Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kanada i Alaska 29.05-15.06.2013

Droga do Banff, Park Narodowy


31-05-2013

Zgodnie z prognozami pogody dzisiaj miało świecić słońce. Miało, o 4.30 jakoś nie mogę dospać leje jak z cebra, walą pioruny i za oknem tylko jedna ściana deszczu… O 6.30 deszcz maleje, ale nadal jest mokro. O 7.30 nie pada, a o 9:00, kiedy ruszamy pojawia się nawet trochę słońca zza chmur. To w Calgary, a przed nami dzisiaj droga do Banff. Nie mamy zbyt daleko bo to tylko 128 kilometrów. Trasa wprawdzie autostradą ale już z widokiem na ośnieżone szczyty Gór Skalistych. Piękne czapy śniegu na szczytach kontrastują z wiosennymi łąkami. Nabieramy śmiałości za kierownicą, pierwszego dnia jeździliśmy idealnie z wytycznymi, drugiego dołożyliśmy już tolerowane 10% a dzisiaj podczepiamy się za tubylców jadących odważnie i suniemy tak jak oni. Niestety im bliżej Banff tym pogoda coraz gorsza, góry zaczynają tonąć w puchowych chmurach, a deszcz przybiera na sile. Nie poddajemy się jednak. Najpierw centrum informacji miejskiej, tu pani opowiada nam które trasy są już odlodzone po zimie i otwarte a które jeszcze nie. Wybieramy trzy atrakcje i ruszamy. Lake Louise to najbardziej znane jezioro przy Banff. Jesteśmy w Parku Narodowym i z niecierpliwością wyczekujemy na misie, oczywiście każdy ma konkretne marzenia: misie w rzece łowiące łososie, inni woleliby mamę misia z maluchami rozkosznie bawiącymi się przy drodze, jeszcze inni misia za oknem samochodu na wyciągnięcie ręki, ale jeszcze nie dzisiaj. Po wiewiórkach i małych gryzoniach, mamy dzisiaj do kolekcji kilka kolorowych ptaszków, zwierza krzyżówkę bobra z jeżozwierzem i coś dużego o trzech nazwach od łosia przez mulaka do karibu. Musimy się podszkolić zoologicznie. Nad Jeziorem spory ruch, widać tu turystów. I deszczyk nikogo nie zraża, wybieramy dostępny szlak nad brzegiem jeziora i maszerujemy, mimo pogody woda idealnie niebiesko-zielono-szmaragdowa. Pięknie komponuje się z ośnieżonymi szczytami, zielenią, powalonymi konarami starych drzew. Bardzo przyjemny szlak. W drodze do samochodów deszcz jakby się zwiększył, wpadamy zatem na kawę i ciacho albo kanapkę, posileni ruszamy do Jeziora Moraine. Mniej znane ale piękne, częściowo jeszcze zamarznięte. Chcemy je zobaczyć choćby po to, by wiedzieć czy warto tu podjechać jutro gdyby słońce jednak zamierzało wyjść i trochę nadać barw wodzie. Piękne tutaj także, bardzo wysokie szczyty i tu sporo śniegu , mamy tylko 3 stopnie. Czas na atrakcję numer 3 to Kanion Johnson. Jedziemy kawałek autostradą, potem zmieniamy na trasę leśną, sam kanion bardzo urokliwy, woda w rzece w kolorze szmaragdu z mydłem. Suniemy dalej. Maszerujemy do wodospadów niższych, część idzie jeszcze wyżej. Trochę nam już zimno, dlatego decydujemy się na powrót do hotelu, poza tym robi się 18.00, czyli kolejny długi dzień za nami. Mieszkamy w samym Banff, mamy hotel z różnymi kombinacjami łóżkowymi, od łózek w rozmiarze king, po queen, aż po pojedyncze i do tego podzielone na dwa pokoje… Ale nam podobają się baseniki na otwartym powietrzu po środku hotelu z kominkiem i gorącą wodą. Banff słynie z gorących źródeł, w nawiązaniu do tradycji niektóre lodge i hotele stworzyły namiastkę kąpielisk źródlanych. Grzejemy się po kilkanaście minut w ciepłych jacuzzi, przed snem idealny usypiacz. Ale wcześniej poszerzamy nasze kręgi o nowoprzybyłych: Beata i Boguś są już z nami. Dzięki Adze, która po raz kolejny nam pomogła spotykamy się na wspólnej kolacji. Dzisiaj królują żeberka. Jutro liczymy na jeszcze ładniejszą pogodę i dokładne zwiedzanie atrakcji Parku w Banff.

Pojechali i napisali: