa to umowa! Świątynia prezentowała się nieporównywalnie lepiej i ciekawiej niż za dnia. Dodatkowo mieliśmy ją prawie na wyłączność. Specjalnie wybrałam ostatnią godzinę tuż przed jej zamknięciem by w spokoju i ciszy bez "dzikich" tłumów móc poznać całą jej długą historię. Było warto! Spodobało się nam bardzo. O 21 wygaszono światła i tym samym wyproszono nas z terenu świątyni. Po zwiedzaniu nadal w dorożkach objechaliśmy drugą stronę nabrzeża. Odwieźliśmy do hotelu Basię G. i Bogdana a sami rozsiedliśmy się w kawiarni. To chyba zbyt dużo powiedziane, bo zaprowadziłam grupę do mojego ulubionego miejsca, gdzie siedzi się przy spontanicznie zaaranżowanych stolikach i dostawianych krzesłach wprost na ulicy, pomiędzy starymi zamieszkałymi budynkami, z głośników sączy się zawodzący śpiew najsłynniejszej egipskiej piosenkarki, a zamówić można soki z truskawki, mango, guawy. Obowiązkowo szisza. Nasze grono palaczy się powiększa i prócz Celiny i mnie, palili Włodek, Tadzik, Gosia Pa. i Gosia Pe. Śmiechu co niemiara. Kłęby dymu na przemian z pokłasywaniem. Zdjęcia mówią same za siebie. Dołączyła do nas też Ania S. Brawo! Wcale nie mieliśmy ochoty zbierać się w drogę powrotną, jednak późna pora zadecydowała za nas.

Pierwszy nasz konwój. Punktualnie stawiamy się na zbiórkę. Autobusów całe mnóstwo, część z nich jednak pojedzie nad Morze Czerwone, my natomiast odbijemy na północ by dotrzeć do Abydos. Stajemy się specjalistami od Starożytnego Egiptu. Ta budowla jednak zachwyci nas wszystkich: świetnie zachowane kolory, przepiękne reliefy, niespotykana ilość detali. Warto było przemierzyć kawał drogi, by dotrzeć tutaj. Po drodze przejeżdżając przez zapomniane małe wioski wydobywamy nasze zapasy zabawek, maskotek, słodyczy. Basia K., Gosia Pa. mają cały arsenał drobnych przytulaków, rozdajemy je przez okna, kiedy zwalnia nasz autobus, nadal jedziemy w konwoju i nie możemy samowolnie decydować o naszych postojach. Rozdajemy także nasz lunch, który dostaliśmy na wynos ze statku. Zostaje sporo bułek, owoców. Przed Luksorem zatrzymamy się w kolejnej świątyni tym razem poświęconej Bogini Hathor. Nasza wiedza się coraz bardziej utrwala. I znowu odkrywamy nowe dla nas elementy architektury egipskiej. W autobusie zapadamy w krótką drzemkę i dojeżdżamy na nasz statek. Od dzisiaj zaczynamy nasz rejs po Nilu. Kwaterujemy się w kabinach i czekamy na kolację. Wszystko odbywa się bardzo zgrabnie, kuchnia bardzo urozmaicona, zajadamy się serwowanymi smakołykami. Niektórzy z nas przerażeni wizją bardzo wczesnej pobudki, bo o 3:45 udają się spać, pozostali spontanicznie decydują się na przejażdżkę do miasta. Zatrzymujemy się w lokalnej księgarni, potem jak zwykle szisza i soki. Wracamy dobrze przed północą. Ja wraz z moim Kontrahentem uganiamy się za szampanem - przygotowania do urodzin Basi K. Nie jest to takie proste, tym bardziej, że jest już późno, ma być konkretnie szampan i to już teraz. Wreszcie udaje się nam odnaleźć najprawdziwszą melinkę, gdzie stoi jedna jedyna butelka - sukces. Jeszcze w barze statku udaje mi się przekonać Panów barmanów, że jeśli prawdziwy szampan to tylko z prawdziwego szkła i tym samym dostaję całą reklamówkę małych szklaneczek. I tak robi się 1.00 w nocy. Pobudka o tak wczesnej porze uzależniona została od chęci odbycia lotu balonem nad Luksorem. Punktualnie przyjeżdża po nas autobusik, dowozi nas do miasta, stamtąd łódkami przepływamy na Brzeg Zachodni. Na wpół śpiący obserwujemy brzask i powoli wstające słońce. Docieramy na miejsce. Pojedyncze balony stawiane są gorącym powietrzem. Robimy zdjęcia czekając na naszą kolej. Niestety... wiatr przybiera na sile. Bohatersko walczą z balonami zarówno piloci jak i chłopcy do pomocy. Podmuchy wiatru są jednak na tyle mocne, że nie są w stanie utrzymać wielkich balonów. Tylko kilka z planowanych kilkunastu wzbiło się w górę. Niestety nam zabrakło odrobiny szczęścia.

Pojechali i napisali: