Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

RPA 11-27.10.2009

Port Elisabeth, Park Addo


20-10-2009

Budzi nas szum Oceanu Indyjskiego i wspaniały widok na wodę z naszych okien. Jak się okazuje mimo wczesnej pobudki większość z nas wstała przed dzwonkiem budzika. Na śniadanie brak czasu, dlatego dostajemy wersję na wynos. Bagaże zapakowane. Jedziemy na lotnisko. Choć pora wczesna tuż przed samym lotniskiem mały korek. Mamy jednak zapas czasu i docieramy na miejsce o czasie. Odprawa nader sprawna. Zresztą to krótki lot i tylko 1000 km do pokonania. Lecimy z Durbanu do Port Elisabeth. Niecała godzina i jesteśmy na miejscu. Z okien wspaniałe widoki przede wszystkim na poszarpaną linię brzegową tutejszego wybrzeża. Jest co podziwiać. Na samym lotnisku też bardzo sprawna obsługa, szybko odbieramy bagaże i jesteśmy gotowi do wyjścia. Tu czeka na nas nasz nowy przewodnik: Wiesiek. Witamy się bardzo serdecznie i pakujemy do naszego nowego samochodu. Z mercedesa przesiadamy się do toyoty i mamy problem. Jest mniej o jedno miejsce i tym samym ciaśniej. Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie bo nasza czwórka na ostatniej ławce nie ma możliwości żadnych ruchów. Jesteśmy w fazie narad jak rozwiązać ten problem. Zanim wyjedziemy z miasta krótki przejazd przez Port Elisabeth. Udaje się nam nawet zatrzymać przy stadionie . Kolejna wielka budowla, wyglądająca na prawie ukończoną. Fantastyczny widok, niczym purchawka z daleka bardzo różni się od stadionu, który widzieliśmy w Durbanie. Z niecierpliwością czekamy na stadion w Kapsztadzie. Prawie południe. Ruszamy w stronę Parku Addo. Niedaleko, tylko godzina. Docieramy na miejsce dość wcześnie, czeka na nas obsługa hotelu. Jesteśmy powitani bardzo serdecznie. Zimne ręczniczki, koktajl powitalny. Cały hotel robi na nas bardzo dobre wrażenie, jesteśmy jedynymi gośćmi i czujemy wielkie zainteresowanie nami ze strony gospodarzy. W pokojach naleweczka dla wszystkich. Dzielimy się na dwie grupy. Część z nas chce wykorzystać wolne popołudnie i zrobić dodatkowe safari w Parku Narodowym Addo. Inni wolą poleniuchować nad basenem w hotelu. A jeszcze inną grupę zaledwie jednoosobową tworzy Wacek, który już bardzo dawno temu zamówił sobie w Afryce jazdę konną. Długo się głowiłam aby wybrać odpowiednie miejsce i wybrałam Park. Dzisiaj z czekam – czy wybór okaże się trafny. Docieramy do parku o czasie. Najpierw odprawiamy Wacka, który wsiada na konia i wraz z przewodnikiem oraz jeszcze jedną panią z Niemiec znikają od razu za bramką i tyle ich widzieliśmy. Przed nimi trzy godziny jazdy po parku wśród dzikich zwierząt. My odczekamy swoje i o 15.00 ruszamy na popołudniowe safari wielką ciężarówą. Szybko zrozumiemy po co nam aż tak wielkie auto, nasz pan kierowca podjeżdża bardzo blisko stad słoni, często świadomie ustawiając się na trasie ich przemarszu. A zwierzęta oswojone z samochodami przechodzą praktycznie ocierając się o boki samochodu. Park Addo słynie ze słoni, i mamy dzisiaj prawdziwy popis tych zwierzaków. Do tego komentarz naszego przewodnika i wracamy bardzo zadowoleni z naszego safari. Słońce dodatkowo dodało atrakcji i przywieźliśmy wspaniałe zdjęcia. Wacek wrócił też bardzo szczęśliwy widząc słonie i inne zwierzaki z bardzo bliska. Pewnie wszyscy jesteśmy tak samo zmęczeni. W hotelu mamy małą chwilę na oddech. Basia wykorzysta ten moment na kąpiele w basenie. My na leżakowanie. O 19.00 zasiadamy do wspólnej kolacji. I jak dotychczas będzie to kolacja numer 1. Wspaniałe jedzenie, bardzo misternie przygotowane i wspaniale podane. Na talerzach dekoracje z prawdziwych kwiatów, mamy nasturcje, bratki, ogóreczniki, lawendę. Wszystko nie tylko pięknie wygląda ale i wspaniale smakuje. Na przystawkę mini jajeczko z pomidorkiem na fikuśnej zagiętej łyżeczce. Potem nasze startery, każdy wcześniej wybrał swoje danie. Wspaniałe smaki. W przerwie czas na mini przerywnik: sorbet z papai. I wreszcie drugie dania, króluje kudu i wyborne mięsko lekko podsmażone. Dziewczyny zajadają się zapiekanką z talarków ziemniaczanych. Równie wspaniała okazuje się jagnięcina. Wszyscy wybrali bardzo dobrze. Na sam koniec posiłku to już prawdziwa rozpusta: desery. Są lody, sernik, bezy z truskawkami i bitą śmietaną. Nie możemy już nic zmieścić a wylizujemy talerze do końca. Co za pyszności.

Pojechali i napisali: