Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Meksyk 27.02.-18.03.2009

Zwiedzanie Ciudad de Mexico


28-02-2009

Już jutro 27.02 ruszamy w kameralnym składzie do Meksyku. Podczas 20 dni naszego pobytu w Kraju Majów i Azteków zwiedzimy stolicę, wszystkie najważniejsze miasta leżące na szlakach turystycznych. Na sam koniec naszego objazdu trafimy na Półwysep Jukatan. Zakończymy nasz pobyt w Meksyku błogim lenistwem nad Morzem Karaibskim w Cancun. Wszyscy mamy już karty pokładowe, a część z nas wyruszyła w drogę do Warszawy. Wylot jutro bladym świtem do Amsterdamu, a potem do stolicy Meksyku.

Ledwo świta a my wszyscy w komplecie stawiamy się na zbiórce. Tym razem mamy Marię, Monikę i Mariusza z Warszawy, Elę i Bogdana z Gorzowa Wlkp., Czesię i Wiesia z Gdyni i Ulę oraz Krzysztofa ze Szczecina. Do tego ja i w 10 zamierzamy podbić Meksyk. Odprawa tym razem to sama przyjemność, internet znacznie skrócił nam czekanie w kolejce i teraz tylko nadajemy nasze bagaże  i udajemy się do hali odlotów. Większość z nas zafundowała sobie bardzo krótką noc i dlatego zaraz po starcie maszyny zamykają się nam oczy. Pierwszy krótki lot do Amsterdamu mija nam bardzo szybko. Na lotnisku zmieniamy tylko terminale i czekamy na następny lot. Boarding zaczyna się o czasie. Zajmujemy miejsca i szykujemy się do startu. Maszyna rusza, niestety po kilku przejechanych metrach po płycie lotniska, maszyna  staje, a pan kapitan informuje nas, że musimy poczekać na sprawdzenie jakiejś usterki w silniku nr 4. Czekamy chwilę, do samolotu wsiadają panowie mechanicy i  niestety dla nas usterka jest na tyle poważna iż musi zostać naprawiona na miejscu. Kapitan zapowiada kolejne dwie godziny oczekiwania, część najpierw trzeba nabyć w magazynie a potem ją dostarczyć i wymienić. Punktualnie po dwóch godzinach od pierwszej zapowiedzi dowiadujemy się, że część została wymieniona, teraz tylko należy wystartować silnik i sprawdzić, czy naprawa przebiegła pomyślnie. Na szczęście tym razem tak i startujemy z opóźnieniem 2,5 godzin.

Zapadamy się w fotelach i staramy się zająć 12 godzin lotu przed nami. Podsypiamy, trochę czytamy, oglądamy filmy. Niestety przelot dzienny więc trochę się nam dłuży. Spóźnieni o dwie godziny lądujemy w Mieście Meksyk. Zanim jednak maszyna siądzie na płycie lotniska widzimy przez okna morze świateł. Meksyk to jedno z największych miast na świecie. Wita nas mimo późnej pory i wysokości, Meksyk leży na ponad 2000 metrów, aż 21 stopni i dość przyjemne powietrze. Zanim jednak wydostaniemy się na zewnątrz czeka nas odprawa migracyjna. Z wypełnionymi w samolocie karteczkami ustawiamy się w niemiłosiernie długiej kolejce. Przed nami naprawdę prawdziwy Meksyk. Odprawa wbrew naszym oczekiwaniom posuwa się dość sprawnie. Przy taśmach z bagażami kolejna miła dla nas niespodzianka, przyleciały wszystkie bagaże. Na zewnątrz czeka już nasza przewodniczka Hilde wraz z córką. Sprzedajemy nasze walizki bagażowym, a my udajemy się do kantorów by wymienić pieniążki. Znajdujemy dobry kurs i każdy z nas staje się posiadaczem pesos.

Siedem godzin różnicy robi swoje. Tu dopiero 21, ale u nas już 4 nad ranem. W trakcie dojazdu do hotelu przekazuję tylko najważniejsze informacje i przed nami na dzisiaj tylko kolacja. Dzięki szczęśliwej pomyłce mamy dziś Jubilata, który jest niemniej zaskoczony naszym gromkim sto lat, tortem, szampanem i prezentem od nas jak i my, kiedy Ela zza placów Bogdana –naszego Jubilata, z uśmiechem podpowiada, że urodziny owszem były ale - przed miesiącem. Różne już przyjmowaliśmy opcje świętowania na wycieczkach, teraz obchodziliśmy urodziny w miesiąc po –i to było samo w sobie największą niespodzianką dla Jubilata. Niestety zmęczenia nikt z nas nie jest w stanie ukryć. Padamy na nos. Monika i Ela zaczynają dyskusję na temat używek i ziół i ta na trochę nas ożywia, ale to tylko pozorny podryw serc.

Rozchodzimy się do pokoi i zapadamy w głęboki sen. Żeby tak udało się dospać do końca…A tu ja budzę się w pełni sił o 4.00, Monia pół godziny później, nasi sąsiedzi też już nie śpią…No bo jak tu spać do 15? Walczymy ze zmianą czasu. Spotykamy się wszyscy na śniadaniu. Rozochoceni zapowiedziami pogody, słońcem i 25 stopniami, królują krótkie rękawki i spodenki, a przez okno podglądamy grupę, która właśnie wybiera się na zwiedzanie: długie spodnie, polary, kurtki…Nie poddajemy się jednak zbyt szybko, wprawdzie część z nas wróci po kurtki, a Bogdan nawet zostanie „zachęcony”do zmiany krótkich spodenek na długie spodnie to i tak liczymy na słońce. Ruszamy w stronę Placu Głównego. Po drodze przystanek na gmach poczty oraz Pałac Sztuk Pięknych. Niebo niebieskie, co zdarza się rzadko, bo zanieczyszczenie w Meksyku jest od lat niezmiennie zmorą stolicy. Potem już Zocalo. Plac nas zaskakuje –sporo tu ciekawostek. Napotykamy szamanów, którzy przy akompaniamencie dęcia w wielkie muszle zapraszają chętnych na seans, potem ustawiają osobę w środku i miotełką z ziół opędzają całe ciało. Następnie naczyniem z dymiącymi pachnidłami okadzają osobę. Jest na co popatrzeć. Chcemy wydelegować Monikę do szamana, po Jej przeżyciach sprzed roku w Brazylii jest już zahartowana. Ale nie udaje się nam ostatecznie Jej namówić. Robimy zdjęcia, przechodzimy do Templo Mayor, potem Katedra. A tu same uroczystości. Dzisiaj odnowienie chrztu świętego, przed kościołem maluchy w białych sukieneczkach i śpioszkach z dumnymi rodzicami. Robimy zdjęcia ku zadowoleniu uśmiechniętych mam. Zerkamy na tyły katedry, gdzie stoi pomnik Papieża Polaka, którego płaszcz zrobiony jest z ogólnokrajowej zbiórki wszystkich możliwych kluczy. Pomysł zaskakujący ale ciekawy. Palacio Nacional to miejsce, które odwiedzimy na końcu naszego pobytu na Zocalo. Bardzo podobają się nam murale Diego Riviery. Zaskakuje nas jedynie spostrzeżenie opuszczenia do polowy flagi meksykańskiej. Fladze, która dumnie powiewa na środku placu, poświęcilismy sporo czasu na opowieści ale i na zdjęcia, a teraz zjechała do połowy masztu. Nasza przewodniczka zgłębia temat i okazuje się, że przypomniano sobie o rocznicy śmierci ostatniego władcy azteckiego…Cały Meksyk.

Pojechali i napisali:

PFR