Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wietnam i Laos 8.11-2.12.2013

Sapa, CatCat, TaWan


12-11-2013

Nasz pobyt w Sapa – pięknym, mglistym mieście pośród gór, położonym na wysokości 1300 m n.p.m. – zaczął się od kąpieli i śniadania w jednym z hoteli. Za kąpiel po nocnej jeździe pociągiem zapłaciliśmy 5$ od osoby, ale było warto. Małe opóźnienie zwojował nam telefon Anii, która położyła go na jednej z drewnianych belek przytwierdzonych do ściany, z której to telefon spadł prosto do szczeliny. Wyjmowanie go ręką czy też odchylanie belek nożem nie pomagało, więc zostawiliśmy go w hotelu, z nadzieją, że jak wrócimy do Sapa, będzie już odzyskany. Odświeżeni i najedzeni ruszyliśmy w drogę do wioski Cat Cat. Wioska ta zamieszkiwana jest przez mniejszość Czarnych Hamongów. 2,5 km trekking prowadzi wąską ścieżką wzdłuż domów aż do wiszącego mostu i okazałego wodospadu Cat Cat. Na trasie odwiedziliśmy również jeden z domów mieszkańców, gdzie przyjrzeliśmy się pokojowi gościnnemu z ołtarzem po środku, dwóm kuchniom i dwóm sypialniom po bokach oraz spichlerzowi na piętrze. Budowle bardzo proste, całe z drewna z eternitem na dachu. Zdobione naturalnymi barwnikami stroje Hamongów zachwycają mnogością kolorowych wzorów na 5 różnych odmianach szat: czarnej, białej, kwiecistej, niebieskiej i czerwonej. W zależności od koloru głównego, mniejszość otrzymuje nazwę.

Obok wodospadu zrobiliśmy sobie wspólną sesję zdjęciową, obejrzeliśmy pokaz tańców lokalnych i kupiliśmy kilka pamiątek od dziewczyn Hamong, targując się przy tym na tyle, by obie strony były zadowolone. Przypatrzyliśmy się również lokalnym smakołykom. Mogliśmy spróbować grillowanego gołębia i ryżowego wina jabłkowego. Tym razem jedna nikt się nie skusił.
Wróciliśmy do Sapa, by wybrać się na lokalne targowisko. Wszyscy czekali na tę okoliczność. Ania namówiła resztę grupy na kupienie lekkich kurtek puchowych podobno za 7$. Okazało się jednak, że kosztowały minimum 60$ i było ich bardzo mało. Każdy więc skusił się na coś innego: Ela z Krzysztofem poszukiwali lokalnych ubrań, Asia paciorków i kolczyków, Marysia i Kasia torebek i obrazów, Grzegorz kurtek, Marek i Dorota herbaty, kawy i pamiątek.
Po dłuższej przerwie udaliśmy się na pyszny lunch: dziś znów większość jadła pałeczkami, z czego byłam bardzo dumna. Świeżo wyciskane soki robiły furorę, a co najbardziej smakowało trudno powiedzieć, gdyż spośród 6 dań wszystkie były bardzo smaczne.
Nadszedł czas na krótki spacer i kawę dla chętnych, a następnie przejazd busem w okolice wioski Ta Wan, w której mieliśmy spędzić noc u mniejszości Zai.
Pobyt w lokalnym domu mniejszości Zai pozostanie w naszej pamięci na długo. Właściciel wyszedł po nas gdy spacerowaliśmy wzdłuż wiosek mniejszości Czarnych Hamong, Każdemu podał rękę i oficjalnie powitał. Przed domem czekały na nas żona i 3 córeczki. Otrzymaliśmy powitalne wino ryżowe, a godzinę później wielodaniową, bardzo smaczną kolację.
Wieczór spędziliśmy na rozmowach z właścicielem, przewodnikiem, zabawach z 4 letnią córeczką właściciela, która upatrzyła sobie moje włosy jako zabawkę, a kolana Krzysztofa i Doroty jako najwygodniejsze miejsce do siedzenia. Poczęstowaliśmy właściciela lokalnymi specjałami i około 21:00 udaliśmy się spać.
Dom w którym spaliśmy był tak zbudowany, że na dole spała część rodziny, a na górze na antresoli, goście. Hol był otwarty dla wszystkich, więc wyłączanie światła było wspólne Gdy ostatnia osoba – Grzesiu – wróciła spod prysznica, wszyscy poszliśmy grzecznie spać. Nie musieliśmy też długo czekać, zanim zaśniemy, ponieważ krótka noc w pociągu i długie trekkingi zmęczyły wszystkich i spaliśmy twardo.
Warto tu wspomnieć, że do spania przygotowane mieliśmy 2-osobowe materace dla każdej osoby z dwoma poduszkami i bardzo ciepłym kocem, który w nocy, przy ciągłej wentylacji przez niezamykane okna dachowe, był przydatny.

Pojechali i napisali: