Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

USA 4-24.09.2012

Zion National Park


22-09-2012

Dziś prawie każdy cieszył się na przyjazd do Las Vegas, mimo że w planach był jeszcze jeden, ostatni park narodowy. Ruszyliśmy w kierunku Zion National Park, czyli Parku Narodowego Syjonu, nazwanego tak przez przybywających tu w XIX wieku mormonów.

Charlie podwiózł nas do muzeum, skąd ruszyliśmy shuttle busem w kierunku Zion Lodge. Wybraliśmy trasę do emerald lakes na ok. 1,5 godziny, tak by wystarczająco szybko dojechać później do hotelu. Z początku planowaliśmy odwiedzenie tylko Lower emerald Lake, czyli niższego jeziorka szmaragdowego, jednak po dojściu do celu, padła decyzja, że idziemy wyżej, do tego najwyższego jeziora – Upper emerald Lake. Trasa wiodła typową górską ścieżką pod górę, nie była prosta ze względu na silne słońce i skaliste podejście, jednak spotykane po drodze grupy ludzi w różnym wieku wracające z trasy, mobilizowały nas do dalszej drogi.
Gdy doszliśmy do podnóża skały, gdzie zlokalizowane było jezioro, nadszedł czas na sesję zdjęciową i chwilę odpoczynku. Ostatni odcinek był na szczęście zacieniony, co pozwoliło nam nabrać sił na powrotną drogę.
Schodziliśmy powoli i uważnie, aż doszliśmy do rozdroża – możliwe było dalsze przejście do the grotto lub zejście tą samą drogą do Zion Lodge. Nikt nie miał wątpliwości, że wracamy krótszą, tą samą drogą - Jurek i Zosia wypowiedzieli się na ten temat tak: „Dojście do celu pod górę jeśli mamy możliwość dojścia do celu w dół mija się z celem” – tym słowom nie można było oponować! – poszliśmy do celu w dół.
W Zion Lodge wszyscy odetchnęli z ulgą wsiadając w powrotny autobus do visitor center, gdzie czekał już na nas Charlie. W końcu trochę się rozruszaliśmy po tylu przejechanych milach, wysiłek był jak najbardziej wskazany. Szkoda było zostawiać tyle innych punktów widokowych i tras, ale czas ruszać w dalszą drogę.
Wyjeżdżając z parku, zatrzymaliśmy się na lunch w jednym z grill barów – ich specjalnością były tzw rice bowls – miseczki ryżu z różnym dodatkiem mięs lub ryb i warzywami. Najedzeni, z energią na dalszą część dnia, ruszyliśmy w kierunku Las Vegas.
Przed 17:00 pojawiliśmy się w innym hotelu, co było niespodzianką dla grupy – dziś nocujemy z New York New York. Dobrze się złożyło, gdyż część z nas, namówiona przez Zbyszka F. na rollercaster znajdujący się przy hotelu, nie musiała iść daleko. 10 minut po zameldowaniu się w pokojach Zbyszek, Beniu, Zbyszek, Jola i ja, wybraliśmy się na niezapomniany przejazd rollercasterem – mój amerykański towarzysz żegnał się z pięknym życiem gdy ruszaliśmy, nasza grupa natomiast podekscytowana czekała na atrakcje. Nie minęła chwila, gdy prawie wszyscy zaczęliśmy wydawać z siebie przeraźliwe okrzyki, zastanawiając się czy aby na pewno przetrwamy do końca jazdy – udało się- wytrzęsło, zakręciło, wrażenia niezapomniane. Najlepiej jazdę znieśli Zbyszek F. i Beniu, doświadczeni po ostatnim pobycie w LV.
Pół godziny na przebranie w wieczorowy strój i o 18:30 czekała na grupę kolejna niespodzianka. Na miejscu zbiórki przywitał nas Darek –  nasz kontrahent amerykański, który zaprosił wszystkich na kolację w okolicznej knajpce Harley Davidson.
Atmosfera jak z bajki – kult Harleya Davidsona jest ogromny w Stanach Zjednoczonych. Gdy weszliśmy do środka, głośna muzyka i tłum ludzi przestraszyły niektórych z nas. Jednak gdy się rozsiedliśmy przy zarezerwowanym stoliku, a następnie zwiedziliśmy wnętrze, można było stwierdzić, że miejsce ma duszę. Na ścianach mnóstwo zdjęć znanych postaci na harleyach, na specjalnej taśmie ruchomej nad naszymi głowami jechały pod sufitem najlepsze modele harleya, mając w tle na ścianie wielką, świecącą flagę amerykańską. U góry natomiast można było przyjrzeć się specjalnie produkowanym modelom harleya - paniom najbardziej spodobał się tygrysi harley ( zdjęcie w naszej galerii). Na piętrze była również przygotowana mała kapliczka, gdzie można było wziąć szybki ślub – w końcu Las Vegas m. in. z tego słynie, oprócz przeogromnych, obecnych wszędzie kasyn i pełnych przepychu hoteli.
Dania, które dostaliśmy w ramach kolacji były obfite, zaskoczyły wszystkich. Szczególnie ciekawie prezentowały się żeberka, które kilka osób już od jakiegoś czasu chciało spróbować i dziś mieliśmy do tego sposobność ( zdjęcie w galerii). Zaczęliśmy natomiast od przystawek, następnie sałatki, danie główne, owoce i deser w formie ciasta. Gdy skończyliśmy dwugodzinną przeprawę z kolacją, pierwsze co przyszło nam do głowy to jak najdłuższy spacer, by spalić ogromną ilość kalorii.
Przemierzaliśmy powoli oświetlone neonami, przepełnione ludźmi chodzniki Strip, wchodząc do najciekawszych hoteli, podziwiając wnętrza i przyglądając się prezentowanym show na zewnątrz.
Zaczęliśmy od Bellagio z fontannami, przez okazały, luksusowy pałac Cezara, z pięknym shopping forum, aż do Venetian palace, gdzie można było poczuć się jak na spacerze przez wąskie kanały Wenecji, przyglądając się zacumowanym gondolom.
O 23:00 zdążyliśmy na ostatni wybuch wulkanu przy hotelu Mirage – pokaz prezentowany tam co godzinę. Chcieliśmy też wybrać się na ostatni pokaz zatapiania statku przy hotelu Treasure Island, ale gdy tam doszliśmy, okazało się, że show jest odwołane ze względu na problemy techniczne.
Całą drogę powrotną, a więc około 4 km, przeszliśmy pieszo, podziwiając po raz ostatni neonowe, pełne przepychu miasto rozrywki. Ostatni odcinek był ciężki dla wszystkich, czuliśmy w nogach wcześniejszy spacer po parku, jednak doszliśmy do hotelu po północy, zadowoleni z pełnego wrażeń dnia.Jutro przejazd do Los Angeles i ostatnie 2 dni w Stanach Zjednoczonych. Pozdrawiamy

Pojechali i napisali: