Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Nowa Zelandia i Australia 27.10.- 23.11.2011 (27)

Agrodom, zorbing, sandeczki, wioska maorysów, przejazd do Taupo


03-11-2011

Dzisiaj postanowiliśmy dłużej pospać. Rotorua to idealne miejsce na różne atrakcje sportowe, o których wielu z nas czytało już wcześniej. Po śniadaniu atakujemy bank. Po raz kolejny Nowa Zelandia sprowadza nas na ziemię i poucza, że banki otwierane są tutaj dopiero po 10.00 a nie wcześniej.

Planujemy kolejność zwiedzania. A. i B. mają ochotę na wizytę w Agrodomie na pokazie strzyżenia owiec. Skąd im się wziął taki pomysł? Maciej dołącza do dziewczyn, zostałam przegłosowana, jadę razem z nimi. Auto Mariusza decyduje się na inny plan zwiedzania i zakładamy, że spotkamy się przy kulach na zorbingu. Pozostali chcą jechać także do Agrodomu, ale nie piszą się na show.
Jak się okazuje show jest bardzo w stylu kiwi, pan krzyczy dziarskim głosem, na scenę co jakiś czas wpadają kolejne gatunki owiec, pani pokazuje różnice i podkarmia baranki. Potem jeszcze prezentacja psów pasterskich i pokaz samego strzyżenia. Na scenie sporo zwierzaków łącznie z dojną krową, a pośród publiczności najwięcej Azjatów, którym popisy na scenie sprawiają wielką radość.
Kiedy już poznaliśmy 19 ras różnych owiec ruszamy dalej. W tym czasie autko Rysia w Agrodomie jeździ sobie traktorkiem i głaszcze owieczki, kózki, lamy i alpaki. Taki Eko dzień.
Następny punkt programu to zorbing – specjalność Nowej Zelandii. Docieramy na miejsce. Wydaje się nam, że tory są dość krótkie więc ruszamy do miasta, gdzie widzieliśmy po drodze punkt konkurencyjny. Na miejscu okazuje się, że jest dopiero w budowie i jest jeszcze skromniejszy niż ten, gdzie byliśmy uprzednio. Wracamy.
Ja rwę się do przodu, bo zorbing marzył mi się od dawna. Pan instruuje nas o poszczególnych torach zjazdu i kulkach. Najpierw wybieramy wersję na sucho, ale po tym jak pan się krzywi zmieniamy na wersję na mokro. W pierwszej kolejności Ja i Maciek. W strojach wjeżdżamy na szczyt pagórka i pan wtacza wielkie kule, napełnia je wodą i już. Najpierw ja wybieram tor po zygzaku, potem Maciej. Jest super, jesteśmy cali mokrzy i mocno wstrząśnięci ale było tak jak chciałam. Mariusz, Mario, Maciek i Aga byli na dole i dzięki temu mamy zdjęcia i film. Teraz kolej na nich, po naszych wrażeniach też decydują się na ten sam tor i są równie zadowoleni.
Kolejny punkt programu to gondola i saneczki i to nam się podoba, można się tu nawet ścigać. Pogoda piękna, słońce i przez to cudowny widok na całe miasto.
Czas na wioskę maoryską zasypaną przez wybuch wulkanu. Tu spotykamy się wszyscy, w planach mieliśmy jeszcze park z gejzerami ale po przeliczeniu kilometrów musimy go przełożyć na inny dzień. Wioska stwarza świetne warunki do spaceru, zdjęć a na koniec pyszna kawka i mała przekąska. Przed nami już tylko droga do Taupo. Tu nocujemy dwie noce z rzędu.
Jedziemy razem. Mieszkamy nad samym brzegiem Jeziora Taupo.
Podczas snucia planów na kolację Maciek M. wspomina o krewetkach i dzikim ryżu. Czemu nie? Zatem zapada decyzja:  jemy dzisiaj u Maćka. Zakupy, małe zmiany w przepisie i wre praca. Ponieważ nasze pokoje wyposażone są w kuchnie i każdy z nas ma po dwa palniki dzielimy się pracą i garnkami. U Zosi pachnie ryżem, jeden gar pyrka u Niej. A. i B. też mają każda po garze ryżu. U mnie smaży się kurczak specjalnie dla Hanki, która nie jada krewetek. Za to prawdziwa praca zbiorowa w pokoju u Maćka, Mariusza, Mario i Agi. Tu sieka się pietruszkę, kroi cebulę, paprykę, przygotowuje krewetki.
Pada hasło, danie gotowe. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem talentu kulinarnego Maćka M. na stole talerze pięknie udekorowane, a na nich czarny ryż i krewetki z szynką parmeńską i sosem pomidorowym. Do tego winko i piwo. Wyborne.
Oto przepis:
Na patelni podsmażyć cebulę i czosnek, dodać pokrojoną w kawałeczki szynkę szwarcwaldzką (tak było w oryginalnym przepisie), potem krewetki (mogą być mrożone) i sos pomidorowy z puszki. Doprawić solą i pieprzem oraz wykończyć chilli, tak by krewetki były łagodne a paliło dopiero w gardle. Tak zasugerował sam mistrz patelni.
Zajadamy ze smakiem. To nie koniec atrakcji kulinarnych bo na deser lody!
I tak kończymy kolejny miły dzień.

Pojechali i napisali: