Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kenia i Zanzibar 30.09-14.10.2011

Jezioro Naivasha, safari wodne, muzeum Karen Blixen


07-10-2011

Dopiero dzisiaj rano odkrywamy jak pięknie położony jest nasz hotel. Wielki ogród, wypielęgnowana trawka, cudowne drzewa i mnóstwo kwitnących krzewów. Spotykamy się na śniadaniu. Zamówiłyśmy wczoraj wieczorem owsiankę, rozsmakowała się w niej szczególnie Sarah. Ta dzisiejsza jednak nie jest tym co miałyśmy na myśli, ugotowana na wodzie, brązowa nie zachęca do skosztowania. Jednak znajdujemy jaja, potem są naleśniki oczywiście z sosem klonowym Aliny. A i znalazło się miejsce na samosy, też wprawdzie inne od tych, które przyrządzano nam w Masai Mara, ale na bezrybiu…

W planach na dzisiaj poranne safari tym razem wodne. Mamy do dyspozycji dwie łodzie i wypływamy nad Jezioro Naivasha. Jest przecudnie, nad woda unosi się jeszcze gdzieniegdzie poranna mgła, my ubrane w kamizelki wypatrujemy kolejnych ptaków, są bociany, ibisy, czaple, kormorany. Panowie dość blisko podpływają do hipków, które zanurzone po nozdrza co jakiś czas parskają i pokazują się w bliższej odległości. Nasz przewodnik chcąc je ożywić wali kawałkiem plastikowej butelki o łódź, nie do końca jest to bezpieczne, bo jeden z hipciów rzuca się rozłoszczony za nami w pogoń, na szczęście łódź motorowa radzi sobie z intruzem. Schodzimy na ląd, część z nas wybiera się na piesze safari po wyspie a potem zakupy, część robi dokładnie na odwrót i zaczyna od zakupów. Wracamy do naszego obozowiska zahaczając jeszcze o stado pelikanów. Pakujemy nasze rzeczy i jedziemy na lunch. Tym razem jesteśmy zbyt wcześnie, więc pogaduszki przy kawie i herbacie na tarasie hotelu, który oferuje wspaniałe widoki i jeszcze bardziej wyborny bufet. Odkrywamy kuchnie różnorakie, hinduska, włoska, arabska, desery, lody, sałatki, sery… Do tego winko i kawa raz jeszcze. A na sam koniec sklepik, w którym znajdziemy wiele fajnych pamiątek.
Sjesta poobiednia w busikach, przed nami przejazd do Nairobi. Docieramy dość późno, jest piątek i zaczynają się stopniowo korkować wszystkie trasy wylotowe z miasta. Jednak jeszcze na czas docieramy do Domu – Muzeum Karen Blixen, tu przewodnik Simon zapoznaje nas z tajemnicami i faktami z życia Dunki. Wszystkie wzdychamy słuchając o romantycznej miłości i zapamiętujemy szczegóły z domu, jego wyposażenia, które pojawiały się w filmie „Pożegnanie z Afryką”. Jeszcze udajemy się do pobliskiego parku z żyrafami i tu możemy nakarmić je z bliska. A potem roszady w busikach i część z nas jedzie na zakupy, a reszta do pobliskiego domu dziecka, bo chciałybyśmy rozdać kolejne ostatnie już pudła, które przyjechały tu z nami. Dom prowadzony jest przez Japonkę, która od ponad 30 lat mieszka w Kenii. Poznajemy 16 dzieci w różnym wieku. Najpierw dumnie oprowadzają nas po swoim domu, pokazując pokoje, dziedziniec, łazienki i kuchnie. Wszystkie są uśmiechnięte i pogodne. Pochodzą z bardzo ubogich rodzin, gdzie jest wiele rodzeństwa a sytuacja nie pozwoliłaby na wychowanie w dobrych warunkach kolejnych dzieciaków. Nie ma tu adopcji. Zapoznajemy się z projektem szycia zwierzaków afrykańskich z gąbki. Wspieramy oczywiście pomysł i każda z nas wyjedzie z Afryki z jednym z takich zwierząt. Mamy nosorożce, żyrafy, zebrę, słonia.
Czas na przejazd do hotelu, klops. Stoi wszystko, telefonujemy gdzie nasz drugi busik, niedaleko przed nami i też tkwi w korku. Jedziemy tocząc się wolno na przód. Właściwie prawie jednocześnie docieramy na miejsce. Hotel już dobrze znamy, bo tu spałyśmy po przylocie do Kenii. Teraz podoba się nam o wiele bardziej niż za pierwszym razem.
Nie mamy nawet czasu na kąpiel, bo już trzeba jechać na kolację. A dzisiaj pożegnalna kolacja z Kenią. Carnivore to restauracja specjalizująca się w mięsiwach. Długo czekamy na Dziewczyny, które zjawiają się mocno po czasie zbiórki, za to robią wielkie wejście i prezentują się na nowo w dopiero co zakupionych freskach. W sklepie spożywczym wyszukały pomysł na wieczór. Oczywiście nowa stylizacja od razu przykuwa wzrok i naszych kierowców i pracowników hotelu, a potem już w samej restauracji także gości.
Wśród egzotyki na talerzu: struś i krokodyl, i jak ten pierwszy w postaci kuleczek z mięsa mielonego bardzo nam przypadł do gustu, to drugi wręcz przeciwnie, wcale nas nie zachwycił.
Biesiadujemy przy dobrym kenijskim winie na zaproszenie Lidki.

Pojechali i napisali:

PFR