Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

USA 4-24.09.2012

Park Narodowy Mesa Verde, Santa Fe


10-09-2012

Wczesna pobudka o 6:30. Przywitał nas chłodny poranek i muffinkowe śniadanie z typową kawą amerykańską  (mało kawy, dużo wody). Ruszyliśmy punktualnie o 8:00, by o 10:00 zdążyć na zwiedzanie z przewodnikiem Parku Narodowego Mesa Verde. Nasza strażniczka – Jessica, zrobiła z nami godzinny spacer wzdłuż pozostałości osiedla Indian Anasazi, którzy zamieszkiwali te tereny do XIV wieku. Przybliżyła nam w jaki sposób budowało się domy z kamieni i gliny, skąd brało się wodę i pożywienie i jak wyglądała struktura miasta. Zwiedzanie ciekawe, dla niektórych może trochę za krótkie ( zbyt mało czasu na nagrywanie filmu przy dobrym świetle), niektórzy chcieliby może znaleźć więcej ptaków (patrz Mirek) ale poza naszymi małymi dodatkowymi pragnieniami, wszystkim wizyta ta bardzo się podobała.

Po długiej, dość męczącej trasie, z krótką przerwą na lunch, dojechaliśmy w końcu o 17:20 do hotelu w Santa Fe. Tam czekał już Tom – nasz przewodnik po tym mieście. Ok. 17:40 wszyscy spotkaliśmy się na dole i Tom przywitał nas prezentacją pełną zdjęć i recytacją wiersza ze zrozumieniem przy moim jak najstaranniejszym tłumaczeniu. Był to dokładnie poemat plemienia Navajo i brzmi on tak:

In beauty may I walk
All day long may I walk
Through the returning seasons may I walk
Beautifully will I possess again
Beautifully birds, 
Beautifully joyful birds
On the trail marked with pollen may I walk
With grasshoppers about my feet may I walk
With dew about my feet may I walk
With beauty may I walk
With beauty before me may I walk
With beauty behind me may I walk
With beauty above me may I walk
With beauty all around me may I walk
In old age, wandering on a trail of beauty, lively, may I walk
In old age, wandering on a trail of beauty, living again, may I walk
It is finished in beauty.
It is finished in beauty.
Tom życzył nam jak najwięcej artystycznych doznać podczas zwiedzania tego miasta i faktycznie tak było. Santa Fe zwiedza się w sposób szczególny.  Całe centrum wybudowane w stylu architektonicznym plemion Pueblo – budynki z cegły adobe, pięknie tynkowane, malowane, zdobione. W każdym parku mnóstwo dzieł sztuki różnych artystów, bardziej i mniej znanych, dawne magazyny przemysłowe przerobione na centra sztuki dziecięcej, filie uniwersytetu sztuki i rzeźby, czy też cała uliczka poświęcona galeriom. Tom zaprowadził nas nawet do sklepu ze sztuką polską, gdzie mogliśmy rozpoznać nasze narodowe zdobienia ludowe. Nie było dziwne spotkanie na ulicy włóczęgi wyglądającego jak artysta, bądź artysty wyglądającego jak lepszy włóczęga. Tu każdy ma swoje miejsce, swoją przestrzeń do życia i tworzenia. Część artystów rozwija pasję, inni rozwijają biznes, dzięki temu wszyscy współżyją w ciągłej harmonii. Tą harmonią i postrzeganiem piękna chciał nas zarazić Tom i chyba mu się to udało.
Po wieczornym spacerze i pysznej kolacji w jednej z poleconych restauracji wróciliśmy wraz z kierowcą Charliem do hotelu by wyspać się przed kolejnym dniem.

Pojechali i napisali:

PFR