Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 8-25.10.2012

Etiopskie powitanie, Addis Abeba


09-10-2012

Nasze spotkanie z Etiopią zaczęło się już na lotnisku we Frankfurcie, gdzie powitała nas w ludowym stroju przedstawicielka Etiopskich Linii Lotniczych.
Nie mieliśmy czasu by się jej zbyt długo przyglądać bo na pokład po licznych odprawach i kontrolach wpadliśmy w ostatniej chwili, ale od razu poczuliśmy atmosferę Afryki.
W Adis Abebie wylądowaliśmy o 5.45 rano, a o tej porze w pobliżu równika jest jeszcze całkiem ciemno. Stolica Etiopii powitała nas chłodem, ale już po godzinie zrobiło się znacznie cieplej.
 

Przez ponad godzinę wyjeżdżaliśmy z miasta chłonąc widoki baraków, lepianek i nie kończących się straganów na przedmieściach miasta (z jedynym wyjątkiem - eleganckiego chińskiego centrum przemysłowego). Okazało się, że droga, którą wyjeżdżaliśmy z miasta prowadzi nie tylko na południe do Kenii ale także do leżącego na północny-wschód Dżibuti - po secesji Erytrei i odcięciu  Etiopii od morza praktycznie jedynego dostępnego dla Etiopii portu morskiego - stąd niesamowita ilość załadowanych wszelkim dobrem ciężarówek.
 

Po półtorej godzinie dotarliśmy na skraj Wielkiego Rowu Afrykańskiego i w przepięknie położonej na wysokim brzegu jeziora restauracji pokrzepiliśmy się śniadaniem i słynną etiopską kawą. Jej przyrządzenie trwało wieki, ale - warto było czekać. Od tego czasu przez cały dzień podążaliśmy doliną Wielkiego Rowu, wśród licznych jezior i rzek, od czasu do czasu zatrzymując się na ptasie safari.
Krajobrazy przepiękne, zwłaszcza, że właśnie skończyła się pora deszczowa i wszędzie jest bujna zieleń.
Na kolację dotarliśmy do Awassy - stolicy Regionu Południowego, gdzie żyje 85 plemion, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie miały pojęcia o istnieniu Etiopii, nie mówiąc już o jakiejś Europie. Jutro jedziemy na ich spotkanie.
Oczywiście już dwukrotnie jedliśmy indżerę - potrawę z rosnącego tylko w Etiopii zboża tef (widzieliśmy je na polach) - a spełniająca rolę etiopskiego odpowiednika naszego chleba, ziemniaków, kaszy, ryżu i Bóg wie czego jeszcze. Na razie nam smakuje - zobaczymy co będzie pod koniec pobytu.
Nasza ekipa - przewodnik i dwóch kierowców - jest bardzo fajna, humory dopisują, choć po nocy na siedząco w samolocie nie mamy ochoty na wieczorne ekscesy. Najbliższe trzy dni spędzimy wśród plemion żyjących tak, jak setki lat temu, więc internetu raczej nie będzie. Jak tylko powrócimy na łono
cywilizacji - będę kontynuował relację.
 

Pojechali i napisali: