Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 6-25.02.2011

Park Narodowy Mago, wioska Murskich


20-02-2011

Późno wstajemy, nigdzie się nam nie spieszy. Śniadanie na świeżym powietrzu. Naleśniki, omlety, jajecznica, grzanki. Czy ktoś uwierzy, że to jedzenie biwakowe?

Plan działania na dzisiaj to Park Narodowy Mago i wioska Mursich. Oczywiście oczekujemy na nią z wielkim zniecierpliwieniem. A bo to opowieści o ich agresji, a to krążki, które kobiety noszą w ustach i uszach, a jeszcze ich wielka niedostępność i izolacja od świata zewnętrznego. Droga przez Park niezbyt dobra. A my nadal w czterech autach, bo dwójka nienaprawiona została w Turmi. Jeszcze inaczej dzielimy się na małe podgrupy i ruszamy. Spotykamy się przy okazji postojów na zdjęcia. Musimy pokonać dzisiaj niewielką rzekę, kilka dość głębokich rowów. Kierowcy muszą wykazać się swoimi umiejętnościami.
Przy drodze napotykamy pierwszego nagusa, który z fantazyjnymi wzorami na ciele wdzięcznie pozuje. Wtedy to auto nr 3 i cała czwórka opowiadają nam, że coś przebiegło im drogę a kierowca to nawet się przeżegnał, bo takiego zwierzęcia to jeszcze nigdy w życiu nie widział. Co najgorsza zwierz ten po opisie nie odpowiada żadnemu znanemu mi i występującemu tu ssakowi. Ustalamy czy bliżej mu było do psa czy kota, szukamy cętek lub koloru skóry, itd. Ostatecznie chcemy wierzyć, że był to najprawdziwszy lew abisyński.
Powoli zbliżamy się do wioski, zabieramy do bagażnika pana strażnika i już przy drodze coraz więcej kobiet i mężczyzn Mursich.
Wreszcie jesteśmy w wiosce. Ciężko opowiadać, bo niesamowicie dekoracyjnie wystrojone kobiety i groźnie wyglądający mężczyźni prezentują swoje wdzięki tuż nad nami zapraszając do robienia zdjęć. Poddaje się z opowieściami, czas na zdjęcia. I teraz to dopiero się zacznie. Ciąganie za rękę, podszczypywanie, na siłę zwracanie na siebie uwagi. I cena jest oczywiście odległa od ustaleń odgórnych. Niby 2 biry za zdjęcie, a tu czasami nie wystarczy po 5 za zdjęcie. Jednak nie zrażamy się, Alem jest z nami i rozwiązuje największe spory oraz łagodzi te mniejsze.
Kupujemy także krążki, każda z nas ma ich po kilka. To tak na wszelki wypadek gdyby znowu napadł nas chorobliwy śmiech jak się to czasami zdarza.
Umęczeni ale dumni ze swych fotograficznych trofeów pakujemy się do samochodów i wracamy do Jinki. Tu chwila na lunch i sjestę.
Na popołudnie zaplanowaliśmy wyprawę piesza do wioski. Jako że kawałek nas od niej dzieli pakujemy się do samochodów. Z 5 mamy chwilowo tylko dwa, bo reszta w trasie ściąga zepsutą albo już naprawioną dwójkę. Nam jednak coraz mniej rzeczy strasznych. Pakujemy się po 6 i 7 osób w aucie i jedziemy. A ile mamy przy tym śmiechu i zabawy. Oczywiście Waka Waka w tle. Docieramy do muzeum,. Zaskakuje nas swym eleganckim budynkiem i ilością zgromadzonych tu eksponatów. Potem czas na krótki spacer przez wioskę Aari. To kolejne nasze plemię które poznajemy na trasie. Lądujemy w miasteczku i polujemy na zimne piwo i colę. Znajdujemy lokalną kawiarnię. Buzie nam się rozweselają kiedy okazuje się, że zamiast pieszej wycieczki w upale jedziemy do campingu tuk tukami. Znowu upychamy się maksymalnie i w kurzu i z pełnym jazgotem jedziemy.
Na polu namiotowym jak się okazuje wielka impreza. Nic zatem nie stracili Gosia, Andrzej i Mirek O. którzy zrezygnowali z naszej wycieczki. Oni są od początku świadkami wesela. Znają się z już z panną młodą, która w bieli pojawia się to tu to tam. I pomyśleć dla nas pole namiotowe a dla lokalnych idealne miejsce na wesele, zdjęcia ślubne i zabawę. Oczywiście my także korzystamy z okazji i fotografujemy Parę Młodą która w najbardziej wydumanych pozycjach przydeptując sobie welon i tren pozuje na zielonej trawce.
I znowu za nami bardzo atrakcyjny dzień. Jeszcze kolacja i kolejne zapasy alkoholowo-kabanosowe. Ognisko i opowieści oraz gawędy. Dzisiaj wymieniliśmy sporo porad odnośnie podróżniczego sprzętu i gadżetów, które mamy ze sobą. Absolutnym mistrzem okazał się Krzyś, który prócz zestawu śrubokrętów w każdym rozmiarze, ma także obcęgi, saperkę, zestaw do szycia, aparat do sztucznego oddychania, i wiele innych przydatnych rzeczy. Jak się okaże nie raz nie dwa Jego zapasy były bardzo pomocne. Dobranoc.

Pojechali i napisali: