Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Zamierzałam siąść do pisania relacji na naszym pięknym tarasie w lodży nad Jeziorem Mburo. Już widziałam siebie na miękkiej kanapie z rozległym widokiem na sawannę, oczko wodne i przechadzające się nam przed nosem zwierzaki. Jednak okazało się, że na rozgrzanych słońcem deskach tarasu przede mną wygrzewał się tam wąż. I to najprawdziwszy, cienki jak sznurówka, zielony i podobno niejadowity. Grzecznie ustąpiłam mu miejsca i z wielką powściągliwością wyszłam po kilku minutach by sfotografować motyle. Zatem relacja z pierwszych dni pobytu w Ugandzie znad Jeziora Bunyoni.
To piękny prezent na Dzień Mamy, od 5 lat czekałam i marzyłam o Ugandzie, a dzisiaj miałam tam wylecieć w towarzystwie samych Przyjaciół i wielkich zapaleńców safari oraz Afryki. Udało się nam zapakować na pokład samolotu kilka kartonów z rzeczami dla Afryki. Pierwszy lot do Dohy minął dość spokojnie, oprócz rozlanego nad Asią soku z pomidorów. W salsie było wszystko, włosy, koszulka, spodnie, siedzenie… Szybka akcja ratunkowa, szampan i wino na przeprosiny i to dla całej grupy. Nocleg w Dosze bardzo krótki, ale zgodnie stwierdziliśmy, że był lepszym rozwiązaniem niż siedzenie i czekanie ponad 7 godzin na lotnisku. Wprawdzie miałam wątpliwości kiedy pan kierowca podwiózł nas pod hotel o zupełnie innej nazwie niż ten, który rezerwowałam, ale widać w Katarze, gdzie szybko wszystko się zmienia, nazwa nie stanowi problemu
