Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Stambuł 11.2009

Rejs po Bosforze, chałwa, zabytkowy tramwaj na Istiklal Caddesi


08-11-2009

Przed nami trzeci i ostatni dzień przeznaczony na zwiedzanie stolicy. Dzisiejsze plany zdominował rejs po Bosforze. Już wcześniej upatrzyliśmy przystań, skąd odpływają statki spacerowe na dwugodzinne rejsy. Nie jesteśmy sami, ale ku naszemu zadowoleniu wśród licznych turystów nie brakuje dziś wśród nas Turków. Rozsiadamy się wygodnie. Zanim statek obierze kurs wesoły pan z tacą kelnerską proponuje świeży sok pomarańczowy, herbatę i inne smakołyki tureckie. Widoki piękne, bo i pogoda raczej letnia niż jesienna. Od czasu do czasu z zapowiedzi na statku dowiadujemy się co właśnie widzimy przed nami, albo po prawej albo po lewej. Cieszymy się, że nie daliśmy się namówić na długie całodzienne rejsy po Bosforze. Ten jest wystarczający. Wracamy do siebie. Przed nami jeszcze plan zrobienia zakupów przed odlotem. Najpierw jednak kusimy się na sok wprost z ulicy. Cały szereg tu sprzedawców, którzy mają na ladzie wyłożone owoce, maszynkę – wyciskarkę i na oczach zamawiającego serwują pyszny sok. Kusimy się na sok mieszankę z pomarańczy i granatów. Za kilka złotych pijemy pyszny i bardzo zdrowy sok. Niedziela to ulubiony dzień dla mieszkańców Stambułu na zakupy. Na naszej ulicy aż roi się od kupujących i spacerujących. My idąc za naszym magazynem podróżniczym postanawiamy znaleźć polecaną restaurację. Ciężko ją odnaleźć, bo prócz nazwy i mniej więcej miejsca niewiele więcej wiadomo. Trafiamy jednak prawie z przypadku. Sale wykwintne, wystrój też. Karta dań tłumaczona na angielski. Jednak jakoś nie przekonuje nas do siebie to miejsce. Idziemy dalej w poszukiwaniu czegoś bardziej lokalnego. Zaledwie jedną przecznicę oddaliliśmy się od głównego deptaka a tu już dużo niższe ceny i zupełnie inny klimat. Znajdujemy mini lokal z pięcioma stolikami ustawionymi wprost na ulicy. Na małej ladzie gotowe dania, które wskazujemy palcem, a pan ochoczo nakłada je na małe talerzyki. Same lokalne pyszności. Na stole w wielkim koszyku pieczywo. Obok w drewnianym pudełeczku chilli. Podpatrujemy siedzących obok nas Turków i staramy się ich naśladować. Na sam koniec bardzo smacznego posiłku przychodzi do nas pan kelner, który przynosi buteleczkę z czymś. Nie bardzo wiem co mam zrobić, ale nadstawiam dłonie i dobrze, bo to płyn zapachowy na zakończenie posiłku. Zadowoleni z wyboru idziemy na deptak. Tu już przedwczoraj upatrzyliśmy sklep z chałwą i robimy zakupy. Musimy przejechać się zabytkowym tramwajem, ale te atrakcje przekładamy na popołudnie. Teraz czas na sjestę. Wieczorem ruch wcale nie jest mniejszy. Na targu rybnym można spróbować szaszłyków z małż, albo nadziewanych ryżem muszli. Potem zahaczamy jednak o Pałac z kebabami i przy okienku z widokiem na całą gwarną i zatłoczoną ulicę fundujemy sobie kolację pożegnalną. I znowu trafiamy na bardzo smaczne dania. Robi się późno i wracamy do hotelu. Jutro rano lecimy z powrotem.

Pojechali i napisali:

PFR