Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

USA 1-22.08.2009

Jackson, park Grand Teton, Yeloowstone


11-08-2009

Budzi nas ostre słońce i to wcale nie bardzo nisko. Dobrze się nam spało. Jest już dość późno. Wokół nas spory ruch. Szybka poranna toaleta i wybieramy się na poranny spacer najpierw po mapki parku a potem na zwiedzenie miasteczka Jackson. Zaczniemy nasze zwiedzanie od Parku Grand Teton, który automatycznie należy pokonać by dotrzeć do Yellowstone. Miasteczko bardzo urokliwe, wreszcie stylizowane na ten tak znany Dziki Zachód. Kowboje wożą tu konno turystów, w lokalach salony, wejścia jak do bonanzy, konie, niedźwiedzie, wilki, łosie. Klimat bardzo amerykański i bardzo pasujący do miejsca. Należy pamiętać, że Yellowstone to drugi po Grand Canyonie najczęściej odwiedzany Park Narodowy w USA. Mając mapę ruszamy. I jak na zamówienie jeszcze przed głównym wjazdem napotykamy duże zgromadzenie przy rzece. Zerkam i z daleka widzę imponujące łopaty. W wodzie najprawdziwszy łoś amerykański. Parkujemy i biegiem udajemy się do łosia. Tuż za nim odkrywamy jego małżonkę. Mamy szczęście zwierzaki pozują jak na zamówienie w pełnym słońcu. Chwilę potem przybyli ludzie widzą tylko sylwetki schowane w krzakach. A my z tryumfem wracamy z łupami fotograficznymi. Grand Teton to park, którego główną atrakcją są szczyty ośnieżonych gór. Oczywiście dużo racji mają przewodniki porównujące widoki z klimatami w Austrii czy Szwajcarii, jednak nie do końca. Park stwarza bardzo wiele okazji do aktywnego wypoczynku, specjalnie przygotowane ścieżki rowerowe i spacerowe. Mnóstwo ludzi, którzy korzystają ze sposobności ruchu. Bardzo fotogeniczne widoki. My także zgodnie z wytycznymi objeżdżamy wszystkie punkty widokowe. Po mniej więcej połowie dnia docieramy do bramy wjazdowej parku Yellowstone. Czekam na to cudo, przez wielu okrzyknięte najciekawszym parkiem w Stanach. Dostajemy mapkę całego parku, oczywiście zadanie na przynajmniej dwa dni. Zarzucamy chęci zobaczenia wszystkiego naraz i powoli zaczynamy realizować nasz plan zwiedzania. Przy okazji w centrum informacji okazuje się, że wszystkie miejsc campingowe w parku mimo tego, że jest ich kilka są już zajęte i musimy rozejrzeć się za miejscami namiotowymi poza parkiem. Stwierdzamy, że szkoda czasu by przejmować się tym już teraz i najpierw uderzamy na zwiedzanie, a wieczorem będziemy się martwić o namiotowanie. Pierwszym punktem będzie West Thumb – miejsce, gdzie nad samą wodą jest mnóstwo małych bardzo kolorowych jeziorek. Większość z nich dymi i syczy, a nad całą okolicą unosi się zapach siarkowodoru. W krzakach nieopodal ścieżki znajdujemy łosia. To kolejny piękny okaz z bardzo pokaźnymi łopatami. Zdjęcia, cała sesja. Teraz spieszymy się na punkt widokowy z Old Faithfulem, to gejzer który z regularnością co do półtorej godziny pluje wodą na pięć metrów w górę. Mamy sporo czasu więc przed spektaklem, jaki urządza wszystkim gejzer ruszamy na trasę widokową. A tutaj kolejne zaskakujące małe jeziorka, gejzerki, błoto. Teren bardzo urozmaicony i ciekawie przygotowany dla zwiedzających. Wybija godzina pokazu gejzera. Ludzie zasiedli na ławeczkach. Tu dopiero widać ilu zwiedzających jest w Parku. Opóźnia się kilka minut i nagle powoli większa ilość pary oznajmia pełną gotowość. Klikają tylko migawki w aparatach. Jest na co popatrzeć. Pokaz pierwsza klasa. I tyle na dzisiaj. Robi się już późno, a przed nami szukanie jeszcze miejsca noclegowego. Dostaliśmy od pani w informacji karteczkę z namiarami na różne campy w okolicy. Wyjeżdżamy z parku i udajemy się na poszukiwanie miejsc. Rozważamy tylko miejsca z prysznicami. Przerażają nas komary, których jest tu cała plaga, ale tłumaczymy to bliskością rzeki. W kilku pierwszych campach brak miejsc. Znajdujemy jeden oddalony o kilka mil od głównej drogi i mamy szczęście są miejsca. Dostajemy wyborne miejsce w lesie. Rozkładamy namiot (tzn., Maciej rozkłada, a ja dzielnie kibicuję) i wymarzony prysznic. Wszystko tu świetnie zorganizowane, jesteśmy nad samym jeziorem. Mamy wreszcie chwilę czasu na rocznicowego prawdziwego szampana w połączeniu dość oryginalnym bo z lodami pistacjowymi Haagen Daas. Jak Ameryka to Ameryka. Za to niebo rozgwieżdżone, przystań, trzepoczące na wietrze żagle. Tak to można zwiedzać.

Pojechali i napisali: