Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 14-30.10.2008

Fort Gwalior, Orcha


25-10-2008

Opuszczamy Agrę dość wcześnie, jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej wczorajszej wizyty w Taj Mahal. Jednak nijak nie możemy odnieść się do brudu i bałaganu panującego na przedmieściach miasta. Przed nami kawał drogi, który dzielimy sobie na pół. Pierwsze trzy godziny drogi mijają nam dość powoli. Dzisiaj z przeniesienia mamy imieniny a właściwie tydzień odkąd się poznaliśmy i świętujemy to z inicjatywy Eli Sz. i Janusza. Uroczystość przekładamy na popołudnie. Mamy jeszcze jedno święto –dzisiaj nasze wycieczkowe połowinki. I do tego prezentacja kalendarza ESTY na 2009 rok wraz z zaproszeniem na następne wyjazdy. Tym milej mi się omawia kalendarz, że w grupie mam Andrzeja, którego zdjęcie z Australii znalazło miejsce w ofercie i Celinę, której Męża zdjęcie z ich wspólnej wyprawy do Japonii także gości na marcowej karcie. Jeśli spełnią się wszystkie życzenia i gratulacje to ESTA w 2009 roku rozwinie skrzydła. Oby!
Docieramy do Gwalioru. Tu wita nas miejscowy przewodnik i zwiedzamy Fort Gwalior. Przed wejściem spotykamy rowerzystę entuzjastę, który objechał przed laty wraz z grupą swych kolegów Hindusów całe Indie. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i słuchamy przez chwilę opowieści o ich podróży na dwóch kółkach. Potem czas na zwiedzanie. Przewodnik bardzo profesjonalnie i naprawdę ciekawie opowiada nam o poszczególnych pomieszczeniach. Schodzimy nawet do podziemi. W drodze powrotnej pieszo oglądamy jeszcze świątynie wykute w skale. Paweł odnosi lekkie obrażenie, stąpając niefortunnie przy robieniu zdjęć skręci sobie kostkę. Na szczęście nie bardzo mocno.
Druga część drogi mija jakby szybciej. Zostało nam jeszcze trochę tematów do omówienia. Docieramy do Orchy dość wcześnie, to nasz zamierzony wybieg, bo hotel jak z 1001 nocy. Czujemy się tu bardzo dobrze. Większość nas zasiada od razu przy lunchu. Bardzo smaczne jedzonko. Wnętrza klimatyczne, pachną jeszcze wspomnieniami sprzed lat wielkiego majątku ziemskiego pałacu maharadży. O 17 na dachu z widokiem na rzekę obchodzimy uroczystość rocznicową z przeniesienia. Zachód słońca, szczebiot ptaków, szum wody…Budzi się w nas romantyczna dusza. Grupa zgrana i dopasowana jak ulał, na każde wezwanie gotowa na największe szaleństwa. Obsługa wtachała nam na dach tapicerowane i ciężkie krzesła i teraz my niczym maharadżowie sprzed lat siedzimy i plotkujemy wznosząc kolejne toasty. Dzień chyli się ku końcowi. Zaraz kolacja. I znowu same pyszności. Po kolacji małe kino. Pokaz filmu o tygrysach. W grupie pojawiała się nowa instytucja: pogotowie ratunkowe uwalniające od żab –Andrzej. Jaga w swojej łazience podobno znalazła wielką żabę, a właściwie to przeogromną ropuchę i Andrzej był niezbędny by Jagę od stwora wyswobodzić. Inni mają tylko gekony i duże mrówki. To nie koniec jednak przeglądu „dzikich”zwierząt. Kiedy wpatrzeni w ekran telewizora oglądamy kolejne tygrysy nagle pod drzwiami do sali wbiega szczurek. Tylko niektórzy z nas zauważyli intruza, na ruch nóg zwierzę szybko cofa się i ucieka tą samą drogą, którą weszło. Po chwili ponawia próbę wejścia do sali i niestety ta też kończy się odwrotem…Z żabami ciąg dalszy całej historii. Dwie kolejne małe żabki są pod prysznicem na zasłonie. Na szczęście obok jest Andrzej, który wyswabadza i tym razem Jagę od żabek. Niestety w międzyczasie pojawia się trzecia, a noc późna, Andrzej pewnie już śpi i tak Jaga kąpiel dzisiejszego dnia przenosi spod prysznica do zlewu…To nie koniec żabiastych historii. Bo ta sama żabka, która uniemożliwiła kąpiel Jagi pod prysznicem, rano następnego dnia jakby nigdy nic przy otwieraniu drzwi do łazienki spadnie mi na głowę i zaplącze się w moich włosach. Mi nic, ale gdyby to była Jaga…(mieszkamy razem). Zanim dotrę na śniadanie już cała grupa znać będzie przekaz o żabie w moich włosach…Ela S. i Bogdan meldują tylko o obecności popiskującego gekona w pokoju. Poza tym innych zwierzaków brak.

Pojechali i napisali: