Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 14-30.10.2008

Przylot do Delhi


15-10-2008

Wszyscy z nas nocują w Warszawie. Na lotnisku stawiamy się punktualnie, większość z nas po raz pierwszy startować będzie z nowego terminalu lotniska Okęcie. Poznajemy się w nowym gronie, wśród nas podgrupa znająca się z zeszłorocznej wyprawy do Chin i kolejna podgrupa: Stare Znajome -  Glorie z Peru i Boliwii. Poza tym częściowe ekipy z Brazylii i Meksyku z Gwatemalą, jednym słowem od samego początku jest bardzo rodzinnie i sympatycznie. Udajemy się do odprawy a potem do hali odlotów. Wszystko tym razem udaje się o czasie i liniami szwajcarskimi ruszamy o czasie do Zurychu. Lądujemy z lekkim opóźnieniem. Biegiem na drugi terminal. Jeszcze przejazd kolejką i kontrola bagażu podręcznego. W ostatniej chwili wpadamy na pokład samolotu. Jak to zwykle my uskuteczniamy roszady na siedzeniach w samolocie. Po krótkich negocjacjach i zamianach jesteśmy już usadzeni zgodnie z oczekiwaniami. Samolot szykuje się do odlotu. Ale oczywiście jak to zwykle i tym razem muszą być jakieś przygody. Nie bardzo wiemy o co chodzi, ale widać poruszenie wśród stewardes. Wreszcie zamaszystym krokiem w naszą stronę paraduje pan steward, który zaczyna pukać a potem dobijać się do drzwi toalety. Okazuje się, że mamy pasażera w toalecie, który za nic w świecie nie chce jej opuścić i tym samym uniemożliwia nam start samolotu. Koniec świata! Tego jeszcze nie było. Pan zamknięty wewnątrz prowadzi dyskusje siedząc zapewne na sedesie. Steward traci cierpliwość. Cały samolot zastygł w oczekiwaniu co będzie. Mija kilka minut, drzwi toalety się rozsuwają i wreszcie pan opuszcza przybytek. Rozlegają się gwizdy i brawa. Jeszcze przez moment trwa wymiana zdań już przy fotelu pasażera. Wreszcie zapada ostateczna decyzja o odlocie. 
Startujemy!

Przed nami trochę ponad siedem godzin lotu. Mijają w bardzo miłej atmosferze. Najpierw posiłek, potem krótka drzemka, czytamy książki, przewodniki, przeglądamy magazyny i gazety. Znowu posiłek i znowu napoje. Za chwile lądujemy. Na lotnisku w Delhi bardzo sprawnie udaje się nam odprawa graniczna, odbieramy bagaże (brawo dla Swissa –wszystkie walizki doleciały w komplecie). Na płycie już czekają na nas nasi nowi kontrahenci. Ciągniemy walizki na parking, tam podstawiony autobus. Esta dostaje pęk czerwonych róż na powitanie a każdy z nas wianek na szyję z brązowo-żółtych aksamitek. Jesteśmy bardzo miło podjęci. Do tego duża butla wody i oczywiście coś słodkiego. A na zewnątrz parówa, gorąc i duchota. Na szczęście do hotelu nie mamy daleko. Zajmujemy pokoje i kładziemy się spać. 
Mamy 3 i pół godziny różnicy względem czasu polskiego, mimo zmęczenia, długiego lotu i późnej pory każdy z nas wałkuje się w łóżku w oczekiwaniu na sen. Około 3 nad ranem udaje się większości z nas na dobre zamknąć oczy. Tylko Andrzej czuwa dłużej, bo Jego pokój jest blisko recepcji i zamiast nocnej ciszy przez drzwi słychać jedną z typowych rozgłośni hinduskich.

Pojechali i napisali:

PFR