Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Chile 5-27.11.2012

Przylot do Santiago de Chile, zwiedzanie miasta


06-11-2012

Meldujemy punktualny przylot do Santiago de Chile. Bagaż odebraliśmy w komplecie, a po wyjściu do hali przylotów czekał już na nas Edmundo – nasz przewodnik przez pierwsze 5 dni. Podeszliśmy do niego jednak niepewnie, gdyż na kartce powitalnej miał napisane nazwisko podobne do jednego z uczestników wyjazdu. Po zadanym pytaniu, czy czeka na polską grupę Esta, gdy odpowiedział, że tak, wszystko już było jasne.

Ruszyliśmy w drogę do centrum, gdzie rozpoczęliśmy zwiedzanie miasta. Na jednym z dwóch słynnych hipodromów jeźdźcy trenowali akurat jazdę konną, plac konstytucji był idealnym miejscem, by przyjrzeć się pałacowi moneda. Plac broni, pełen lokalnych artystów, wyróżniał się typowo kolonialnymi budynkami i najsłynniejszą w Chile katedrą, 4 razy odbudowywaną, w tej chwili prezentującą styl neoklasycystyczno – barokowy.

Na trasie znalazł się również czas na pyszną kawę w jednej z lokalnych kawiarni, nie zachwycającej może przestrzennym, bardzo surowym wnętrzem, ale kelnerkami, które miały być swego rodzaju chwytem marketingowym na nowych klientów, ubierając kuse sukienki w tym samym kolorze. Wszyscy skusili się na małą czarną con leche ( z mlekiem) lub z bitą śmietaną ( tak pija się tu cappuccino) po czym, wymieniając po drodze dolary na peso chileno, ruszyliśmy w kierunku mercado central – największego targowiska w mieście, otwartego codziennie, znanego nie tylko ze świeżych wyrobów spożywczych, ale również lokalnych restauracji. Po obejściu działu rybnego i owocowego doszliśmy również do naszej restauracji, gdzie zjedliśmy pierwsze, lokalne dania. Zaczęliśmy od przystawki – pasty z ryb i owoców morza, popijając słynną w Chile nalewkę o nazwie pisco na bazie owoców winogron i soku z limonki. Jako danie główne otrzymaliśmy 3 różne gatunki ryb z wieloma dodatkami, i typowo chilijskie vino blanco do popicia. Do deseru w postaci sałatki owocowej i kawy przygrywał nam na gitarze lokalny grajek.

Po obiedzie dojechaliśmy jeszcze na szczyt jednego ze wzgórz otaczających miasto – Cerro de san Cristobal, skąd roztaczał się piękny widok na całą stolicę i gdzie mogliśmy przyjrzeć się z góry wszystkim najważniejszym dzielnicom miasta. Niesamowite wrażenie sprawiały również ośnieżone szczyty Andów i masyw górski Cordillera de la costa, zlokalizowany z drugiej strony miasta. 
Nareszcie nadszedł czas na szybką kąpiel i relaks. Daliśmy sobie półtorej godziny czasu wolnego, żegnając jednocześnie Edmundo i kierowcę, a o 18:00 spotkaliśmy się wspólnie by skorzystać ze słońca i z możliwości zwiedzenia czegoś więcej niż jest zaplanowane. Wspięliśmy się więc z częścią grupy na szczyt drugiego wzgórza – św. Łucji, gdzie przyjrzeć się można wielu fontannom, ławeczkom z przesiadującymi tam Chilijczykami oraz wspiąć na kilka tarasów widokowych.
Gdy wróciliśmy z powrotem, zrobiliśmy jeszcze krótki spacer okolicznymi uliczkami. Niektórzy skusili się na patagońską sałatkę, inni na lokalne piwo i wino i o porze przyzwoitej dla Chilijczyków, a nie przyzwoitej dla Polaków ze względu na przesunięcie czasowe, wróciliśmy do hotelu.
Pozdrawiamy, saludos!!!

Pojechali i napisali: