Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Zakaukazie 24.05-11.06.2012

Kutaisi, Mestia, przejazd do Batumi


31-05-2012

Kutaisi pozytywnie nas zaskoczyło. Jadąc dotąd przez Gruzję widzieliśmy bowiem przepiękne krajobrazy i wspaniale zabytki, natomiast to co zrobione rękami współczesnych było brzydkie, brudne i zaniedbane.
Tymczasem Kutaisi było czyste, przyjemne i miało swój fajny klimat. Rynek, park, zabytkowy most nad rzeką Rioni, malownicze uliczki starego miasta - wszystko schludne, wieczorem ładnie oświetlone - przyjemnie nam się wieczorem spacerowało.
Mieszkaliśmy w hotelu Diplomat o wystroju carskiej rezydencji (meble w stylu Ludwika XV, bibeloty). Po śniadaniu na miśnieńskiej porcelanie pojechaliśmy na krótkie zwiedzanie miasta (słynna katedra Baghrati jest akurat w remoncie) a później chodziliśmy i pływaliśmy łódkami po bardzo ciekawej jaskini z 6 olbrzymimi salami. Warunki komfortowe, błota, o którym pisała poprzednia grupa nie było.
Z jaskini udaliśmy się w kierunku Mestii. W Zugdadi (ostatnim mieście na równinie) zjedliśmy zaimprowizowany lunch, w trakcie którego cześć grupy odkryła znakomity gruziński koniak lany z beczki.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nasi gospodarze nie chcieli zawieźć nas do Mestii. Droga okazała się idealna, znacznie lepsza od tej do Kazbegi. Tylko w jednym miejscu były na drodze większe kamienie, a i to był już przy nich usuwający je spychacz. A tak - nowiuteńki, równy, położony 2 lata temu asfalt jakiego nie uświadczysz w całej wschodniej Gruzji.
Także opowieści o dzikości i okrucieństwie Swanow (miejscowej ludności) okazały się mocno przesadzone. Wszyscy byli dla nas bardzo mili, uśmiechnięci i pomocni.
Już sama droga do Mestii dostarczyła nam niesamowitych wrażeń. O ile Gruzińska Droga Wojenna do Kazbegi biegnie doliną otoczoną przez góry o tyle ta położona jest na wykutej półce skalnej - rozległe widoki są i do góry i do dołu.
Wspaniała przyroda (wąwozy, potoki, wodospady, pokryte bujną zielenią stoki gór z ośnieżonymi szczytami) z rzadka tylko Swanskie wioski.
No i oczywiście Swanskie wieże - kamienne budowle z VIII – XV w. stanowiące jednocześnie dom i miejsce ucieczki przed wrogiem.
Najwięcej wież jest w Mestii - na moje oko 10 razy więcej niż dzwonnic w San Giminiano.
Do jednej z nich udało się nam wejść - rzeczywiście po wciągnięciu na górę drabiny wróg nie miał szans dostać się na górę.
Możemy śmiało uważać się za jednych z pierwszych zagranicznych zdobywców Swanetii. Mestia dopiero przygotowuje się na przyjęcie turystów. Nasz hotel też jeszcze nie był całkiem wykończony, ale życzliwość i uśmiech obsługi rekompensowały nam niedogodności.
Pogoda też dopisała. Zrobiliśmy dwa długie spacery - poranny i wieczorny, wieczorem kilka wież było fajnie oświetlonych.
Droga trwała 3,5 godziny w górę i 3 w dół (a nie co najmniej 5 jak zapewniał kierowca), więc po wyjeździe o 11 już kolo 17 znaleźliśmy się w Batumi.
Ile kwiatów jest na świecie, to w Batumi je znajdziecie....
Już wokół głównego placu stoją kamienice we wszystkich możliwych stylach, o dekoracjach ze wszystkich możliwych bajek. Na środku stoi Medea ze złotym runem. Złota jest też fontanna z Neptunem i parę innych rzeczy.
Architektura XIX i początku XX wieku miesza się ze współczesną (na przykład hotel Sheraton w kształcie Pałacu Kultury, budynek w kształcie odwróconej butelki, itp).
Ale ogólnie miasto jest czyste, zadbane i sympatyczne.
No i wielokilometrowy, tonący w zieleni, wieczorem rzęsiście oświetlony bulwar, którym oczywiście spacerowaliśmy.
Wieczór zakończyliśmy w fajnej restauracji nad brzegiem morza. Mieliśmy własną salę na pięterku ze wspaniałym widokiem a jedzenie było przepyszne.
Hotel mamy wypasiony, przy samej plaży, z basenem (skorzystałem), sauna, kortem tenisowym i boiskiem piłkarskim.
Dziś Batumi przypomniało, że jest najbardziej deszczowym miastem Gruzji - od rana pada, mimo to ruszamy w dalszą drogę.

Pojechali i napisali: