Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 14-30.10.2008

Safari w parku Rathambore


21-10-2008

Cytując za znawcami:

1. Sposób na tygrysa: 
Rozwścieczyć napotkane zwierzę na tyle, żeby z wściekłości rozwarło mordę i pokazało wszystkie zęby, naoliwić rękę po łokieć i wsunąć dłoń w ciało tygrysa aż do końca, złapać za skórę i przenicować tygrysa na drugą stronę. Zęby zwierzaka i całe jego wnętrzności będą na zewnątrz.

2. Sposób na nosorożca: 
Należy zaczaić się na zwierza stając przed małym drzewem, na tyle małym, by go przesłonić całym sobą, kiedy zdenerwowane zwierzę będzie chciało nas zaatakować w ostatniej chwili zrobić unik, wtedy róg zwierzęcia wbije się w drzewo, wystarczy tylko siekierką zaklepać róg albo przebijając dziurę unieruchomić zwierzę.

3. Sposób na krokodyla: 
Należy zabrać ze sobą lornetkę, szczypczyki i pudełko od zapałek. Napotkane zwierzę należy obejrzeć z bliska przez lornetkę. Ważne: odwrócić ją szkłami i wtedy krokodyl będzie na tyle malutki, że należy złapać go w szczypczyki i włożyć do pudełka od zapałek.
Oczywiście padło jeszcze wiele innych przepisów na egzotyczne zwierzęta, ale te zostaną objęte tajemnicą lojalnościowa. Zabawa była przednia.
Dobranoc!

Podekscytowani jeszcze przed czasem zbieramy się na kawie i herbacie. Nasze autko na safari oraz przewodniczka wraz z kierowcą są już gotowi i czekają na nas przed bramą wjazdową. Jest dość rześko, zajmujemy miejsca. Ruszamy. Nasłuchawszy się tylu niesamowitych opowieści o tygrysach, przeczytawszy rozdział książki Mroziewicza o tygrysach mamy wielkie nadzieje na jego spotkanie. Nasza przewodniczka zapewnia nas, że tygrysy są, nie dalej  jak wczoraj popołudniem widziano matkę z dwójką maluchów. Tym bardziej spieszy się nam do parku. Zostajemy przydzieleni do sektora nr 2, porządek panuje tu jak nigdy dotąd. Nie ma żadnej dowolności wszystko odgórnie przypisane do poszczególnych sektorów. Mijamy bramę wjazdową i jesteśmy w pobliżu wielkiego fortu w Rathambore. Poza nami w kolejce na pozwolenie na wjazd czekają inne samochody z białymi turystami. Wjeżdżamy w zielony gęsty teren, trzęsie nami niemiłosiernie, bo drogi w parku z czego się tylko da, z kamieni, piasku, ziemi, wyrwy w nawierzchni, itd. Nagle nasz kierowca aż podrywa się z miejsca. My także w napięciu wodzimy wzrokiem za miejscem, które nam wskazał. Okazuje się, że na piachu obok nas widoczne są ślady tygrysa. Oczywiście atmosfera się podgrzewa, nawet opinia Jagi, że to stemple i na pewno pod turystów nie gasi naszych optymistycznych nastrojów. Jednak powierzchnia zajmowana przez park to ponad 380 kilometrów kwadratowych, a liczba tygrysów zamieszkujących ten teren to zaledwie 32 sztuki (według naszej pani przewodniczki 40 sztuk). Ja jednak nauczona safari w Afryce wiem, że nie należy zbyt wcześnie się poddawać, w mojej grupie optymistów  mam jeszcze kilku Turystów, niestety część przechodzi do drużyny przeciwnej sądząc, że na pewno nie ma tu żadnych tygrysów i te ślady oraz opowieści to tylko przynęta dla turystów. Po drodze napotykamy mnóstwo innych zwierzaków, najwięcej wśród nich jeleni samara oraz jeleni plamistych. Udało się nam z bardzo bliska wypatrzeć mnóstwo pawi. Nad potokiem siedział wielki orzeł, do lotu obok nas zerwała się sowa. Prócz tego mnóstwo innych ptaków na wyciągnięcie ręki. Są też małpy, które grasują na drzewach i zabawnie pozują do zdjęć. Objeżdżamy kawał parku spotykając inne grupy i niestety wszyscy z nas ze zmartwionymi minami kręcimy głowami. Tygrysa jak nie było tak nie ma. Pozostaje nam wierzyć, że popołudniem będziemy mieli więcej szczęścia. Ponieważ wracamy do hotelu na tyle wcześnie, że mamy kilka godzin przerwy do następnego wyjazdu decydujemy spontanicznie wybrać  się na spacer do położonej za hotelem autentycznej wioski hinduskiej. Pakujemy w kieszenie zabrane ze sobą z Polski cukierki, ołówki, kredki, długopisy. Towarzyszy nam eskorta miejscowych i jak się potem okaże przyda się do rozdawania cukierków, bo cała chmara dzieciaków gotowa nas stratować w oczekiwaniu na kolejne prezenty.
Wieś dla nas bardzo egzotyczna. Małe chatki lepianki. Mnóstwo kobiet pracujących przy tynkowaniu i murowaniu swoich domków, dzieci bawiące się na podwórkach umorusane aż po uszy. Wszyscy jednak miło pozdrawiają nas i witają. Nie stronią także od zdjęć. Biali nie są tu częstymi gośćmi. To widać od razu. Nikt nie żąda od nas pieniędzy oraz nikt nie stara się pozować specjalnie do zdjęć. Nie wszyscy z nas czują się tu jednak komfortowo. Bez specjalnego hasła część z nas intuicyjnie uderza do odwrotu w stronę hotelu. Ale to przecież to też Indie!

Pojechali i napisali: