Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie Południowe 20.11-11.12.2010

Wycieczka rowerowa, Sarangapatnam, Soangapatham, przejazd do Mysore


23-11-2010

Wymyśliliśmy jeszcze wczoraj wieczorem, że dzisiejszy dzień zaczniemy od wycieczki rowerowej do pobliskiej wioski. Wczesna pobudka razem z nami pół hotelu i obsługi. Znaleźli aż 4 rowery. Wyglądały już dość osobliwie, ale po wejściu na nie okazały się całkiem zdezolowanym sprzętem. Mój jechał, nie miał tylko hamulców. Maćka za to szorował szprychami po drodze. George dostał niby najlepszy ale jak sam stwierdził w trakcie jazdy najwolniejszy rower. O dziwo, we wszystkich działały dzwonki. Wycieczka bardzo się nam podobała, tym bardziej, że w pewnym momencie odbiegając od standardów przyjętych podczas wypraw zsiedliśmy z rowerów by pieszo pospacerować po budzącej się do życia wiosce. Wszyscy jak wszędzie tak i tu byli bardzo uśmiechnięci i zadowoleni.

Przed nami dzisiaj kolejny kawałek drogi do przejechania. Najpierw Sarangapatnam – miejscowość, która była niegdyś stolicą stanu. Teraz jest to mała dość zaspana osada ze wspaniałymi zabytkami. Wzmocnieni kawą bardzo słodką i bardzo mleczną ruszamy na zwiedzanie: świątynia, most, więzienie, grobowce, pałac i meczet. Wszystko się nam podobało. Po raz kolejny mimo wysokiego sezonu jesteśmy tu jedynymi turystami. Wielu z Hindusów zaprasza nas do wspólnych zdjęć.
Czas na lunch – tym razem jest aż za bardzo lokalnie. Zatrzymaliśmy się w jednej z małych restauracyjek przydrożnych. Niestety brudno tu i niesympatycznie. Nie wypada jednak księżniczkować i dzielnie zostajemy, po stole maszerują mrówki, pod stołem pamiątki po przynajmniej dziesiątce wcześniejszych gości. Kelner nie umie zliczyć do czterech. Na szczęście jedzenie ok. Ale nie zostajemy tu zbyt długo.
Jeszcze przed zmrokiem chcemy zdążyć do Soangapatham. Wyszukałam tę miejscowość w jednym z niemieckich przewodników, jako perełkę z dala od utartych szlaków turystycznych ale za to z wieloma wspaniałymi przykładami architektury. Miałam pomysł, by dopiero jutro dotrzeć tutaj już samodzielnie rikszą motorową z Mysore, ale mój opiekun George skrzywił się słysząc ten pomysł i zdecydował, że zobaczymy to miejsce wspólnie jeszcze dzisiaj. I bardzo dobrze, że trzeźwo ocenił sytuację… Droga koszmarnie dziurawa, z mnóstwem objazdów, za to prześliczna bo prowadząca przez same małe wioski. Po jednej i drugiej stronie mnóstwo dzieci, kobiet, mężczyzn, zwierzaków.
Docieramy do świątyni na pół godziny przed jej zamknięciem. To pierwsze miejsce działające wyłącznie jako muzeum. Kupujemy bilety wstępów i zwiedzamy. Mamy swojego przewodnika, nie tylko mówi świetnie po angielsku ale i potrafi odnieść się do faktów historycznych. Jesteśmy ostatnimi zwiedzającymi. Za naszymi plecami zamykają świątynię. Już po zmroku jedziemy do Mysore. Tu zakwaterowanie w hotelu i mamy wolne. Nadaremnie szukam Internetu. I tak nie mogę odebrać swoich wiadomości. Coś z serwerem.
Wieczorem zgodnie ze wskazówkami z przewodnika idziemy na Plac Gandhiego. Tu Maciej odnajduje polecaną restaurację. Jest przyjemnie, bo na dachu, smacznie, zamawiamy nowości i wygodnie, bo nie w samochodzie. Wracamy pieszo do hotelu. Jest już bardzo późno, ulica powoli układa się do snu.

Pojechali i napisali: