Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 8-25.10.2012

Plemię Karo, Dimeka


12-10-2012

Pogoda była dla nas łaskawa – przez prawie całą noc padał ulewny deszcz i jeszcze przez cały ranek niebo było pochmurne, ale w południe zrobiło się naprawdę gorąco – z zaskoczeniem stwierdziliśmy, że uciekły gdzieś nasze własne cienie.

Po drodze do wioski kolejnego plemienia – Karo zatrzymaliśmy się w środku sawanny, żeby zrobić zdjęcie idącej Hamerce. Po chwili dołączyła do niej druga, trzecia i kolejne. Tesai, nasz kierowca zaczął poddawać im tony melodii – ochoczo je podchwyciły. W jednej chwili zrobiła się zabawa na cztery fajerki – śpiewy, tańce a wszystko naturalne i będące dobrą zabawą i dla nas i dla naszych gospodarzy – jak dotąd chyba najfajniejszy moment naszej podróży.
Plemię Karo, które odwiedziliśmy żyje w wiosce malowniczo położonej na wysokim brzegu, w łuku rzeki Omo. Znani są z bogatego barwienia swoich ciał. Wioska (800 mieszkańców, czyli mniej niż 100 rodzin) jest czysta, zadbana, jej mieszkańcy też bardzo przyjaźni. Pokazali nam trochę prac domowych i oczywiście ustawili się w kolejce do zdjęć.
Wczesnym popołudniem dotarliśmy do Dimeki – głównego ośrodka Hamerów na ich słynny sobotni targ. Akurat w tym momencie lunęła kolejna ulewa (tylko w północnej i centralnej Etiopii jest ścisły podział na porę deszczową i suchą i od 15 września do marca nic nie pada, na południu, zwłaszcza w górach –może być różni). Przeczekaliśmy ją posilając się w restauracji wraz z miejscowymi kupcami i zakupowiczami.
Na targu nie było takiej różnorodności plemion jak w Key After; dominowali Hamerowie, ale i tak było bajecznie kolorowo. Oprócz sekcji sorgo, sekcji przypraw, sekcji drewna opałowego i kilkunastu innych była też sekcja niewątpliwie przeznaczona dla turystów, gdzie wymieniliśmy trochę naszych zasobów na naszyjniki, bransoletki i inne paciorki.
Wieczorem czekała nas wizyta w wiosce Hamerów – oprócz standardowego programu był koncert stworzonego ad hoc przez Tesai’ego zespołu dziecięcego (najmłodszy tancerz miał nie więcej niż rok) oraz wizyta w Hamerskiej chacie, gdzie piliśmy podawaną w olbrzymich tykwach tradycyjnie parzoną kawę (chata – tak, kawa – nie).
Po tej imprezie my  zaprosiliśmy przewodnika i kierowców na picie tradycyjnego polskiego napoju – wywiązała się bardzo fajna i ciekawa rozmowa.

Pojechali i napisali: