Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Peru i Boliwia 13.04-4.05.2012

Rafting, zwiedzanie Arequipy


17-04-2012

Budzi nas piękne słońce, choć podobno miało lać jak z cebra, śniadanie i wybieramy się na rafting. Już z tarasu naszego hotelu widać piękne ośnieżone szczyty wulkanów otaczających Arequipę. Spotykamy się z naszym przewodnikiem i jedziemy nad rzekę. Tu dostajemy zestaw do ubrania, kiedyś były to tylko skafandry, teraz mamy pianki, buty, kaski, wiosła, oczywiście mnóstwo śmiechu. Są trzy grupy żółta, niebieska i zielono-szara. Docieramy do rzeki, tu szkolenie na sucho i podział na trzy grupy.

Na czele pierwszego pontonu staje Wacek, Renia i Rysiek oraz Linda – ta ostatnia to samotna turystka z Australii, która dołącza do nas. Szykują się i jako pierwsi wchodzą do wody.
Druga grupa, której dowodzi Bożka to Ewa, Edek i Marysia, teraz na nich kolej.
W ostatniej łodzi Estera, Basia, Mariusz i przewodnik peruwiański. I my dołączamy do pozostałych.
Woda całkiem całkiem, nie jest zbyt zimna, za to nurt bardzo wartki.
Ruszamy, już jesteśmy cali mokrzy, zabawa trwa. Walczymy z żywiołem, z wiosłowaniem idzie nam coraz lepiej, ale do mistrzów to nam sporo brakuje, reprezentujemy ogólnie styl bardzo dowolny, może z wyjątkiem pontonu z Wackiem, Renią i Ryśkiem, którzy wiosłują bardzo zgrabnie i wspólnie. Co zresztą widać – suną po toni rzeki dalej i dalej.
Ponton z Marysią i Edkiem dobija do brzegu, musimy jakoś się przetasować, i decyzją sternika będzie podmianka Marysia i Edek zmienią łódź, na inną, gdzie będzie mniej wiosłowania. Marysia siedzi sobie wygodnie z przodu, jest przez to najbardziej mokra z nas wszystkich, ma piękny widok i mnóstwo satysfakcji, że płynie dalej. Edek obok kolegi z Peru dzielnie wiosłuje.
W pontonie zostały Ewa i Bożka, którym dorzucono wprawnego Peruwiańczyka, dziewczyny radzą sobie na medal. I gdy już się wydawało, że wszyscy dotarliśmy do końca, Bożka wypadła z łodzi. Nic się nie stało, Ewa i Peruwiańczyk zareagowali błyskawicznie.
Nasz ponton do końca reprezentował styl bardzo odmienny, za dużo było w łodzi liderów i każdy z nas wiosłował w swoim tempie, nie bacząc na pozostałych. Ważne nikt nie wypadł, w tym samym składzie dotarliśmy do końca trasy.
Dla wielu to był debiut na wodzie. Wcale niezbyt łatwy i przewidywalny. Brawo! Teraz tylko szybko przebieramy się w krzakach, gorąca kawa lub herbata, ciasteczka i jedziemy do miasta.
W hotelu prysznic, chwila oddechu i czas na obiad. Jedziemy na koniec miasta, ale restauracja serwuje dania lokalne. Wybieramy przystawki, które jak się okaże śmiało mogłyby zastąpić także drugie danie a potem jeszcze mięsiwa, boczek – wielki kawał mięsa. Kurczak wygląda jak cały ptak rozwałkowany na talerzu, jak my sobie z tym poradzimy, a czeka deser… Nie daliśmy rady, Bożka wymyśliła, że zabierze resztki dla psiaków, których tu w Peru jest całe mnóstwo. Edek zafundował pudełko i tak z pewnie dwoma kilogramami mięsa wyszliśmy z obiadu.
Katedra, kolejny kościół i wracamy do hotelu. Oczywiście to nie koniec, wieczorem idziemy jeszcze na zwiedzanie klasztoru Świętej Katarzyny. Mamy tu bardzo dokładną przewodniczkę, która w bardzo ciekawy sposób opowiada nam ciekawe historyjki z życia całego klasztoru.
Teraz jeszcze tylko spacer na plac główny, dzisiaj jest na tyle wcześnie, że kościół jest cały podświetlony i zupełnie inaczej prezentuje się niż w ciągu dnia.
Dobranoc.

Pojechali i napisali: