Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Namibia 10-27.11.2012

Wybrzeże szkieletów, wioska ludu Damara


15-11-2012

Dzisiaj o 8 ruszamy, najpierw śniadanie. Spotykamy się z naszymi kontrahentami, żegnamy już na dobre, bo na dalszej części trasy zostajemy sami. Pogoda jak zwykle poprawia się z minuty na minutę choć jeszcze nad morzem dość rześko. Auta zapakowane, przydają się worki na śmieci, które świetnie chronią nasze walizki przed kurzem.

Pierwszy punkt programu to wraki nad oceanem i długa historia o przewrotnych losach Wybrzeża Szkieletów. Potem kolonia fok i straszliwie nieprzyjemny zapach, ale ciekawość zwycięża i zatrzymujemy się tu całkiem długo. Oprócz sezonu godowego rodzi się tu teraz mnóstwo foczek. Sami jesteśmy świadkami co najmniej kilku porodów, wszędzie pełzają nieudolnie małe foczęta.
Dłuższy przejazd do interioru. Po drodze przystanek u kobiet Herero na zakupach. Furorę robią małe laleczki przypominające same kobiety. Potem wizyta w wiosce ludu Damara. Naszym przewodnikiem jest przemiły Otto. Śmiesznie to wygląda, niemieckie imię i czarnoskóry pan ale dajemy się zaprosić do środka. Tu poznajemy kolejne tajniki życia w starej tradycyjnej wiosce Damara. Jest próba rozpalania ogniska, śpiewu i tańce, wizyta w lokalnej aptece, u kowala i w garbarni.
Gorąc wygrał z Gosią, słaba jest dzisiaj bardzo. Musimy chwilę odetchnąć i dać Jej odpocząć. Dobrze, że hotel niedaleko.
Otto przed samym końcem naszego zwiedzania, a jesteśmy dzisiaj ostatnią już grupą, proponuje nam wizytę w swojej wiosce i zabiera się z nami do leżącej zaledwie 2 kilometry stąd autentycznej, bardzo współczesnej wioski. Przebiera się w nowoczesne rzeczy i dotychczasowe majtki ze skóry zdobione kością z kozy i skórzanymi rzemykami zastąpione zostają spodenkami adidasa, a nagi tors ubrany jest w koszulkę jednej z linii lotniczych. Nie ten sam człowiek. Jednak równie sympatyczny co przed chwilą. Wioska skryta kilkaset metrów od głównej ulicy nie do wypatrzenia przez laików. Zajeżdżamy do pierwszych tradycyjnych domostw. Naprzeciw ojcu wybiega jego najmniejszy syn, jedno z 14 jego dzieci. Potem eskortuje nas coraz większa gromadka maluchów, dla których mamy upominki. Oglądamy toalety, które wraz z elektrycznością dotarły do wioski zaledwie przed kilkoma tygodniami. Potem czas na sklep i kilak innych ciekawostek z życia wioski.
To było bardzo ciekawe przeżycie mieć dwie tak różne wioski do porównania w tak krótkim czasie.
Zaledwie kilka kilometrów dzieli nas od naszej lodży. Pięknie położona wtopiona w tutejsze góry wygląda zjawiskowo. A na kolacje struś, kudu i jagnięcina. Na sam koniec spontaniczny występ tutejszych kucharzy, kelnerów i obsługi. Śpiewają, tańczą i bawią wszystkich gości.

Pojechali i napisali: