Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Peru i Boliwia 13.04-4.05.2012

Wycieczka łódeczką, Uros, przejazd do Boliwii


20-04-2012

Śniadanie z naszymi kaktusami od dzieci z wczoraj i gotowi na podbój nowego kraju ruszamy. Jest piękna pogoda, łódeczką wypływamy z portu. Opowiadamy sobie o Uros, jeziorze i robimy piękne zdjęcia. Na wyspie odwiedzamy jedną wyspę, najpierw Helena pani domu opowiada nam o zwyczajach, jej mąż występuje w roli asystenta i pokazuje nam a to zdechłą kurkę wodna, a to jak ciąć trzcinę totora, a jak robić wysepki. Po krótkiej edukacji zdjęcia i nagle zapowiedź niespodzianki.

Panie w kolorowych spódnicach stają dziarsko obok siebie i zaczynają śpiewać najpierw w języku ąjmara a potem ku naszemu zdziwieniu ale i zachwytowi Sto lat po polsku! Brawo! Kiedy nie możemy wyjść z podziwu jak czysto jak równo jak wyraźnie odśpiewano naszą pieśń, panie nie zamierzają przestać  i nagle równiusieńko śpiewają Szła dzieweczka do laseczka.
Tego już za wiele, nikt się nie spodziewał takich niespodzianek. Pani Helena upatrzyła sobie Wacka i porywa go do tańca. W rytm dzieweczki falują w kółku i bawią się świetnie a my z nimi. Wacek na poważnie rozpatruje pomysł zostania na wyspie.
Rodziny zapraszają nas do swoich domów i pokazują jak żyją. Maszerujemy zatem dzielnie od domu do domu i robimy zdjęcia.
Czas na pożegnanie z wyspą i przemiłymi mieszkańcami. Edek na sam koniec wyjmuje jeszcze lizaki i maskotki bo właśnie pojawiła się łódeczka z maluchami. Tym cieplej nas żegnają.
W porcie przesiadamy się do busika i jedziemy w stronę Boliwii. Mamy ochotę na zwiedzanie kościoła w Pomata ale okazuje się, że pan kościelny wyszedł pięć minut za wcześnie na obiad i już zamknął kościół. Musimy obyć się smakiem, przekładamy to na powrót z Boliwii za tydzień. Nasz przewodnik odstawia nas do samej granicy, tu jeszcze formalności, wymieniamy pieniądze i już pojawia się przewodnik boliwijski, który przejmuje nad nami opiekę.
Nowy kierowca, nowy autobus, nowy kraj. Przystanek tuż za granicą w Copacabana, gdzie odwiedzamy ichniejsze sanktuarium. Nie ma zbyt wielu wiernych, ale spotykamy Franciszkanina, który wspomina wizytę Jana Pawła II w Boliwii. Potem oglądamy w kaplicy wizerunek Czarnej Madonny i schodzimy do kaplicy ze świecami.
Mamy szczęście bo akurat przed kościołem szykują się trzy samochody do poświęcenia, są udekorowane kwiatami a odświętnie ubrani właściciel i ich rodziny czekają na księdza. 
My na obiad z widokiem na Jezioro Titicaca, granatowa woda w jeziorze idealnie komponuje się  z ośnieżonymi szczytami Cordiliera Real.
Jeszcze tylko przeprawa przez Cieśninę i jedziemy do La Paz. Nie będziemy tam zbyt wcześnie, tym bardziej, że musieliśmy przesunąć zegarki o godzinę. Za to kiedy wjeżdżamy do miasta, a jest piątkowy wieczór najpierw musimy przebrnąć przez El Alto, gdzie ruch przechodzi wszelkie nasze wyobrażenie. Pasy są dwa oficjalnie, przed nami kłębi się na drodze ruch samochodów, autobusów i pieszych. Wszyscy gdzieś jadą, idą, pomiędzy nimi przebiegają psy. Komentujemy na gorąco sytuację na ulicy nie mogąc wyjść z podziwu jak to wszystko działa. Kilka metrów na przód i tak w kółko, nasz kierowca kilkukrotnie zmienia pas, raz na prawo raz na lewo. Oj dzieje się, dzieje. 

 
Wreszcie pokonujemy wielki korek i zjeżdżamy do La Paz, udaje się nam złapać przecudną panoramę rozświetlonego w dole miasta. Jest rześko, czuć, że jesteśmy wysoko. Ubieramy się i jeszcze kilkanaście minut by dotrzeć do hotelu.
Szybko zanosimy bagaże do pokojów, decydujemy się wyjść jeszcze do miasta, ale wszystkie sklepy nawet na tej ulicy turystycznej są już zamknięte. Wrócimy tu po powrocie z interioru.
Ale odkrywamy w pobliżu naszego hotelu dobrą pizze i idziemy na kolację. Jutro rano ruszamy.

Pojechali i napisali: