Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Iran 10-21.04.2013

Pierwsza stolica Persji, przejazd do Yazd


13-04-2013

ESTERA
Dzisiaj punktualnie o ósmej jesteśmy na śniadaniu, my w komplecie, ale śniadania nie ma. Powoli pan kelner pełniący w tym hotelu także rolę recepcjonisty, bagażowego, pana od espresso przynosi pojedyncze miski i talerze. Mamy chlebek, dżem, a nawet dwa, serek, wyliczony, omlet z dwóch jaj na naszą 15 i tyle. Pierwsze podejście i znika wszystko. Pan powoli dokłada co nieco. Czekamy przy stole na kawę i herbatę, polujemy na widelce. W perspektywie długi przejazd bez lunchu, to nas trochę mobilizuje do zajadania się dżemem i omletem, ale…
Ruszamy by po dobrej godzinie zatrzymać się w pierwszej stolicy Persji. Sporo tu autobusów, bo aż cztery, ale zwiedza się bardzo przyjemnie, ruiny nie są wielkie, ale obszar dość duży, zatem spacerujemy trochę zmęczeni siedzeniem w autobusie. Przed nami teraz kilka godzin w autobusie, dobrze że przypada na głowę po 3,5 miejsca, mamy jak wyciągnąć się wygodnie. Maciek po drodze uzupełnia nam wiadomości o stolicach, o religii kiedyś i teraz, jesteśmy głodni i rozglądamy się jakimś sklepikiem, stacją benzynową. Na ratunek przychodzi nam park cyprysów, nazwa trochę na wyrost, bo cyprys jest jeden, ale jaki, liczący sobie już 4000 lat. Tu toaleta i zakupy owocowe. Oblegamy mały sklepik, gdzie nabywamy melony, pomarańcze, banany, jabłka i truskawki.
Jednak wizja pysznego kebaba kusi. Zatrzymujemy się w pierwszej restauracji, Azar i Maciek idą na zwiady, Maciek zaprasza, jednak po chwili Azar zarządza odwrót, chyba kuchnia nie przeszła audytu. Próba numer dwa: znowu my w autobusie, oni we dwójkę sprawdzają lokal. Pada hasło wychodzimy. Maciek demonstruje nam w ladzie wyłożone kiełbaski, parówki i mortadelę. Kręcimy nosami, jesteśmy głodni, ale na takie rarytasy jakoś brak nam odwagi.
No to dajemy sobie jeszcze jedną ostatnią szansę. Azar uzgadnia coś z miejscowymi pyta, gestykulują nam za szybą, a my czekamy. Podobno jest jakaś restauracja już na wyjeździe. To zmierzamy tam autobusem nie mając wielkich nadziei na posiłek w porze lunchu. A tu ku naszej niespodziance całkiem spora restauracja, czysto, mili dwaj panowie raz są kelnerami, raz kucharzami i na poczekaniu serwują nam ryż z sosikami i kebab z kurczaka. Same pyszności, do tego irańska cola i od razu mamy lepsze humory. Na koniec herbata z wielkiego samowara i coś słodkiego ze sklepiku obok. I znowu cały posiłek kosztował niewiele, bo 8 złotych. Już zaczynamy się martwić gdzie i kiedy wydamy nasze wymienione tu pierwszego dnia miliony?
W autobusie pachnie zakupionymi owocami, do tego chałwa, pistacje, mamy chyba wszystko. Z dnia na głodniaka okazuje się, że mamy królewską ucztę. W autobusie poruszamy kilka bardzo ważnych tematów, o kobietach w Iranie, o szkole, zdrowiu, emeryturach, wyjazdach zagranicznych, równouprawnieniu. Pytamy, analizujemy, komentujemy. Do Yazd mamy około 100 kilometrów, ale droga zaskakująco lepsza od spodziewanej. Mieliśmy już śnieg na szczytach pobliskich gór, był wiatr, teraz mamy deszcz, dopóki to wszystko za szybą nic nam nie straszne.
Wjeżdżamy do miasta około 17, nie chcemy się kwaterować by nie stracić cennego czasu. Jutro w Iranie święto państwowe, pamiątka śmierci Fatimy, wszędzie czarne flagi, sklepy będą zamknięte dlatego już teraz wybieramy się na spacer po starym mieście i oglądamy kilka sklepików. Padają pierwsze zakupy. Mamy kafelki, i chleb prosto z pieca.
Spacerujemy dłużej niż mieliśmy to w planach, Yazd bardzo się nam podoba, jest tu kolorowo, bardzo przytulnie i radośnie, znowu jesteśmy witani i zaczepiani na każdym kroku. Miłe to. Na sam koniec spaceru postój w słodyczach, typowe dla Iranu mini ciasteczka.
Kolacja we wnętrzach hotelu, którego sami na pewno byśmy nie znaleźli. Dania lokalne, pasta z bakłażana z jogurtem owczym zdecydowanie wygrywa. Jest jeszcze sos z granatów na bardzo słodko, ale ten nie robi aż tak wielkiego wrażenia. Najedzeni, opici wracamy do autobusu przechodząc przez czteropasmową ulicę niczym wytrawni mieszkańcy tegoż miasta. Nocujemy w hotelu ogród, gdzie przepięknie pachną kwitnące drzewka pomarańczowe i cicho szemrze woda.

Pojechali i napisali:

PFR