Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Tajlandia i Kambodża 22.11-13.12.2009

Targ wodny, most na rzece Kwai, kolej śmierci, nocleg na wodzie


25-11-2009

Czas na pożegnanie z Bangkokiem. Ola i Asia zaczęły dzisiaj dzień grubo przed planowaną pobudką. Wybrały się na tyły naszego hotelu w poszukiwaniu mnichów zbierających codzienne datki żywnościowe. Niestety mnie udało im się utrafić żadnego mnicha. Będziemy próbować na północy. Na śniadaniu wszyscy w komplecie, czas na wyjazd z miasta. O tej porze Bangkok dopiero budzi się ze snu i udaje się nam wyjechać całkiem szybko. Pierwszy przystanek to plantacja orzechów kokosowych. Kusimy się na wodę kokosową i kawałek miodu z koksa. Zaczynamy akcję obmyślania planu uwolnienia zwierzaków trzymanych na uwięzi do zdjęć. Nawet ja, która nie przepadam za węzami, żałuję wielkiego pytona trzymanego w akwarium do zdjęć. Później Mila dostrzeże ptaki w klatkach, wszystkim nam szkoda ocelota na ławce do karmienia butelką. Oczywiście bojkotujemy takie akcje i nie robimy sobie zdjęć. Czas na targ wodny. Znany nam wszystkim z reklamówek o Tajlandii okazuje się już niestety tylko namiastką tego jak wyglądał wcześnie. Więcej tu pamiątek turystycznych niż właściwych łodzi z owocami i warzywami, jak to bywało kiedyś. Ale udaje się nam złapać kilka ładnych wypełnionych po brzegi owocami łodzi. Kosztujemy nowości dla nas i staramy się zapamiętać nazwy egzotycznych owoców. Mangostany, langostaty, flaszowce, dragony, karambole i wiele innych. Jesteśmy zaopatrzeni w owoce i wracamy do autobusu. Teraz przejazd do miejscowości nad rzeką Kwai i słynnego mostu. Udaje mi się odtworzyć w autobusie film o Moście na rzece Kwai. Pasuje idealnie. Najpierw muzeum – jesteśmy poruszeni opowieścią ale i zaskoczeni bałaganem i zaniedbanymi salami. Dużo większe i lepsze wrażenie robi na nas cmentarz aliantów, gdzie każda ścieżka jest przystrzyżona i wypielęgnowana. Świeże kwiaty pomiędzy małymi płytami nagrobnymi. W zadumie spacerujemy po cmentarzu. I na sam koniec docieramy do mostu. Można się nim przespacerować co robimy. Dzisiaj nie jeździ tu żaden pociąg, bo właśnie trwają przygotowania do obchodów święta i podświetlenia mostu podczas imprezy światło i dźwięk. Kusimy się na owoc chlebowca, ciężko go podzielić, ale wspólnymi siłami udaje się nam skosztować jego słodkiego i aromatycznego miąższu, ostatnim naszym punktem programu jest krótka przejażdżka Koleją Śmierci. Wszystko terkocze i klekocze. Około piątej jesteśmy już w hotelu. Dzisiaj nocujemy na wodzie. Nasze pokoje są zbudowane na tratwach i z ciekawością ale i niepokojem przyglądamy się linom i mocowaniom tych tratw do lądu. Woda obija się o nasze domki i robi sporo hałasu. Jako że mamy wszyscy tarasy wychodzące na rzekę, spotkanie na tarasach. Integrujemy się cały czas. A wieczorem kolacja i kolejne urodziny. Tym razem Jubilatem jest Mirek. Jest tort, sto lat i życzenia. Potem rum tajski i tańce. Na wielkim telebimie hity lat 70, Boney M, Sandra., Andrzej przynosi swoją płytę z hitami światowymi. Bawimy się przednio. Rozszerzamy nasze zabawy o aktywności sportowe, znajdujemy rakietki do gry w lotki, są też tarcze i rzucamy do celu. Mila odkrywa huśtawkę, powstrzymujemy się tylko przed wejściem na rowery bo jest już ciemno.

Na telebimie po muzyce światowej, polskiej, czas na hity tajskie. Nasza przewodniczka zaczyna kurs tańca, prym na parkiecie wiedzie Wioleta. Już dawno nie było u nas tak wesoło. Obsługa widać że z wyczekiwaniem i nadzieją w oczach czeka aż się zmęczymy, ale nam nie w  głowie spanie. Wreszcie rozsądek każe nam iść spać. Ale to były urodziny!

Pojechali i napisali: