Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Birma 6-24.11.2012

Taungdżi


16-11-2012

Następnego dnia rano wyjechaliśmy w kierunku Taungdżi - stolicy południowej części prowincji Szan. Zaraz po wyjeździe natknęliśmy się na barwny korowód młodych ludzi tańczących wokół niesionych na bambusowych rusztowaniach olbrzymich posągów Buddy, smoków i innych stworów.
Tarasowali niemal całą drogę, więc mieliśmy czas, by się dokładnie im przyjrzeć. Była to procesja uczniów składających dary lokalnemu klasztorowi. Za chwilę z bocznej drogi wyszła kolejna grupa z drzewkami ofiarnymi (coś jak nasza choinka bożonarodzeniowa, tyle, że w całości wykonana z banknotów). Były też drzewka z misek dla mnichów, termosów i innych gadżetów.
Po paru kilometrach dotarliśmy do ładnej, położonej na wzgórzu winnicy.
Nie zważając na to, że nie było nawet 9 rano dokonaliśmy degustacji - wino bez rewelacji ale i nie kwas. Ale za to nasi kawosze mieli okazję po raz pierwszy w Birmie wypić kawę z ekspresu.
W dobrych humorach dotarliśmy do Taungdżi. Tu zostaliśmy wciągnięci w wir olbrzymiego lokalnego targu. To nie żadna ściema dla turystów, nie było ani jednego stoiska z pamiątkami. Za to feeria warzyw, owoców, przypraw, gotowanych i smażonych dań. Chodziliśmy, pytaliśmy, próbowaliśmy, kupiliśmy też surowce do przyrządzenia na lunch (zaprzyjaźniony z naszą przewodniczką kucharz zrobił z nich potem sałatkę warzywną tudzież dał pokaz przygotowania sałatki z dostarczonego przez nas awokado).
Na koniec udaliśmy się do części tekstylnej, gdzie Asia nabyła piękny materiał, z którego kobiety narodowości PaO skręcają sobie turban.
W międzyczasie nasza przewodniczka Nun przebrała się w regionalny strój PaO (łącznie z turbanem) - okazało się, że po terenach PaO mogą oprowadzać tylko lokalni przewodnicy.
Po tysiącach świątyń i milionach posągów Buddy myśleliśmy, że kolejne 12 tysięcy stup nie zrobi na nas większego wrażenia. Myliliśmy się. XII wieczny kompleks w Kakku, gdzie na niewielkim terenie stoi jedna tuż koło drugiej 12 tysięcy stup to naprawdę coś wyjątkowego. Z daleka wszystkie wydają się takie same, ale gdy podejść bliżej na każdej można zauważyć inne figurki strażników i opiekuńczych duchów, fantazyjne lwy i smoki, różne zdobienia.
A wszystko położone w szczerym polu, gdzie poza wieśniakami sadzącymi czosnek i sochą i bawołami orzącymi ziemię praktycznie nic nie ma.
Do tego mieliśmy spektakl na niebie - najpierw chmury, a w drodze powrotnej - ulewny deszcz.
Wieczorem Nun zaprosiła nas na kolację do lokalnej restauracji. Abstrahując od oryginalnych smaków była to chyba najszybsza knajpa świata. W ciągu 2 minut naz stół został zastawiony dziesiątkami misek i miseczek, tak, że nie było nawet kawałka wolnej przestrzeni. Ilość jedzenia spokojnie starczyłaby nam na tydzień, a w trakcie jedzenia kelnerzy donosili wciąż nowe dania. Była to prawdziwa uczta.
Rano mieliśmy śniadanie na dachu. Trochę obawialiśmy się o nasz lot, bo Taungdżi spowite było gęstą mgłą. Ale później się przejaśniło i bez większych przeszkód ( jeśli nie liczyć ponad godzinnego opóźnienia odlotu) dotarliśmy do położonego nad Zatoką Bengalską najbardziej znanego ( jeśli nie jedynego) birmańskiego nadmorskiego kurortu.

Pojechali i napisali: