Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

RPA 13-29.09.2008

Johannesburg


14-09-2008

Grupa w składzie Zosia, Maciuś, Małgosia, Marta, Hania, Leniwa Danuta, Asiunia, Kasia, Tomek, Rysio, Antek, Jacek, Krzysztof, Miruś, Estera rusza dziś do RPA. Spotykamy się na lotnisku w Warszawie o 13.00. Już nie możemy się doczekać.

Do odlotu naszego samolotu do Londynu zaledwie godzina. Wszyscy stawili się na zbiórce punktualnie. Nastąpiła już nawet prezentacja w nowych kapelusikach ESTY. Kasia i Tomek, którzy są z nami w podróży poślubnej dostali już na lotnisku różowe poduszki w kształcie serc z życzeniami słodkich, wspólnych snów. Uwaga start!

Lot tym razem minął nam bardzo szybko. I wczesnym rankiem wylądowaliśmy nawet przed planowaną godziną przylotu w Johannesburgu. Na lotnisku zabrakło akurat formularzy wjazdowych, więc weszliśmy bez konieczności ich wypełniania. Afryka pełną gębą! Przy bagażach niestety znowu braki. Tym razem utknęła zapewne w Londynie walizka Marty. Namierzamy ją i mamy nadzieję, że najpóźniej jutro doleci do naszego hotelu.

Za bramkami czekał na nas już miejscowy przewodnik Artur i najprawdziwszy Zulus. I choc słońce w pełni to jest nam dośc chłodno. Nawet u Zulusa wypatrzyliśmy przez chwilę gęsią skórę, wymieniamy pieniążki i w eskorcie Zulusa oraz naszych miejscowych Kolegów: Artura i Wojtka udajemy się do autobusu. Pakujemy bagaże i pierwsza niespodzianka. Przed wejściem do auta poczęstunek: szampan. Wznosimy toast za Afrykę i mamy jeszcze jedną okazję, Rysio obchodzi swoje urodziny, zaczynamy świętowac od samego rana. Ponieważ nasze pokoje nie są jeszcze gotowe najpierw zwiedzamy SOWETO - czarną dzielnicę Johannesburga. Potem przejeżdżamy do Gold Reef City.

To park tematyczny wybudowany na miejscu pierwszej kopalni złota, a teraz oferujący wizytę w starej kopalni i mnóstwo innych atrakcji. My zaczynamy od zwiedzania, zjeżdżamy pod ziemię i szukamy złota. Potem ponieważ większości z nas samoczynnie zamykają się oczy zasiadamy przy dobrej kawie, i kanapkach, i sokach. Jak wakacje to wakacje. Niepokorne dusze: Hania, Asiunia i ja nie mogłyśmy odpuścic sobie przejechania się choc jedną kolejką. Wybrałyśmy Wieżę terroru. Wagonik najpierw wjeżdża windą na szczyt długiego toru, by po chwili wyczekania spaśc pionowo w dół z ogromną prędkością. To było niesamowite. Roześmiane wracamy do stolika na posiłek.

Została nam jeszcze chwila czasu namawiamy Danę i Kasię na przejazd kolejną kolejką. A potem już ku ogromnemu niezadowoleniu Hani, która chciałaby jeszcze poszalec na kolejnych atrakcjach pakujemy się do autobusu i jedziemy do hotelu. Kwaterujemy się w małych domkach krytych strzechą. Przed domkami chodzą zebry, nagle zza okna widac paradującą żyrafę, odkrywamy także springboki. I nici z naszych planów odespania nocy w samolocie.

Mirek szaleje wśród krzewów i wyszukuje ptaki. Jest bardzo zadowolony. Znalazł ich całe mnóstwo. O 18.30 zbiórka na kolację. Zabieramy grupę na najprawdziwszą afrykańską ucztę do restauracji specjalizującej się w daniach mięsnych. Najpierw własnej roboty chleb i zupa, potem sosy i mnóstwo różnych mięsiw: krokodyl, struś, kudu, guziec, żyrafa... Dołączają nasi kontrahenci i śmiejemy się do łez. Oczywiście po raz pierwszy kosztujemy czerwonego wina z RPA.

I jeszcze kontynuacja urodzin Rysia. Mamy dla Niego tort w stylu safari. Na zielonej łączce otoczonej niebieskimi kwiatkami (które jak się okaże lada chwila farbują język i nawet zęby na niebiesko - patrz Jacek) wypasają się zwierzęta afrykańskie. Asiunia wybiera je przed krojeniem tortu, oblizuje im nóżki i zabieramy je na pamiątkę ze sobą. Jest tort, potem Sto lat po angielsku, zulusku, polsku, oczywiście prezent i kolejne butelki wina. Aż nie chce się nam wierzyc, że poznaliśmy się zaledwie dzień wcześniej. Atmosfera naprawdę wspaniała!

Tu Afryka, tu Afryka! Wstajemy dość późno, odsypiamy noc w samolocie. Śniadanie z widokiem na basen, a tuż przy nim stado zebr. Piją wodę. Pierwszym punktem programu jest dzisiaj Park Lwów. Większość z nas jednak nie doczekała zaplanowanej późnej pobudki i od wczesnych godzin porannych biegała po terenie przyhotelowym w poszukiwaniu zwierząt oraz ptaków (Mirek).

Pojechali i napisali: