Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kenia i Zanzibar 30.09-14.10.2011

Pożegnanie z Kenią, przelot na Zanzibar, wyprawa do Kamiennego Miasta, plantacja przypraw


08-10-2011

Pożegnanie z Kenią. Rano pakujemy nasze walizki i zmierzamy na lotnisko. Już na samym lotnisku okazuje się, że nasz lot zamiast o 10.40 z nikomu niewiadomych przyczyn startuje wcześniej bo o 9.30, drobiazg… Na szczęście jesteśmy w sam raz i udaje się nam odprawić. Ale to nie koniec niespodzianek związanych z samym lotem. Pierwotnie miałyśmy lecieć przez Dar El Salam w Tanzanii, ten lot to międzylądowanie w Mombasie. Okazuje się, że na pokładzie nie ma kompletu i super, pani akceptuje nawet nasz nadbagaż. Potem okazuje się że łatwiej do Kenii wjechać, niż z niej wyjechać. Kolejno zdjęcie, potem skanowanie naszych dłoni, kciuków i to u obu rąk. 

Ważne, że wylądujemy na miejscu na Zanzibarze o dwie godziny wcześniej, co oznacza dla nas dwie godziny dłuższe wakacje na plaży. Odprawa w Kenii bardzo skomplikowana. Sarah prześlizguje się przez odprawę bez zbędnych procedur. Już przy samym końcowym wejściu do samolotu Lidka musi oddać swój plecak podręczny, który jest według pana zbyt duży, poza tym znalazł w nim scyzoryk, którego nie chcemy stracić. Wreszcie zasiadamy w samolocie i lecimy. W niespełna dwie godziny jesteśmy już w Tanzanii.
Wita nas parówa na zewnątrz, pojedyncze palmy i okropny gorąc.
Odprawa, wizy, zdjęcia, opłaty, bagaże. Wymiana pieniędzy jeszcze na lotnisku u Pani, u której negocjujemy lepszy kurs niż w pozostałych kantorach. 
Przed wejściem czeka na nas już pan z hotelu, który zabiera nas na plażę. Jedziemy około godzinę, okolice samego lotniska nas nie zachwycają. Z góry widać było mnóstwo domków krytych blachą falistą. Teraz spotykamy po drodze sporo ludzi, kobiety w chustach, mężczyźni w charakterystycznych nakryciach głowy, Zanzibar to muzułmańska wyspa.
Docieramy na miejsce, sam dojazd do hotelu przez maleńką wioskę i po wertepach jakoś na chwilę każe wstrzymać oddech, potem wielka brama, która otwiera się jak tylko podjedziemy pod nią i wszystkie zaniemówiłyśmy z wrażenia. Palmy, białe domki w stylu zanzibarskim, błękit oceanu i bielutki piasek. Raj!
A do tego polscy właściciele i powitanie iście po polsku. Wakacje. Dzielimy się pokojami i znikamy ale tylko na chwilę, by od razu wskoczyć w stroje kąpielowe i wyjść na pierwszy spacer. Zosia, Asia i Beata już penetrują okolicę, maszerują na plaży. Łapię je w pół drogi i wyciągam do pobliskiego baru, mamy niby sprawdzić miejsce na wieczorną kolację, ale klimat plażowy tak nas wciąga, że prócz świeżo wyciskanych soków przeglądamy menu i kusimy się na półmisek z owocami morza. Czekamy delektując się widokiem na ocean i na plażę. Żyć nie umierać. 
Soki wyborne, pan kelner pokazuje nam nowe całkiem dla nas owoce egzotyczne, które po chwili zmiksowane na gęsty sok dostajemy w wysokich szklanicach.
Owoce morza cudne, pyszne, świetnie doprawione, chrupiące, są krewetki, ośmiornice i ośmiorniczki, ryba, kalmary. Pychota.
Wracamy do hotelu, po drodze spotykamy dziewczyny, które w zwiewnych sukienkach idą na spacer. Oczywiście wszystkim nam towarzyszy sesja zdjęciowa. Umawiamy się na wieczór by zaplanować dwie wycieczki. Jedna z nich to wyprawa do Kamiennego Miasta by zwiedzić starówkę, druga to wyprawa na plantację przypraw. Wspólnie o blasku księżyca wybieramy się na kolację. Wyciągamy Dziewczyny do sprawdzonego już baru. Jedzenie nie zawodzi bo jest ponownie pyszne, gorzej z obsługą. Idzie wolno, albo bardzo wolno, jest nas 9, jedzenie ma być podane jednocześnie dla wszystkich i niestety czekamy ponad godzinę. Na przeprosiny lody i w dobrych humorach wracamy do hotelu. To nadal nie koniec naszych planów.
Już dawno jeździ z nami film „Pożegnanie z Afryką”, wprawdzie nie mamy tu telewizora ale lokujemy się na górze na sofach i w laptopie oglądamy film. Oczywiście mimo tego, że każda go już zna to i tak kapią łzy, wszystkie zgodnie stwierdzamy, że ogląda się go tutaj zupełnie inaczej.

Pojechali i napisali: