Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 14-30.10.2008

Zwiedzanie Orchy


26-10-2008

Na sam początek dnia zwiedzanie Orchy. Najpierw fort i pałac a potem spacer po wiosce. Robimy drobne zakupy, odwiedzamy dwie świątynie. Mamy mnóstwo kolejnych motywów do zdjęć. I znowu 5 godzin w autobusie. Zaraz po wyjechaniu na asfalt, co wcale nie gwarantuje prostszej i spokojniejszej drogi, mamy kolejną okazję do świętowania. Tym razem Teresa i Władek. Obchodzimy ich „niby imieniny”ale od słowa do słowa okaże się, że okazji jest więcej. Tereska i Władek tuż przed rozpoczęciem naszej wycieczki obchodzili swoją 47 rocznicę ślubu i są absolutnymi rekordzistami w naszej grupie. Przy okazji padają inne staże małżeńskie. Wiemy o sobie coraz więcej. Potem jeszcze dokładamy rocznicę 11 wycieczki egzotycznej Teresy i Władka i już 4 w tym ze mną. To miłe!
Teraz to już w ogóle drogi ubywa ekspresowo. W połowie trasy czas na przerwę i mały lunch. Potem droga do Khajuraho. Jesteśmy ciekawi słynnych świątyń ze scenami kamasutry. Najpierw jednak po drodze kwaterujemy się w nowym hotelu i zanim wejdziemy do naszych pokoi już słyszę szepty, że moglibyśmy zostać tu dłużej. Nie ma jednak czasu w końcu to objazdówka i to całkiem poważna po Indiach Północnych. Chwila moment na przebranie się i ruszamy na zwiedzanie świątyń o zachodzie słońca. Łapiemy ostatnie słońce na ścianach świątyń i z uśmiechem i ogromnym zaciekawieniem wodzimy wzrokiem za zajączkami z lusterka naszego przewodnika, który wybiera co bardziej pikantne sceny i omawia w szczegółach różne pozycje i możliwości. Ożywia się cała grupa. Padają różne propozycje, ewidentnie jesteśmy zainspirowani kamasutrą. 
Przed kolacją przy basenie „imieniny na niby”Marysi M. i Pawła. Zapraszaj całą grupę, a my jak zwykle zgodnie przyjmujemy zaproszenie i gościmy się przed jedzeniem. Cały czas nawiązujemy do zobaczonych dzisiaj świątyń. Mnóstwo śmiechu. Kolacja też na wesoło. Potem nasz opiekun zabiera nas na występy i przegląd lokalnych popisów tanecznych przy muzyce na żywo. A na koniec dnia jeszcze jedno raczenie się przy basenie lokalnymi trunkami. Dzisiaj wieczór czas na dowcipy o stomatologach i historie z życia wzięte. Bawimy się pod lotosem, a tak dokładniej przy basenie w którym rosną lotosy.

Jutro rano liczyłam, na powtórny wyjazd od świątyń, żeby jeszcze raz uchwycić je w pełnym słońcu, tym razem o wschodzie. Niestety musiałam mieć bardzo zdziwioną minę, kiedy okazało się, że tylko ja dzielnie i w ciemno podniosłam rękę zgłaszając swój udział w porannej eskapadzie. Na szczęście Andrzej dołączy do mnie i jutro dla naszej dwójki wczesne budzenie, reszta ma trochę dłuższą noc. 
Wczesnym rankiem, długo przed wschodem słońca spotykam się z Andrzejem w lobby hotelowym. Nasz kierowca zabiera nas pod świątynie w Khajuraho. Jesteśmy pierwsi, nie tylko przed wschodem słońca ale nawet przed panem, który sprzedaje tutaj bilety. Póki co jeszcze dość ciemno. Miasto śpi, nie wyłączając riksiarzy oraz namolnych sprzedawców, którzy z reguły nie odlepiają się od turystów. Wreszcie przychodzi pan, który leniwie otwiera swoje okienko, potem jeszcze przestawia datę i dopiero bierze się za sprzedaż biletów. Zaopatrzeni w karteczki wchodzimy na teren obiektu. Zaznajomieni już z historią powstania świątyń udajemy się od razu na stopnie budowli położonej najdalej od wejścia by stamtąd zrobić dobre zdjęcia przy wschodzącym słońcu. Mamy wszystkie świątynie tylko dla siebie. Niebo zaczyna się przecierać i za chwilę pokazują się pierwsze promyki słońca. Niczym rozżarzona kula wspina się jak po sznurku w górę. Robimy mnóstwo zdjęć i na śniadanie wracamy do hotelu. Bardzo przyjemnie bo angażujemy do przejażdżki jedną z riksz, nią docieramy pod samo wejście do hotelu. 
Wraz z całą grupą ruszamy aby zwiedzić drugi kompleks świątynny, dużo mniej popularny, za to bardzo ciekawy, bo zawierający elementy świątyń starych sprzed 1000 lat i nowych dobudowanych przez kolejno panujących maharadżów.

Pojechali i napisali:

PFR