Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Ameryka Środkowa 14.02-4.03.2013

Wypoczynek w Cancun, Chitchen Itza


01-03-2013

Śniadanie iście w królewskim stylu. Pogoda ciut lepsza niż wczoraj, to znaczy nie pada, ale poza tym niebo całe zasnute ciemnymi i grubymi chmurami, niestety także w Cancun, na który liczymy pada. Nie dajemy sobie jednak popsuć humorów i ruszamy do Chitchen Itza. Tu jeszcze wcześnie, sprzedawcy dopiero rozstawiają swoje sklepy i stragany, my szybkim krokiem zmierzamy do najważniejszych budowli. Raz, że chcemy zwiedzić dzisiaj 3 zaplanowane stanowiska, dwa że za chwilę zacznie się tu najazd turystów.

Chichen bardzo się nam podoba, po tym co zobaczyliśmy wcześniej miasto jest wielkie bardzo rozległe i naprawdę imponujące. Stragany jakoś nie robią na nas już tak wielkiego wrażenia jak na początku. Oczywiście kusimy się na koszulki, sukieneczki czy maski, ale wszystko w granicach rozsądku.
Coba to miejsce, które wcisnęliśmy do naszego programu pod warunkiem, że starczy nam czasu. Jak się okazało, wprawa trzech tygodni w drodze dała pierwsze efekty i jesteśmy w bardzo dogodnym czasie na miejscu. Nie tracimy go jednak na spacerowanie po stanowisku które leży w dżungli, wybieramy opcję bardziej wygodną i pakujemy się na riksze rowerowe. O jak przyjemnie, i jak egzotycznie. Taka forma zwiedzania, też nam bardzo odpowiada. I łatwiej nam będzie zapamiętać te ruiny nie myląc ich z innymi, tylko tutaj były riksze.
Na sam koniec docieramy do Tulum, to miejsce choć małe zawsze się podoba bardzo. Położone na klifie, nad samym brzegiem Morza Karaibskiego, akurat na chwile oświetlone przez pierwsze przedzierające się przez chmury promienie słońca wygląda nieziemsko. Sesja zdjęciowa, podziw i zachwyt i kończymy przygodę ze światem Majów.
Po drodze w Xcaret wysadzamy Janusza i Beatę oraz naszą przewodniczkę meksykańską na show. Które zresztą znajdzie potem wielkie słowa uznania w Ich ustach. My jedziemy dalej do Cancun.
Riviera Maya jest piękna, dla mnie najpiękniejsze morze na świecie, i te szerokie białe plaże, ale hotele tutaj w szczególności po 3 tygodniach klimatycznych małych hoteli w różnych kolonialnych miasteczkach są zawsze mocnym zderzeniem z rzeczywistością. Nabieram sporo powietrza, uśmiech numer 4 i ruszam do boju. Oczywiście musimy osobiście, z paszportami, z podpisami, odbieramy pokoje.
Zanim jednak odejdziemy mój niepokój wzrasta miały być pokoje z widokiem na ocean przy samej plaży a nasze klucze i ich numery mówią zupełnie coś innego. I odprawa na nawo, negocjacje, zamiana pokoi, nowe karty. Ufffffff, wreszcie się udało. Teraz jeszcze tylko musimy zawalczyć o nasze bagaże i wybrać restaurację na kolację, Co też wcale nie jest takie łatwe, bo mamy ich przynajmniej kilka do wyboru.
Wreszcie zasiadamy na dobre i zaczynamy krótkie wakacje. Przy stole poważne dyskusje.

Pojechali i napisali: