Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wietnam 13-26.02.2010

Zatoka Ha Long


21-02-2010

Wczesnym rankiem ruszamy do Zatoki Ha Long - kolejnej atrakcji Wietnamu wpisanej na listę Światowego Dziedzictwa Naturalnego UNESCO. Nasz bus jest znacznie przed czasem. Zostawiamy więc szybko główny bagaż w agencji turystycznej i w drogę.
Zbieramy pozostałych gości naszej dżonki. W sumie jest nas 13 osób. Dotarcie do zatoki zabiera około 3,5 godziny z przerwą na kawę.
Jest jeszcze chłodniej niż dnia poprzedniego i niestety pogoda pogarsza się w miarę zbliżania się do morza. Kiedy wysiadamy w mieście Ha Long nieba nie widać w ogóle, a po chwili wszystko okrywa się gęstą mgłą. 

Nie jesteśmy na szczęście osamotnione w tym nieszczęściu. Razem z nami przybyło tu kilkanaście setek spragnionych niesamowitych widoków turystów.
Każdy bus to jedna dżonka. Dopiero tu po raz pierwszy na naszej trasie widzimy tak liczne rzesze obcokrajowców. Żartujemy, że ruch tu jak na Marszałkowskiej w szczycie. Oby tylko nie zrobił się korek w tej mgle. Miła niespodzianka bo nasze obawy się nie sprawdzają. Po wypłynięciu z portu wszystko rozjeżdża się w różne kierunki. I mimo że w zasięgu wzroku jest duża ilość statków - wszystkie zbudowane są z drewna, z charakterystycznymi głowami smoków na rufie i żaglami z bambusa - to nadaje tylko đodatkowego uroku zatoce.

Nasz przewodnik zaprasza wszystkich na pokład główny. Krótki instruktaż co wolno a czego nie i dostajemy klucze do kajut. Zwalamy bagaż i wracamy bo podają lunch (całe bogactwo warzyw i owoców morza). Przy stole mamy okazję się poznać. Oprócz nas są: Norweg i Dunka, para Hiszpanów, Chinka z Hong Kongu, 5 Francuzów, jak się okazuje dopiero po jakimś czasie (początkowo rozmawiamy po angielsku) - dwóch panów z Polski. Nawiasem mówiąc są to pierwsi krajanie, ktorych spotykamy w Wietnamie.

Tymczasem nasza łajba dociera do jaskini niespodzianek - największej w Ha Long. Jest usytuowana dosłownie wewnątrz wzgórza, tak że się ma wrażenie jakby było ono puste.Trzy ogromne sale z wapiennymi naciekami, odpowienio podświetlone robią wrażenie chociaż my przemykamy dość szybko przez labirynt korytarzy by znaleźć  się ponownie na zewnątrz i podziwiać panoramę zatoki (mgła już zelżała, ale nieba nadal nie widać).

Mimo złej pogody jest pięknie. Kolejny punkt programu - kajakowanie. Wraz z większą częścią grupy nie decydujemy się na tę przyjemność. Jest za zimno. Mamy za to okazję do popodglądania tego co robią i jak żyją ludzie mieszkający stale na wodzie. Udaje nam się zrobić parę ciekawych zdjęć i pora ruszać w dalszą drogę.

Grupa się integruje - z Hiszpanami rozmawiamy ogólnie o całej trasie (oni dopiero przyjechali, a my już niemalże na końcu naszej wyprawy), z Polakami bardziej szczegółowo (oni rano wrócili z Sa Pa, my jedziemy tam jutro wieczorem), z parą sympatyczncy Skandynawów  gawędzimy najdłużej (o podróżach, pracy i zwyczajach świątecznych), Chinka nawija cały czas, ze wszystkimi o wszystkim.

Pora na kolację. Już!? To niemożliwe, że czas tak szybko minął. Dostajemy piloty od klimy (żeby zagrzać oczywiście) wraz z informacją o gorącej wodzie. Wycofujemy się po angielsku.
DOBRANOC.

Pojechali i napisali: