Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Madagaskar 25.04-8.05.2013

Morondawa, Bekopaka, Park Narodowy Bemaraha, Tana


08-05-2013

Rano przejechaliśmy rikszami (napędzanymi siłą mięśni ciągnącego) centralną Aleją Niepodległości do dawnego Pałacu Gubernatora (niektórzy zrobili tu zakupy w ... sklepie wolnocłowym) i ruszyliśmy w całodniową podróż do Morondawy, położonej na zachodzie Madagaskaru, nad Cieśniną Mozambicką. Zgodnie z madagaskarską zasadą co 50 kilometrów zmieniał się krajobraz, ale nie tylko. O ile bowiem w Tulear upał nie zdążył nam się dać we znaki a później temperatury były bardzo komfortowe (a nawet niektóre wieczory i noce były wręcz chłodne) o tyle tu, zaraz po zjeździe z płaskowyżu na nadmorskie niziny od razu zrobiło się bardzo gorąco. Im bliżej morza tym więcej było też baobabów - ostatnie widzieliśmy tuż przed Morondawą w świetle zachodzącego słońca.

Myśleliśmy, że po długiej drodze trochę sobie pośpimy, ale okazało się, że musimy znów wyruszyć wcześnie rano, bo niespełna 200 km do Bekopaki jedzie się 10-12 godzin. W dodatku po ostatnich opadach droga zrobiła się tak grząska, że musieliśmy zamienić nasz komfortowy samochód na znacznie mniejszego i dość wysłużonego Nissana. Początkowo nie darzyliśmy go zbyt dużą sympatią (miał mocno wysłużone opony i przez pierwsze dwie godziny na piaszczystej drodze dwa razy złapaliśmy gumę) ale w końcówce okazał się nie do zdarcia.
Krótko po wyjeździe dotarliśmy do słynnej Alei Baobabów. Zwykle te ogromne drzewa rosną samotnie lub w niewielkich grupach. Tu ponad 20 siedemsetletnich olbrzymów tworzy majestatyczną aleję. Przy okazji: na Madagaskarze rośnie 7 z 8 występujących na świecie gatunków baobabów. 6 z nich to endemity występujące tylko na Madagaskarze, siódmy to baobab afrykański. Brakuje tylko australijskiego.
Po 4 godzinach przeprawa promem - przy okazji można zobaczyć jak zawartość całych TIRów rozładowywana jest do małych łódek i przewożona na drugi brzeg.
Mijamy zagubione w buszu wioski, droga staje się coraz bardziej błotnista a koleiny i przełomy - coraz głębsze. Jakieś 10 km od celu drogę blokuje nam zatopiona na środku drogi terenówka. Nasz kierowca na najwyższych obrotach mija ją bokiem - przejechaliśmy. Ale za chwilę kolejne błotniste rozlewisko - kierowcy brodząc badają jego głębokość - niemal do pasa. Wysiadamy i przechodzimy bokiem a kiekowca bierze rozpęd, rozbryzguje strumienie wody i wyjeżdża - znów się udało, tylko z pod maski wydobywają się kłęby pary.
Przy kolejnej przeszkodzie miejscowi wybudowali most z gałęzi - wystarczyło zapłacić. W końcu kolejna przeprawa promowa i po kilku kilometrach jesteśmy wmalowniczo położonym na wzgórzach nad Bekopaka ośrodku. Docieramy tu jako pierwsi już po 11 godzinach jazdy, około 18. (Dystans z Morondawy to 200 km). Szef ośrodka mówi, że mamy szczęście bo często turyści przyjeżdżają już po północy.
Bekopaka to południowe wejście do Parku Narodowego Bemaraha, znanego z unikalnych wapiennych form skalnych zwanych Tsingi (w języku pierwszych mieszkańców tych terenów oznacza to palce u stóp - bo tylko na nie jest miejsce w skale przy wspinaczce.
Po kolejnych 17 kilometrach błotnistej i wyboistej drogi dostajemy uprzęże asekuracyjne i przez gęsty las deszczowy udajemy się do skał (po drodze kolejne lemury). Wspinaczka okazuje się niezbyt trudna (asekuracja jest mocno na wyrost) , za to krajobraz - wręcz niesamowity.
Twarda skała wapienna została spękana i wypiętrzona w czasie ruchów tektonicznych a następnie wysmagana kwaśnymi deszczami tak, że praktycznie nie ma kawałka gładkiej powierzchni.
Idziemy najpierw przez jaskinie i wąskie szczeliny między skałami, potem pnącym się ostro w górę wąwozem przypięci do poręczówek, wreszcie wychodzimy na szczyt z punktem widokowym, z którego roztacza się widok na bezkresny kamienny las - odsyłam do zdjęć, bo trudno to opisać.
Po południu kolejna trasa przez skalny labirynt, do jeziora z orłem rybołowem. Gdyby stan wody w rzece był niższy (pora deszczowa dopiero co się skończyła) popłynęlibyśmy jeszcze miejscowymi dłubankami do podwodnych jaskiń - to zostało nam na następny raz.
Tą samą drogą, po kolejnych emocjach związanych z pokonywaniem grzęzawisk wróciliśmy do Morondawy. Mieliśmy na tyle dobry czas, że dobrą godzinę spędziliśmy spacerując po Alei Baobabów obserwując zachodzące słońce i dodatkowo podjechaliśmy do kochających się baobabów - dwóch kilkusetletnich olbrzymów sple ionych w miłosnym uścisku.
Dziś dotarliśmy do Tany - w ciągu dnia robi znacznie bardziej wielkomiejskie wrażenie, a korki są naprawdę na poziomie czołówki najbardziej zatłoczonych miast świata. W bardzo eleganckiej i pięknie położonej restauracji zjedliśmy królewski lunch - menu 7 klasycznych malgaskich potraw, podawanych na królewskim dworze. Przejechaliśmy i przespacerowaliśmy się po starym mieście. Zwiedziliśmy ogród zoologiczny połączony z botanicznym, by poznać jeszcze parę gatunków zwierząt i roślin, których nie udało nam się zobaczyć w naturze.
Kolacja - w fajnej restauracji urządzonej w budynku nieczynnego dworca kolejowego.
Jutro dwa królewskie pałace, targ, ostatnie zakupy i nocny powrót do Polski.
Do zobaczenia na kolejnej trasie!
Maciej Grzegrzółka

Pojechali i napisali: