Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 14-30.10.2008

Safari - kontynuacja


22-10-2008

Dwie godziny przed kolejnym safari, które nam zostały, aranżujemy tym razem spacer na drugą stronę. Idziemy do wodospadu. To co zastaniemy na miejscu trudno nazwać wodospadem, bo w porze suchej jest to cienka strużka wody, ale to i tak nie przeszkadza miejscowym, którzy pielgrzymują do tego miejsca, przychodząc tu pieszo lub docierając na motorach czy kolorowo ustrojonych traktorach. W źródełku pod wodospadem kilku chłopców zażywa orzeźwiającej kąpieli, dla nas nawet myśl o takiej samej kąpieli nie wchodzi w rachubę. Na wzgórzu w kotłach przygotowana jest zupa, a obok pieczone w ogniu są małe hinduskie chlebki. Rozpalono także wielki ogień, którego przeznaczenia nie możemy odgadnąć.
Wracamy do hotelu i mamy już gotowy lunch. A równo o 15 wyruszamy na kolejne tym razem popołudniowe safari. Mamy nową ekipę, tym razem pana przewodnika. Wyznaczony sektor to 3. Bardzo podoba się nam już sam wjazd do parku w tym sektorze. W czasie kiedy nasz kierowca oraz przewodnik udają się by załatwić wszelkie formalności, Andrzej nieopatrznie wyciąga z torby szeleszczący woreczek pełen orzeszków ziemnych. Na taki ruch czekały wszystkie zgromadzone licznie wokół nas małpy. Jedna z nich spadła na nas wprost z drzewa, zostawiając na gałęzi nawet swoje maleństwo. Małpa usadowiła się nad naszymi głowami na belce samochodu. Niestety na próby odgonienia zareagowała dla nas w zupełnie nieprzewidywalny sposób: obsikała siedzenie i leżące na nim ubrania Renaty. A fuj! Mało tego, nawet po tym wydarzeniu nie zważała na nasze groźby, wygrażanie i dopiero kierowca zadziałał bardziej skutecznie przepędzając ja ostatecznie.
Oczywiście w sumie zdarzenie śmieszne i nikomu nic się nie stało. Teraz Andrzej ma wyjąć te same skuteczne orzeszki na tygrysa. Jesteśmy nastawieni bojowo, ruszamy na przód. Nasz kierowca mimo zakazów używania klaksonu trąbi jak opętany. Chce być koniecznie pierwszy w peletonie poszukującym tygrysa. Ja i przewodnik lokalny obiecujemy dość pokaźną sumę pieniędzy za znalezienie zwierza. Po drodze mijamy kolejnych mieszkańców parku, wypatrujemy nowe gatunki ptaków, pojawiają się po raz pierwszy nowe dla nas antylopy, ptaki. Niestety tygrysa jak na lekarstwo. Znowu dwukrotnie napotykamy ślady łap tygrysich wprost na drodze przed nami. Prawie bym zapomniała, że dzisiejszego dnia swoja „niby”rocznicę śluby świętowali Rysio i Renia G. Pierwsze toasty padły już podczas porannego safari, zgodnie zresztą z zaleceniem myśliwego i leśnika, że bez popitki to na polowanie się nie wybiera. Wieczorem była powtórka rocznicy.
Niestety czas dobiega końca, bo słońce za chwilę zajdzie, a króla parku brak. Kiedy stoimy na wzniesieniu w oczekiwaniu na tygrysa stajemy obok wielu takich samych jak my grup turystów zwiedzionych do parku chęcią spotkania się w oko w oko z tygrysami. Rysio G. widząc ogromne zainteresowanie naszych kolegów z drugiego stojącego auta zaczyna demonstracyjnie przeglądać zdjęcia swoich tygrysów… Jeszcze w hotelu sfotografował kilka zdjęć z katalogu –albumu, gdzie widać zwierzaki w bardzo naturalnym habitacie i różnych pozach. Łapie się na żart najpierw pani, która wytężając wzrok z wielkim niedowierzaniem wpatruje się przez ramię Rysia. Potem do pary ciekawskich oczy dołącza jeszcze jeden pan, który robi nader zdumioną minę i wpatruje się w zdjęcia. A my już wiedząc co się święci ledwo potrafimy powstrzymać się od śmiechu. Można i tak, zapewne do dzisiaj przy każdej rozmowie zazdroszczą nam takich „łupów”.
Czas wracać a tygrysy niestety musimy odłożyć na inny raz. Dzięki uprzejmości Hotelu Tiger Villa udało mi się zgrać kilkadziesiąt zdjęć tygrysów zamieszkujących park Rathambore. Kilka z nich uwzględnię w prezentacji o Indiach po naszym powrocie.
Czas na spanie.

Pojechali i napisali: