Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kenia i Zanzibar 30.09-14.10.2011

Nocleg z widokiem na Kilimandżaro


01-10-2011

Wybiła wreszcie 21 i kapitan maszyny ogłosił lądowanie w Nairobi. Uwinęłyśmy się szybko i byłyśmy gotowe do wizowania. Sarah znalazła bezbłędnie naszą taśmę bagażową i ku naszej uciesze prócz kompletu walizek pojawiły się nasze bagaże. Każda z nas dostała zestaw swoich paczek, wyglądało to dość obficie, co dokumentują zdjęcia. Na lotnisku pierwsza niespodzianka, powitało nas dwóch najprawdziwszych Masajów, którzy specjalnie na tę okazję dojechali do stolicy z okolic Parku Amboseli. Sesji nie było końca, pod każdym kątem i z każdej strony. Na parkingu poszło nam gładko pakowanie do dwóch busików i wypakowane po brzegi z Masajami prawie na kolanach ruszyłyśmy przez Nairobi nocą do hotelu. Tu dość sprawnie rozdzielono nam pokoje i pora na… myli się ktoś kto pomyślał, że po nieprzespanej nocy i długim locie marzyłyśmy o spaniu. Szybko ogłoszono piżama party w pokoju Tani i Lidki i po pół godzinie w jedwabnych szatkach, powłóczystych koszulkach z kieliszkami i nalewkami wznosiłyśmy toasty za pierwszy dzień w Afryce. Grubo po północy zapadłyśmy wszystkie w głęboki sen.

Śniadanie w ogródku. Naleśniczki, samoski, tylko kawka nas rozczarowała, ale i na to znalazłyśmy sposób. Szybko z hotelu pojechaliśmy do jednej z lokalnych kawiarni na prawdziwą kenijską kawę. Pycha. Zaprosiłyśmy na kawę naszych Masajów, którzy wracają z nami do Amboseli. Wszystko wyglądało oczywiście dość komicznie, 9 Białych Masajek i ich dwóch siorbiących ulepkowatą kawę. Ale wszyscy byli zadowoleni, a kawka pyszna – ten smak uratował opinię o legendarnej kawie afrykańskiej.
Czas na drogę do Amboseli, w zapowiedziach 5 godzin w busiku. Jedziemy, na drodze ciasno, bardzo dużo ciężarówek i wielki tłok. My naszymi małymi busikami przeciskamy się zgrabnie pomiędzy. Przy jednym z przydrożnych sklepików z owocami zarządzamy przystanek. Kupujemy papaję i szukamy noża. Jesteśmy świetnie przygotowane ale wszystko w bagażu głównym. Ratuje nas Masaj, który wprawnymi ruchami dzieli na cząstki owoce i za chwilę wszystkie zajadamy się soczystą papają. Jeszcze 45 minut i kolejny krótki przystanek w sklepiku z pamiątkami.
 
Stąd tylko godzina do naszego obozowiska. Droga asfaltowa na ostatnim odcinku zamienia się w szutr i wielkie koleiny z pyłem wulkanicznym z pobliskiego szczytu Kilimandżaro. Z wielkimi nadziejami spoglądamy na zatopiony w chmurach szczyt góry. Mamy nadzieję, że uda się nam zobaczyć śnieżną czapę na szczycie. Póki co kwaterujemy się w namiotach. Podoba się tu nam zdecydowanie bardziej niż w Nairobi. Każda z nas ma swój namiot. Chwila na odpoczynek, potem lunch. Zajadamy się lokalnymi specjałami, próbujemy tutejszego kenijskiego piwa i ruszamy na popołudniowe safari do parku. Już przy wjeździe witają nas zebry, Beata, której już na samym początku wyładowała się bateria w aparacie, zostaje naszym tropicielem i przyklejona do lornetki wyszukuje nowe sylwetki zwierząt na horyzoncie. Ale cały nasz sprzęt zebrany razem to i tak nic w porównaniu do wyposażenia Brygidy, brakuje Jej rąk, aparat numer jeden i dwa a nawet trzy, kamera i lornetka, wielka wojskowa. Wszystko się przyda na pewno tylko jak to ogarnąć, kiedy zwierząt tyle wokół?
Po zebrach i żyrafach są jeszcze całe wielkie stada gnu i mnóstwo ptactwa. Teraz pojedyncze żurawie, hiena, guźce. Jeździmy tu i tam i robimy zdjęcia. Z dala widać dziesiątki sylwetek słoni, żałujemy że są tak daleko ale wyostrzamy apetyty na jutro. W namiotach ciepła woda ale dopiero przy drugim prysznicu, ładowanie baterii i akumulatorów.
Czas na kolację. Zajadamy się i maszerujemy na ognisko. Tu tańczą Masajowie ale Alina i Lidka bacznie obserwują jak to należy skakać. I już za chwile wtórują naszym Masajom podrygując i pohukując w kółeczku. Sarah także rusza w tany, Tania także.
A druga grupa przy stoliczku z widokiem na ognisko. Nad nami nieziemsko rozgwieżdżone niebo, księżyc,  który leży na plecach. W oddali błyska się raz po raz nad Kili. Dziewczyny w barze zagadują miejscowych panów i zaczynają nucić, ku naszemu zdziwieniu rozpoznajemy nutki z Barki. Słuch nas nie myli, Barka w pełnym i profesjonalnym wydaniu… Zaczynamy opracowywać choreografię.
Czas spać. Za oknami namiotów świerszcze, ptaszki i czarna afrykańska noc.

Pojechali i napisali: