Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Meksyk 20.02.-12.03.2011

Uxmal, Merida


06-03-2011

Kierunek - piękne miasto konkwistadorów Merida, po drodze kolejne magiczne prekolumbijskie miejsce – Uxmal.
Gęsta roślinność lasów tropikalnych ustępuje powoli miejsca florze walczącej o przetrwanie na kamiennym podłożu półwyspu Jukatan. Dostatnie w wodę tereny przechodzą w miejsca, gdzie woda jest na wagę złota. A i tu Indianie czasów prekolumbijskich potrafili się zaadoptować i zbudować potężne siedziby stawiając wielkie zbiorniki wodne lub wykorzystując naturalne wody podziemne skryte w ogromnych jaskiniach – cenote.
Jadąc przez półwysep zatrzymujemy się na krótki postój przy wiejskim cmentarzu, którego pastelowe grobowce swoim cieniem osłania potężne drzewo. Cmentarze są tu niewielkie, gdyż ziemia na wapiennych skałach Jukatanu to rarytas wykorzystywany głównie do upraw. Niezmiernie ciekawy jest dla nas nie tylko sam cmentarz, ale praca, którą wykonuje tu indiański kopidół. Jak się okazuje, aby zaoszczędzić miejsca złożony do grobu nieboszczyk wykopywany jest już po trzech latach, gdy zostają z niego jedynie kości. Następnie wkładany do niewielkiego grobowca rodzinnego w którym złożeni są jego przodkowie. W ten sposób cenna ziemia jest oszczędzana, a kamienny płot ogradzający nekropolię ma ten sam kształt i wielkość jak przed wiekami.
Kolejny przystanek to klasyczne wiejskie domostwo Majów. Violeta, nasza przewodniczka zaprasza nas do nieco zaskoczonej niespodziewana wizytą, ale niezwykle gościnnej indiańskiej rodziny. Gospodarz domu prosi jedynie o chwilę na uporządkowanie rzeczy w chacie, bo daje się tu odczuć brak kobiecej ręki. Jego żona zmarła kilka lat temu, a córki jak to córki… Co innego mają na głowie. Typowa chata Majów to niewielki owalny jednoizbowy kryty strzechą budyneczek skonstruowany z połączonych naturalnym spoiwem pionowych grubych patyków. Nie posiada okien a jedynie dwoje stojących na przestrzał drzwi, w zasadzie tylko otworów drzwiowych. Wewnątrz znajduje się ołtarzyk, tutaj gdzie jesteśmy z podobizną zmarłej żony i pokój codzienny (mówiąc nieco na wyrost – living room) zamieniany wieczorem na sypialnię. Kuchnię znajdziemy w podobnym budyneczku obok. Chaty naszego gospodarza są już nowocześniejsze, mają frontowe fragmenty zbudowane z cegły i są bielone. Dzieciaki, których jest tu niepoliczalna ilość i są głównie wnukami pana domu, z radością dzielą się, nadzwyczaj sprawiedliwie, otrzymanymi słodkościami. Jeszcze tylko kurtuazyjna rozmowa o życiu i ruszamy dalej.
Poświecone w głównej mierze Bogowi Deszczu i Burz Chac’owi miasto-państwo Uxmal wita nas przepiękną ogromna Piramidą Czarownika (Wróżbity) o niespotykanej owalnej podstawie, niczym zwielokrotniona wiejska chata. I mnóstwem przedstawień Chaca. Co w rejonie tak dotkliwie dotkniętym brakiem wody jest jak najbardziej zrozumiałe. Wielkie oczy i zaokrąglone potężne nosy wystają z niemal każdej elewacji, z każdej piramidy czy świątyni. Uxmal jest bajecznie piękne i ogromne, mimo, że odkryto i wydarto naturze jedynie niewielką jego część. Z niezwykłą przyjemnością włóczymy się po jego zakamarkach w cieniu (upał daje się we znaki) majestatycznych, bogato rzeźbionych budowli. Wspinamy się na jedną z piramid, by z lotu ptaka ogarnąć cały teren i okolicę. Wszyscy jesteśmy pod silnym wrażeniem miejsca. Jest po prostu genialne. I niemal zupełnie puste, co tym bardziej pozwala wczuć się w atmosferę miejsca. Jedynymi stałymi mieszkańcami Uxmal są wielkie jaszczurki – iguany, niezbyt bojaźliwie reagujące na nasz widok.
Czas na Meridę, kolonialne XVI-wieczne miasto o pięknych zabytkach, których większość znajduje się bądź przy samym głównym rynku bądź też w jego bezpośredniej bliskości. Założyli Meridę, obecną stolicą stanu Jukatan, i zabudowali pierwszymi wspaniałymi budowlami członkowie hiszpańskiego rodu de Montejo, z Francisco na czele. Charakterystyczna elewacja jednej z okazałych kamienic pokazuje siłę ale i butę zdobywców Jukatanu. Umieszczone na poziomie 1-go piętra potężne rzeźby przedstawiają hiszpańskich zdobywców w pełnej zbroi stojących na głowach pokonanych. Zwycięzców się nie osądza. Podobno.
Merida jest na naszym celowniku już od kilku dni. Nie tylko z uwagi na zabytki. To tu produkuje się i sprzedaje najlepsze w całym Meksyku kapelusze Panama. Lekkie jak piórko, miękkie jak jedwab wytwarzane są ze specjalnej odmiany palmy w warsztatach umieszczonych w przesiąkniętych wilgocią grotach, by łatwo poddawały się ręcznej obróbce i przybierały pożądany kształt. Cena dobrych, oryginalnych wyrobów nie jest niska, ale kapelusze znajdują wielu nabywców. Również wśród nas.
Wieczorem miasto zaprasza nas na karnawałowy pochód przechodzący głównymi ulicami miasta pośród tłumów widzów, nieskończonej liczby straganów i bufetów na dwóch kółkach serwujących lokalne przysmaki. Wielobarwne stroje uczestników, hałaśliwa muzyka, platformy z tancerzami i tancerkami, konfetti sypiące się kilogramami nad głowami widzów, a generalnie reklama wszystkiego co da się sprzedać w mieście i okolicy przewalają się przez Meridę do późnych godzin nocnych.

  

Relacja i zdjęcia: Jerzy Pawleta

Pojechali i napisali: