Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

RPA 11-27.10.2009

Park narodowy Tsitsikamma


21-10-2009

Wszyscy spotykamy się na śniadaniu, które nadal pozostaje w wytwornym stylu. Potem podział na dwie grupy. Część jedzie do parku, inni zostają na leniwe przedpołudnie w hotelu. Marysia, Ola, Włodek i Wacek dzisiaj zdecydowali się także na konie. Tym razem dwugodzinną przejażdżkę także wśród zwierząt. My z Wiesiem jedziemy naszym autem do parku. Pogoda całkiem przyjemna, bo nie jest zbyt gorąco. Może przydałoby się ciut więcej słońca do zdjęć, ale nie pada i to jest najważniejsze. Dzisiaj jakoś trudno nam uwierzyć, że Addo to park ze słoniami. Możemy jednak z całą pewnością potwierdzić, że mnóstwo tu żółwi . Co kilka metrów napotykamy na nie albo wprost na drodze, albo na poboczu. Słoni jak na lekarstwo, a jeśli już to widoczne są tylko z daleka, za to żółwi pod dostatkiem. Jeździmy po wszelkich bocznych dróżkach w poszukiwaniu choć jednej rodziny słoni z bliska. Widać musimy się jeszcze naszukać. Kiedy zerkamy na zegarek by nie spóźnić się na spotkanie z koniarzami, nagle Ania wypatruje na drodze wprost przed nami lwa. I to do tego dorodny grzywiasty samiec. Kiedy podjedziemy bliżej widać tylko jego kitę i koniec zadu. Przejeżdżamy dookoła. Czekamy na króla zwierząt po drugiej stronie. Niestety nadaremnie. Za to pojawia się słoń. Też coś. Jedziemy dalej po tym jak Tadeusz wybrał nam trasę powrotną. I ku naszemu zaskoczeniu przed nami na wzgórzu swym bardzo dostojnym, iście królewskim krokiem nadal kroczy ten sam lew. Niepostrzeżenie minął nas przedzierając się przez krzaki i pojawił się po drugiej stronie. Teraz prócz nas jest tu kilka samochodów, które tak jak my z bliska czekają na lwa. Ten jednak znużony zbyt długim marszem położył się na pagórku i leży obserwując okolicę. Robimy zdjęcia i wracamy do bramy. Nasi jeźdźcy już na nas czekają. Nogi nie bolą, wrażeń moc.

Szybki prysznic w hotelu i jedziemy do Port Elisabeth. Właściwie tylko po to by odebrać samochód. Nie udało się nam zamienić naszej dużej toyoty na jeszcze coś większego więc znaleźliśmy inne rozwiązanie, nasza czwórka: Ola, Ola W, Rafał i Wacek zdecydowali się na samochód osobowy. Czyli po raz pierwszy będziemy mieli wycieczkę na dwa auta. W wypożyczalni udaje się nam oczarować nasza historią panią z biura i zamiast zamówionego autka średniego dostajemy większą toyotę, z wielkim bagażnikiem i wygodnymi siedzeniami. I od dzisiaj w dwa auta rozpoczynamy naszą podróż na południe. Ola siedzi nam na ogonie cały czas. Podczas krótkiej przerwy na stacji benzynowej zapewnia naszego Wiesia, że możemy śmiało pędzić szybciej niż 100 na godzinę. Mamy wprawdzie przyczepę z bagażami ale męska duma nie pozwala sobie powtarzać dwa razy i nagle prawie jak na pasie startowym jedziemy z prędkością nawet 140 km na godzinę. I to właśnie wtedy odpada nam lusterko. Jedno wiemy, 140 to przestroga. Zwalniamy by nie stracić drugiego i ostatniego lusterka. Oczywiście znowu mamy powód do śmiechu. Pod hotelem zostawiamy przyczepę i małe autko i ruszamy znowu jednym ale zaledwie kilka kilometrów do parku Narodowego Tsitsikamma. Piękne popołudnie, słońce i woda. Podziwiamy wspaniałe klify i wszyscy fundujemy sobie spacer na most wiszący. Przez ostatnie dwa lata most ten był niedostępny dla zwiedzających bo spłonął i bardzo długo trwał jego remont. My tym razem mamy szczęście. Oczywiście nie brakuje wśród nas rogatych dusz, które niby delikatnie ale zdecydowanie huśtają cała konstrukcję. Robimy grupowe zdjęcia i w drodze powrotnej zbaczamy z głównej trasy by wejść na skały, długie poszarpane jęzory, które wyłażą wprost w wodę. Śliczne kontrasty kolorów i bardzo ciekawe widoki.
Już po zachodzie słońca wracamy do hotelu, krótka przerwa i spotykamy się na kolacji. Mieszkamy dzisiaj w starych budynkach, które pachną starą Afryką. Wokół stary ogród i obsługa w liberii. Wszystko ciekawie się komponuje. Kolacja w bardzo miłej atmosferze i zasłużony odpoczynek.

Pojechali i napisali:

PFR