Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 8-24.11.2008

Delhi, Radżastan


10-11-2008

Punktualnie o ósmej rano w sobotę zebraliśmy się na Okęciu - na nowym, wspaniałym terminalu. Wspaniała trzynastka plus pilot - Beata. Najpierw liczne prezenty: kapelusiki, torebki, potem zapoznanie grupy i odprawa. Bagaże do Delhi, my do Zurychu.

W Zurychu długo czekaliśmy do kontroli security, a potem obsługa Swiss kazała nam biec do samolotu.

W samolocie długo czekaliśmy na podanie posiłku - obsługa nie spieszyła się zbytnio. A byliśmy już mocno głodni, bo w poprzednim samolocie dostaliśmy tylko po croissancie!

Potem drzemka, lektura, drugi posiłek i dość szybko wylądowaliśmy. Prawie z niedowierzaniem, ale i wielką radością przywitaliśmy też wszystkie nasze bagaże - przy tak krótkim czasie na przesiadkę to aż dziwne!

W Delhi 20 stopni, mimo że środek nocy. W autokarze dostajemy wieńce z aksamitek i jedziemy do hotelu. Okolica nie wyglądała, jakby miał tam być jakiś hotel, ale okazał się zaskakująco nowoczesny i wygodny.

Po krótkiej nocy ruszamy na zwiedzanie Delhi. W porannym słońcu podziwiamy minaret Kutub Minar, potem jedziemy do grobowca Humajuna. Przestrzeń, zieleń - gdzie jest miasto? Przekonujemy się po obiedzie (do restauracji, podobnie jak do hotelu, wjeżdżamy od podwórka). Stare Delhi to tłok, hałas i mieszanka najróżniejszych dźwięków. Po zwiedzaniu Meczetu rikszami jedziemy do Czerwonego Fortu. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa - o wiele krótsza dla Pań! Już trochę zmęczeni, oglądamy przestronne sale, w których stał słynny Pawi Tron, ażurowe pawilony rezydencji. Po drodze jeszcze Brama Indii - przedtem nie mogliśmy podjechać, bo odbywał się dziś w Delhi maraton!

Następnego dnia rano ruszamy w drogę do magicznego, barwnego Radżastanu. Po drodze z Delhi zatrzymaliśmy się przy ogromnym posągu Siwy, gdzie Hinduiści składali ofiary - kwiaty, kadzidła,słodycze i mleko - mleko w wersji modern, w plastikowych woreczkach!

Jadąc, chłonęliśmy to co za oknem. Dla nas obrazki niezwykłe - jak kobiety w pięknych sari, z małymi dziećmi, podróżujące na pace ciężarówki... Gdy wjechaliśmy do Radżastanu, zaczęły się zaprzęgi wielbłądów. Pomówiliśmy o historii i religiach Indii, oraz o rozwoju gospodarczym. Aż trudno uwierzyć w tak wysoki wzrost,widząc sterty śmieci i ludzi śpiących na ulicy!

Przed Jajpurem zaczęły się górki, a w nich - mur na kształt chińskiego! Dojechaliśmy do położonego na szczycie fortu. Tam po podniszczonych murach skakały stada małp, a przed wejściem czekały wycieczki szkolne w mundurkach. Doszliśmy do największej na świecie armaty.Wywiązała się dyskusja, powstała - nasz przewodnik raczej się nie orientował, a mamy w grupie specjalistów od broni. Z fortu rozpościerają się piękne, szerokie widoki.

Stanęliśmy jeszcze oglądać z daleka Pałac na wodzie, akurat było bardzo dobre światło do zdjęć.

Wjeżdżając do miasta utknęliśmy w gigantycznym korku. Ruch uliczny w Indiach to doświadczenie zupełnie z innej planety- przepisy zdają się nie istnieć! Kierunkowskazy i światła są zbędne, najważniejszy jest klakson!

Nasz hotel to pałac rodziny maharadży - pięknie oświetlony, stylowy, zauroczeni robimy zdjęcia. Po kolacji popis iluzjonisty. Wyczarowuje dla nas gołębie i pieniądze.Ciekawe, czemu prosił o napiwek, zamiast go sobie wyczarować? :)

Pokaz kukiełek i tańców już był słabszy, a po nim panowie natarczywie chcieli sprzedać nam lalki.

Pojechali i napisali: