Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kuba 15-29.2014

Treking w parku Topes de Collantes


21-03-2014

Pobudka o 6:30, śniadanie dopiero od 7:30, więc przyszliśmy już w większości przygotowani. Wyjechaliśmy w stronę gór Escambray, by dojechać do parku Topes de Collantes, skąd mieliśmy ruszyć na 3 godzinny treking. W parku czekał na nas przewodnik lokalny, który znał czeski i myślał, że wszystko zrozumiemy. Zdziwiło go to, że większość z nas miała problemy ze zrozumieniem, poprosiliśmy o wersję hiszpańską z elementami czeskimi. Niektóre słowa są przecież podobne.

Rozpoczęliśmy strome zejście w dół, by zatrzymać się przy chatce rodzinny Gallegos i zdecydować czy wszyscy idziemy dalej. 2 osoby miały pewne obawy, ale reszta powiedziała – damy radę, będziemy szli wolno. Zejście do wodospadu było przyjemne. Przechodziliśmy powoli czerwoną od związków żelaza zawartych w glinie, ścieżką wzdłuż skał trąby słonia, plantacji kawy, drzew guarany, migdała, szałwi. Wypatrywaliśmy ptaka, który jest symbolem narodowym Kuby – Tocoro, aż w końcu doszliśmy do rozwidlenia na wodospad i na naturalny basen. Tam 3 osoby zdecydowały się poczekać na nas, my ruszyliśmy po drabinie i później ścieżką pod wodospad, zrobiliśmy zdjęcia i powrotem do rozwidlenia.
Zeszliśmy do naturalnych basenów. Woda, która zwykle jest przejrzysta i krystalicznie czysta, dziś była zielona i zamulona. Miguel, nasz przewodnik, wytłumaczył nam, że to przez ulewne deszcze w dniu wczorajszym. Kolor wody zniechęcił niektórych. Ostatecznie więc kąpieli zażyła Basia i Marek. Bardzo chwalili sobie orzeźwiającą kąpiel, mówiąc, że temperatura wody wynosi ok. 23 stopni. My w tym czasie odzyskiwaliśmy energię na drogę powrotną, zajadając się przywiezioną jeszcze z Polski czekoladą bądź ciasteczkami.
Droga powrotna okazała się dużo trudniejsza i bardziej wyczerpująca. Ok. 400 metrów spadu, który zrobiliśmy wcześniej, musieliśmy teraz podejść. Odezwały się dawne dolegliwości kolanowe i inne uciążliwości, które spowodowały, że trasę robiliśmy dużo wolniej, a niektórzy byli porządnie wyczerpani. Doszliśmy do punktu, skąd można było podjechać „ taksówką” konną do domku rodzinny Gallegos. Najpierw zdecydowała się tylko Marzenka, później dołączyły jeszcze Monika, Magda i Asia. Gdyby było więcej koni, pewnie większość skorzystałaby z tej przyjemności, jako dodatkowej atrakcji. Konie były jednak tylko cztery, tak więc reszta prężnie ruszyła do przodu pieszo. Dotarliśmy do celu po ok. 30 minutach. Za zasługi sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy/ mango lub ananasa do wyboru. Chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy na ostatnie podejście do centrum turystycznego. Tu część zdecydowała się na podjazd taksówką, reszta poszła pieszo. Udało się! Wszyscy przeszliśmy trasę, mimo sporego zmęczenia i odzywających się dolegliwości.
Podziękowaliśmy przewodnikowi i ruszyliśmy do restauracji na wyczekiwany obiad. Tu uzupełniliśmy stracone kalorie, choć osoby które nie jadły wieprzowiny, tylko zamówiły tortillę, zamiast tortilli dostały omlet. Jednak jak zwykle dodatkiem były świeże warzywa, congri ( ryż z ciemną fasolą) i ziemniaki. Do tego deser w formie marmolady i kawa.
Najedzeni ruszyliśmy w drogę powrotną do Trynidadu, zatrzymując się jeszcze po drodze w punkcie widokowym. W trakcie trasy przetłumaczyliśmy sobie kilka najsłynniejszych piosenek kubańskich, opowiedzieliśmy o el comendante i posłuchaliśmy listu pożegnalnego napisanego przez Che do Fidela. Dzięki temu droga minęła nam błyskawicznie i o 16:00 byliśmy z powrotem w hotelu.
Umówiliśmy się na kolację o 19:30 i wcześniejsze spotkanie jak zwykle na plaży, z kąpielą w oceanie. Kilka osób wykorzystało czas na drzemkę, relaks, inni popływali, jeszcze inni zażyli kąpieli słonecznej. Czas minął nam bardzo szybko i wieczorem spotkaliśmy się na kolacji pożegnalnej. Do kolacji winko, następnie przy koktajlach rumowych moje pożegnanie z grupą: uściski, podziękowanie, losowanie upominków i książka kuchni kubańskiej, którą dostałam od grupy, oczywiście z założeniem, że przygotuję wkrótce ucztę kubańską i zaproszę uczestników wyjazduJ
Dziś wieczór zdecydowaliśmy się na wizytę w Trinidad w casa de la musica. Nie bez powodu mówi się o tym mieście jako o raju tańca, muzyki na żywo i śpiewu. Zamówiłam historyczne 2 taksówki, roczniki 1949, by udać się do samego centrum na wieczorne tańce. Rozsiedliśmy się przy stoliczkach na szerokich schodach tuż przy scenie, zamówiliśmy kubańskie koktajle i przysłuchiwaliśmy się ,muszyce granej na żywo. Nie trzeba było długo czekać, by pierwsze pary z naszej grupy pojawiły się na parkiecie. Tańczyli prawie wszyscy, ćwicząc przy tym kroki do salsy, bachaty, czasem również do rumby. Wieczór pełen zabawy, radości, wrażeń. Tylko na sam koniec, gdy mieliśmy wracać w miejsce umówione z taksówkarzami okazało się, że Magdzie zginęła torebka.
Czym prędzej ja i Tomek ruszyliśmy za kilkoma osobami, które podczas wieczoru stały bardzo blisko nas, by sprawdzić, czy to nie oni ukradli torebkę. Przeszliśmy dobre 300 metrów doganiając podejrzanych, sprawdziłam ich wzrokiem, Magdy torebki nie było. Chwilę później pojawiła się i Magda i Robert, chwilę jeszcze szliśmy za podejrzanymi, po czym odpuściliśmy. Magda oceniła, że nie miała dokumentów, klucza i komórki, tylko niewielką ilość pieniędzy. Mniejsza strata, ale jednak strata. Zaczęliśmy podchodzić z powrotem do góry gdy nagle naprzeciw wyszła nam Asia, trzymając w ręku Magdy brązową, skórzaną torebkę i mówiąc: Robert, siedziałeś na niej.
Ulżyło nam, gdy zguba została odnaleziona. Pozostało jednak niepewne, dlaczego torebka tam leżała, ponieważ wcześniej wszystkie torebki leżały na jednym krześle. Cieszymy się jednak, że wieczór zakończył się bez  zbędnych problemów. Uśmiechnięci wróciliśmy naszymi taksówkami do hotelu, by tam już po północy posiedzieć jeszcze chwilę przy basenie. Ostatni dzień objazdowy. Od jutra ja wracam do Polski, a reszta grupy jedzie na wypoczynek do Varadero – rajskie plaże, snorkling, lasy namorzynowe, wędkowanie, opalanie, kąpiele, masaże itp.

Pojechali i napisali: