Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie 8-24.11.2008

Obserwacja tygrysów, kontynuacja safari


14-11-2008

Mamy przydzielony trzeci sektor. Jedziemy wokół jezior, nad którymi rosną roślinki wodne. Poza tym krajobraz jak w sawannie. Na rozstaju dróg przewodnik pokazuje nam tropy tygrysa. - Pewnie stemplują, żebyśmy choć tropy zaliczyli - komentujemy. Jedziemy dalej. Na wzgórku wśród drzew stado sarenek w kropki. Wołamy, żeby kierowca zatrzymał się, chcemy zrobić zdjęcia, ale przewodnik, cały podekscytowany, mówi że tygrys jest w pobliżu, i wskazuje tropy, wychylając sie do połowy z auta. Każe słuchać, że zwierzęta podnoszą alarm przed drapieżnikiem. Podejrzewamy, że chce nakręcić atmosferę, i jesteśmy trochę źli, że nie możemy sfotografować choć sarenek. Za chwilę przewodnik każe zawracać, ruszamy wiec i ... przez drogę przed maską naszego auta przechodzi ogromny TYGRYS!

Spokojnie, leniwie, idzie sobie tuż obok samochodu, podlewając krzaczki - tak znaczy teren. Zaszczycił nas zaledwie jednym spojrzeniem. W ciszy słychać trzaskające migawki aparatów. Tygrys odwrócił się i niespiesznie wszedł w nadbrzeżne zarośla.

Za chwile nadjechało następne auto z turystami, przywołane gorączkowym machaniem przez naszego przewodnika. Potem przejeżdżamy z drugiej strony zarośli, tam dojeżdżają jeszcze dwa auta. I wtedy tygrys wyjrzał z zarośli. Chyba nie bez pewnej dozy słuszności doszedł do wniosku, że ma do czynienia z bandą durniów, i schował się z powrotem. Rzeczywiście - ponad pół setki pstrykających jak opętani turystów wyglądało naprawdę kuriozalnie!

Tygrys wszedł w koryto wyschniętego potoku, my za nim! Uganialiśmy się za nim dobry kwadrans, a on spokojnie spacerował, potem wszedł na górę i tyleśmy go widzieli Mogliśmy spokojnie robić zdjęcia sarenkom, zimorodkom, ptactwu wodnemu, ale wszyscy w pamięci mieliśmy pięknego tygrysa. Dlaczego nie boi się aut? Dwójka naszych myśliwych wyjaśniła - on urodził się w takich warunkach, i musi z tym żyć. Wie, że nie jesteśmy dla niego zagrożeniem.

Rzeczywiście, na auta pełne ludzi zwierzęta nie reagują. Ale kiedy tylko kierowca wyszedł z auta, podniosły alarm.

Pełni tygrysich wrażeń wracamy do hotelu. Śniadanko, i wybieramy się na spacer do pobliskiej wioski. Jakby spod ziemi wyrastają chmary dzieciaków - brudnych , ale uśmiechniętych. Towarzyszą nam cały czas. Oglądamy maleńką jakby komórkę, w której jest szkoła, maciupeńki sklepik, "warsztat kowalski" na świeżym powietrzu. Potem idziemy do sadu , w którym rosną guajaby. Chcemy rozdać dzieciakom upominki, co nie jest łatwe - wprost rzucają się na turystów. Na szczęście jest z nami pan z hotelu, który ustawia dzieciaki za płotkiem, wpuszcza po jednym i wtedy ten jeden jest obdarowywany. Upominków starcza dla wszystkich.

Wracamy do hotelu na lunch i odpoczynek przy basenie. Potem zbieramy się na kolejne safari. Znaną drogą jedziemy do Parku Narodowego, tym razem dostajemy 5 sektor. Jedziemy przez las. Po bokach  - ogromna ilość całkiem sporych jeleni samborów. Nasi myśliwi szacują, ile mogą mieć lat, i opowiadają nam o zwyczajach zwierzaków. Na drogę wychodzą łanie z młodymi, widzimy nawet sarniego "dzidziusia" - ma zaledwie jeden dzień! Ale mimo ogromnej ilości zwierzaków to safari nie jest tak emocjonujące - nie ma tygrysa. Wracamy, a kiedy już prawie wyjeżdżamy z parku, nadziewamy się na kilka stojących samochodów z turystami, sporo też aut z hinduskimi dzieciakami w szkolnych mundurkach Wszyscy rozentuzjazmowani - tygrys! Nasz przewodnik aż skacze z radości. Rzeczywiście, daleko i wysoko na zboczu przez chwilę między krzakami widać pasiaste futro. Safari możemy udać za udane!

Pojechali i napisali: