Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Bhutan 29.03-13.04.2014

Trongsa, 12-godzinna trasa


06-04-2014

Przed nami zapowiedziany kolejny długi przejazd. Ruszamy z Jakaru po śniadaniu. Mijamy wieś, nasz przewodnik wyskakuje po ciasteczka. Uśmiechamy się za każdym razem, kiedy zakupuje ciasteczka. Przy okazji zawsze kupuje sobie zawiniątko z betelem, który nałogowo żuje. My z daleka już rozpoznajemy charakterystyczny zapach, pieszczotliwie kojarzony z pastą do podłogi, miętą, eukaliptusem, itd. Śmiejemy się i my i on. Jest betel, są ciasteczka, odkryliśmy w Bhutanie krakersy z cukrem. Czas na pokonanie dwóch przełęczy. Sporo kilometrów przed nami. Jak zwykle w Bhutanie. Trochę opowiadamy sonie o kraju uzupełniając brakujące informacje i poruszając pozostałe tematy, Niestety widoczność na kolejnej przełęczy taka sobie. Liczymy za każdym razem na widok na Himalaje, ale niestety jakoś nie jest nam dane. Nawet jeśli w dolinie jest słońce to w górach nisko schodzą chmury i niestety z widoku nici. Jednak nie dzisiaj. Pierwsza przełęcz zaskakuje nas świetną widocznością i kolorowymi flagami. Szalejemy pośród barwnych chorągiewek. Idealny motyw do zdjęć. Trongsa to nasz przystanek w połowie trasy. Wielki dzong. Prezentuje się bardzo dostojnie. Sporo w nim mnichów. Przemykają po dziedzińcach. Robimy zdjęcia poznajemy kolejne wcielenie Buddy.

Kolejne przełęcze już niestety nie rozpieszczają nas słońcem, za to mamy wreszcie magnolie i rododendrony. Kwiecień to miesiąc kiedy kwitną prymule, i wiele innych kwiatów. Robimy postój i spacer wzdłuż drogi obsadzonej kwitnącymi drzewami i krzewami. Jest wreszcie tak jak miało być, wiosennie i kolorowo. Przyroda w Bhutanie na każdym z nas zrobiła wrażenie i na pewno jest mocnym atutem podczas wyprawy. Lunch na szybko, wyspecjalizowaliśmy się w szybkim jedzeniu, trochę też dlatego, że menu jak dotąd jest dość monotonne i każdy wie co go czeka, komponujemy zatem często podobne menu. Czorten po drodze, ładny bo tylko dla nas, także w nepalskim stylu.
Mimo tego, że jedziemy i jedziemy to drogi jakoś nie ubywa. Do hotelu docieramy po 12 godzinach jazdy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Szybko kwaterujemy się w hotelu i zamierzamy tylko zjeść kolację i iść spać. Ale jak zwykle coś się dzieje.
Tym razem osy albo dzikie pszczoły. I to trafiają na Bożenę. Akurat u Niej w pokoju na balkonie mają swoje gniazdo. Rój aż buczy od ilości… Niewyobrażalne. Pan manager ze spokojem wycisza nas zapewniając, że są dzikie ale nie są groźne przecież mieszkają tutaj już od kilku miesięcy. A kiedy próbowali je przegonić (dosłownie) i to ręcznikami, wszystkie panie pokojowe czyli aż 5 z nich stało i machało to rój poleciał i po kilku godzinach wrócił z przyjaciółmi i zamiast jednego gniazda mają już teraz 4, a na bocznej ścianie kolejnych 7.
Świetne tłumaczenie, nie ma co. Zamieniamy kolejne pokoje jak się okazuje zajmując pokoje, które miały być dla innej grupy, która jeszcze nie dotarła. Cóż kto pierwszy ten lepszy. Sprawdzamy czy okna są szczelne i zasypiamy.
Zwierzęcych opowieści ciąg dalszy: u mnie w pokoju w nocy wpadł do okienka w toalecie kot. To nie żarty, zanim zorientowałam się, co i gdzie, nasłuchiwałam a to COŚ drapało, piszczało i miotało się próbując wyjść z dziury. Okazało się, że okienka z toalety wychodzą do zamkniętego pomieszczenia, do którego wśliznął się pewnie w nocy kociak i wpadł do dziury, ta zamaskowana była kawałkiem tektury i to skrobiąc o nią pazurami był ten charakterystyczny dźwięk. Co jeszcze tej nocy w tym hotelu?
P.S.
Kotek został uratowany, pszczoły lub osy mają się dobrze, nikomu nie zrobiły krzywdy.

Pojechali i napisali: