Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
W zielonych pelerynkach wyglądaliśmy przezabawnie, ale nie zrezygnowaliśmy z przyjemności safari. Park Hluhluwe słynie z nosorożców. Żyje tu ponad 1700 sztuk nosorożców białych i około 400 sztuk rzadkich nosorożców czarnych. Poza tym nadal brakuje nam lamparta w Wielkiej Piątce. Ruszamy. Już za bramą wypatrujemy pierwsze zwierzaki: niale, gnu, zebry, żyrafy. Są oczywiście tez nosorożce, wprawdzie nie czarne ale białe też nas w pełni satysfakcjonują. Park robi na nas wrażenie dużo bardziej zielonego niż Park Krugera. Ma też inne ukształtowanie terenu, podoba się nam zdecydowanie bardziej. Niestety z zamiarów pięknego zachodzącego słońca nici. Szybko robi się ciemno. Przy autobusie spotykamy się z naszymi Panami. Im także udało się zobaczyć podobną ilość zwierzaków co nam. Na sam koniec objazdu dostaliśmy jeszcze informację o samotnym lwie zmierzającym w stronę rzeki. Niestety dotarliśmy na miejsce zbyt późno, bo nie udało się nam go wypatrzeć w gęstwinie brązowej trawy. A może było zbyt ciemno i jego ciało zlało się z kolorem sawanny.
W autobusie rozgrzewaliśmy się dobrym winem. W lodży o dziwo sucho, nawet jeszcze nie padało, ale znowu niespodzianka prawie równo z godziną kolacji pierwsze drobniutkie krople deszczu. Niewzruszeni dzielnie zasiadamy przy stołach i delektujemy się pysznym jedzeniem. Dzisiaj do kolacji wino fundują nasi Nowożeńcy: Kasia i Tomek. Humory już kolejny dzień z rzędu wyborne. Wprowadzamy nawet za opowieścią Gosi nowe kody lingwistyczne. Od tej pory witać się będziemy słowem pasztetowa a żegnać słowem salceson. I to działa!
Kolejny dzień chcemy rozpocząć dość wcześnie aby wybrać się na powtórne safari do Parku Hluhluwe. Budzę się jako pierwsza. Po słabo przespanej nocy, bo deszcz walił o blaszany dach niestety świat za oknem nie wygląda zbyt zachęcająco. Wierząc, że czas może wszystko przekładam pobudkę na dwie godziny do przodu. Okazuje się, że większość osób jest już spakowanych i gotowych do drogi. Jednak dwie godziny dodatkowego snu wszystkim nam robią dobrze. O 8.00 pada tak samo jak o 6.00. Nie do wiary! W telewizji i na wszystkich portalach pogodowych informacje o zimnym froncie, który niespodziewanie zaskoczył Afrykę, temperatury na tyle niskie, że w Górach Smoczych, gdzie to dopiero przed trzema dniami podziwialiśmy widoki spadł śnieg. To samo odnotowano na Górze Stołowej w Kapsztadzie. To dla mieszkańców niesamowite wydarzenie, bo ostatni śnieg spadł tutaj przed sześcioma laty, dla nas to jednak żadne pocieszenie.
Śniadanie i narada wojenna co robić dalej. Kolejnym celem miała być St. Lucia, miejscowość wciśnięta pomiędzy ocean i estuarium z hipopotami i krokodylami położona zaledwie o półtorej godziny drogi stąd. Małe szanse na gwałtowną zmianę pogody. Nie braknie nam jednak optymizmu i nadziei na zmiany. Decydujemy się wybrać ponownie na safari i do parku. Deszcz zacina chwilowo jeszcze bardziej niż dnia poprzedniego. Siadamy do znajomych nam już jeepów i zaczynamy safari. Dzisiaj Kurnik i Gospoda jadą w dwóch różnych kierunkach. Mieliśmy być godzinę, zostajemy w parku na safari ponad dwie godziny. Na rozgrzewkę dostaliśmy małe co nieco i od razu nam się polepszyło. Panowie wytropili kolejne nosorożce, ogromne stado żyraf, koziołki wodne, gnu. My za to mianowałyśmy nas dzień dniem niali – tych antylop było dzisiaj najwięcej na naszej trasie. Humory wyborne, to i mniej zimno.
Autobusem pokonujemy ostatnie kilometry do St. Luci. Po drodze robimy przystanek na ananasy. W tej okolicy uprawia się mnóstwo ananasów. Są małe ale pyszne i nader soczyste. Kupujemy całe wielkie wiadro. Nie możemy się powstrzymać i nie doczekamy z ich rozkrojeniem do lodży. W autobusie Asiunia chwyta za scyzoryk Antka i rozkrawa bardzo wprawnie kolejne owoce. Są pyszne! Drugie śniadanie za nami. A za oknem najprawdziwsza pora deszczowa. Deszcz leje się strumieniami.
Lodża i pokoje gotowe. Powitanie z wielkimi parasolami. Miało być safari wodne, zamieniamy jednak nasze plany i decydujemy się odpocząć. Pogoda iście barowa. O 18 kolacja. Dzisiaj owoce morza. I nawet Hania do tej pory sceptyczna względem różnych stworzonek kusi się na rybkę i kałamarnice.
I znowu w wybornych humorach rozchodzimy się do pokoi. Mimo deszczu dzień bardzo udany. Ale jutro każdy z nas czeka na afrykańskie słońce.
W nocy kilkukrotnie budzę się i sprawdzam jaka pogoda za oknem. Niestety stale pada i ani na chwilę nie ustaje. Zaplanowaliśmy dwie opcje na rano: Ci, którzy bez względu na pogodę zdecydują się na safari wodne powinni o 6.00 być już w recepcji. Pozostali odpoczywają aż do naszego powrotu i śniadania. O 6.00 cudem niebo przeciera się odrobinę odchylając nawet kawałek błękitu. Stawiamy się prawie w komplecie. Ubrani na cebulkę we wszystkie nasze ciepłe rzeczy z parasolami wybieramy się do portu. Łódka jest już gotowa. Naszym celem są hipopotamy i tych spotkamy kilka rodzin, krokodyle, niestety przy takim wietrze i niskich temperaturach udaje się nam szczęśliwie wypatrzeć tylko jednego. Za to widzimy sporo ptaków, w tym także rzadkie gatunki zimorodków. Najpierw płynęliśmy wraz z błękitnym niebem, ale po 5 kilometrach musieliśmy nawrócić by o czasie stanąć w porcie. Wjechaliśmy dwukrotnie w całkiem ciemne chmury i niestety strugi deszczu. Zamiast obserwować krajobraz i wypatrywać zwierząt ustawiliśmy się w gromadzie by nam było cieplej i otoczyliśmy się szpalerem z parasolek.
Żartobliwie podsumowano te zdjęcia jako reklamujące wyprawy polarne z ESTĄ. Na szczęście przy śniadaniu udało się nam nieco ogrzać. Wyjeżdżamy z St. Luci. Dzwonimy do Shakalandu, gdzie mamy na dzisiaj zaplanowane zwiedzanie wioski Zulusów. Póki co chłodno ale nie pada. Pędzimy i jesteśmy nawet przed czasem. Po dwóch dniach deszczu pierwsze promienie słonka są dla nas wielką radością. Zwiedzamy najpierw wioskę poznając tajniki zuluskich zwyczajów. Witamy się z wodzem i zaglądamy do poszczególnych chatek. Na koniec wielu sesji zdjęciowych pokaz tańców zuluskich. Przed wyjazdem zdążymy jeszcze zjeść lunch i zrobić drobne zakupy. Asiunia kusi się na piękną maskę, ja na lamparta z brązu (na pocieszenie), Dana i Hania zaopatrują się w drobne suweniry, Maciuś i Marta wyszukują małe pamiątki. A Panowie siedzą przed sklepem i czekają.
Przejazd do Durbanu przypomina przysłowiowy kwiecień, raz jedziemy w pełnym słońcu, potem znowu wjeżdżamy w ciemne chmury i znowu leje. Na szczęście ocean widać, jego niesamowite fale i głuchy dźwięk rozbijających się fal. Kwaterujemy się w hotelu i szykujemy na kolację. Aby jednak nie obyło się bez niespodzianek, tuż przed zbiórką Mirek zgłasza brak swojego bagażu. Szukamy najpierw we trójkę. Potem w poszukiwania angażuje się pozostała część grupy gotowa już do wyjścia na kolację. Bezskutecznie. Przepytujemy krok po kroku naszych bagażowych. Wypierają się absolutnie wszystkiego. Postanawiam wjechać pod pokój Mirka. Nic. W pokoju pusto. U sąsiadów torby nie ma. Wreszcie sprawdzając cały korytarz znajdujemy torbę pod nieprawidłowym numerem. Na szczęście wszystko w środku jest i nic nie zginęło.
Dzisiejsza kolacja dedykowana jest Kasi i Tomkowi. Świętujemy Ich zaślubiny. Zabieram grupę do restauracji – akwarium z pływającymi za szybą rekinami i innymi rybkami. Mamy stoliki tuż przy szybie – niesamowity klimat. Wykwintne menu, do tego dobre wino. Prezenty dla Nowożeńców, „gorzko, gorzko”, toasty, tort… Ledwo się ruszamy po kolacji jesteśmy tak objedzeni. Ale dorada, kalmary, jagnięcina, pannacotta były pyszne.
Salceson czyli dobranoc!
W nagrodę budzi nas wschodzące pięknie słońce. Wszystkie nasze okna wychodzą w kierunku oceanu i na wschód, po dwóch deszczowych dniach takie słońce jest lekiem na całe zło. Zaraz po śniadaniu wybieramy się na spacer po plaży w Durbanie. Obserwujemy z molo wielkie fale i dzielnie zmagających się z nimi surfingowców. W zabawie z falami na brzegu mnóstwo pisku i radości. Leniwa Danuta uciekając przed falami jak długa wywraca się i leży śmiejąc się na piachu. Wdzięczny motyw do zdjęć. Na zwieńczenie pobytu w Durbanie jeszcze raz jedziemy na waterfront do akwarium. Podziwiamy piękne akwaria wraz z najdziwniejszymi rybami, o 10 zasiadamy na show z delfinami. Błękitna woda i szkolone delfiny zachwycają swoimi umiejętnościami. Udajemy się na lotnisko.
"Dziękujemy! Było bardzo bardzo bardzo trudno. To była dla nas najtrudniejsza rzecz w życiu. Wiatr był potężnie silny, wiele osób zrezygnowało. Generalnie bardzo dobra organizacja podczas trekingu jak i poza. Dziękujemy serdecznie za te niesamowite wakacje. Tanzańczycy to świetni ludzie. Świetnie przeżycie! "
" Wyprawa do Peru to była niesamowita przygoda, pełna wrażeń i wyzwań. Wracamy zadowoleni, z tysiącem zdjęć i głowami pełnych wspomnień. "
"Dziękuję Ci bardzo za ostatnie cudowne, dwie wyprawy. Spełniłaś moje młodzieńcze marzenia poznania Egiptu i zabrałaś mnie w przepiękne góry, o których śniłam przez ostatnie miesiące, pozwoliłaś mi uciec od stresu i pooddychać światem; wspaniały czas! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! "
"Serdecznie dziękujemy ESTA TRAVEL za zorganizowanie niesamowitej wyprawy do Ugandy. To była absolutnie niezapomniana przygoda, która przyniosła nam wiele radości, emocji i niezwykłych doświadczeń. Wszystko od samego początku było perfekcyjnie zorganizowane, od transportu, zakwaterowania w malowniczych klimatycznych loggiach, po sam program wycieczki. Doceniamy Pani pasję i zaangażowanie w organizację wyprawy wyjątkowej i niepowtarzalnej. Dopracowanie wszystkich szczegółów sprawiły, że była to podróż magiczna - komfortowa i bezpieczna. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Specjalnie podziękowania dla Pani za wsparcie na samym początku podróży kiedy nasze bilety lotnicze raz za razem były anulowane, a my przerażeni… ale co źle się zaczyna, dobrze się kończy. Pani spokój był dla nas wybawieniem."
"Chciałam gorąco podziękować z możliwość poznania Madagaskaru. Wyprawa, choć trudna absolutnie niezwykła i niezapomniana Podróżowanie z Anią to czysta przyjemność; nawet w absolutnie ekstremalnych warunkach. Cieszę się bardzo z tego czasu i mam nadzieję, że niedługo znowu wyruszę z Esta Travel. Pozdrawiam serdecznie"
"Chciałabym bardzo podziękować za cudownie zorganizowany wyjazd. Wszystko było dopracowane i zapięte na ostatni guzik."
"Dzień dobry Pani Estero. Chciałbym bardzo podziękować za wspaniałą wycieczkę. Muszę przyznać, że Pakistan zrobił na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że to akurat z Pani biurem i Anią "przetarłem szlak". Nie będę się rozpisywał na temat programu, hoteli itp. ponieważ Ania zna moją opinię na te tematy i na pewno Pani przekaże (nie było na co narzekać). Jeśli chodzi o Anię, to napiszę tylko, że z taką kobietą aż chcę się podróżować. Mam nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa z Pani biurem. Jeszcze raz dziękuję za super spędzony czas. Pozdrawiam"
"Chcielibyśmy serdecznie podziękować za zorganizowaną wycieczkę do Apulii, a w szczególności podziękować Martynie za perfekcyjną opiekę i organizację. Udało nam się nawet wspólnie odkryć nieznany dotąd akcent polski w Apulii, więc w trakcie wyjazdu staliśmy się nawet odkrywcami. "
"Właśnie wróciłam z drugiego wyjazdu z Waszym biurem w tym roku. Nie jestem osobą zbyt otwartą, opisując wrażenia i odczucia, ale nie mogę, nie wyrazić swojego zachwytu z tych pobytów. Jesteście niesamowicie profesjonalnym, rzetelnym biurem podróży. Już po pierwszym wyjeździe czułam się niesamowicie zaopiekowana, dopieszczona i zadowolona, ale pomyślałam, że to może przypadek, miałam szczęście, ale po drugim wyjeździe stwierdziłam, że to nie przypadek. Wy jesteście po prosu ŚWIETNI !!! Bardzo dziękuję za wspaniałe wakacje. Były to wyjazdy do Pauliny Młynarskiej, którą uwielbiam i na pewno jeszcze nie raz skorzystam z takich wyjazdów. Polecam biurko Esta Travel znajomym, bo wiem, że warto. Obserwuję Was w mediach społecznościowych i razem z mężem planujemy wyjazd z Esta Travel w jakieś ciekawe miejsce na Ziemi, może Azja ? Do..."
"Dziękujemy za wspaniały program, znakomitą oprawę - pilotka i przewodnicy, znakomicie dobranych uczestników (może to przypadkowa selekcja, ale wyszła znakomicie pomimo dużej rozpiętości wieku). I oczywiście za świetną organizację wyjazdu „ku chwale Ernesta Malinowskiego”. Świetny i program i godny polecenia! "
"Chciałabym serdecznie podziękować za wspaniałą keralską przygodę! Dziękuję za wszelką pomoc okazaną przed i w trakcie wyjazdu, dziękuję za wspaniałą opiekę pięknie uśmiechniętej, pomocnej i świetnie zorganizowanej Karoliny, dziękuję za inspirujące warsztaty z Pauliną w niezwykle urokliwym Kondai Lip. To był piękny czas!"
"Chciałam w imieniu całej rodziny podziękować za super safari. Kierowcę mieliśmy bardzo sympatycznego. Lodge tez była świetna. Wielkie dzięki!"
"Safari fantastyczne! Naprawdę super. Kierowca ekstra, park przepiękny, super warunki. Wszystkim nam BARDZO SIĘ PODOBA !!! Dziękujemy"
"Chcieliśmy jeszcze raz wyrazić nasze zadowolenie z udziału w ekspedycji pod hasłem "Wielka włóczęga po Egipcie". Jest nam bardzo miło, że poznaliśmy się osobiście. Pełen szacunek za szeroko rozumiany profesjonalizm."
"Chciałbym podziękować w imieniu swoim i żony za super wycieczkę, najlepsza do tej pory, na jakiej byliśmy, wszystko dopięte na ostatni guzik. No i wielkie dzięki za Izę i super przewodników!"