Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Toskania na talerzu 11-18.10.2014

Toskania na talerzu - dzień 5


15-10-2014

Dzisiaj opuszczamy naszą willę, czas na przenosiny. Walizy spakowane, kartoniki z serem, oliwy, wina już w samochodzie.  Jako pierwszy punkt programu oliwy. W wielkim młynie delektujemy się obecnością bardzo żywiołowej pani przewodnik, która wszystko robi szybko: szybko chodzi, jeszcze szybciej opowiada, do tego wymownie gestykuluje i naprawdę nawet bez znajomości włoskiego udaje się nam obrazowo wyobrazić sobie cały proces robienia oliwy z oliwek.

Na koniec oczywiście degustacja. Próbujemy kilku rodzajów oliw z chlebem i czas na zakupy, Obkupieni w nowe oliwy jedziemy w okolice Florencji. Jednak najpierw Fiesole i czas na lunch. Dobrze, że Tomek zarezerwował miejsce w polecanej przez siebie małej restauracyjce w pomieszczeniach wynajmowanych od klasztoru. Jak wejdziemy będą jeszcze miejsca, które szybko zapełnią się do ostatniego krzesła.

Menu bardzo proste i wcale nieskomplikowane, wypisane kredą na ścianie. Każdy decyduje się na inne smakołyki, znowu będzie okazja by popróbować różności. Mamy na stole typową dla Toskanii zupę z warzyw i pomidorów. Podana na gęsto jest bardzo sycąca. Flaczki wołowe to tutaj rodzaj gulaszu a nie zupy. Zostajemy jednak tradycjonalistami i wolimy naszą wersję z majerankiem. Wśród drugich dań mamy carpaccio z wieprzowiny podane na koprze włoskim, risotto z ricottą i dynią, makaron z ragu. Jest jeszcze miejsce na deser, zostajemy przy włoskich daniach: zupa inglese, chees cake ale z dodatkiem ricotty i mascarpone, jest też creme brulee i tu już nijak się nie wytłumaczę dlaczego i skąd ten deser, ale po prostu miałam ochotę na coś bardzo słodkiego. Andrzej najbardziej dietetycznie bo zamawia macedonię czyli sałatkę owocową. Do tego oczywiście kawka. Aż ciężko nam wstać tak było pysznie.

Jednak czas ponagla, a Fiesole czeka na zwiedzanie. Ogród i stara willa, potem teatr rzymski oparty o mury etruskie, muzeum etruskie i ich grobowce, klasztor i kościół Franciszkanów. Spacer z widokiem na Florencję. Czas na przejazd do naszej nowej willi, po drodze zakupy: dzisiaj mamy zrobić krewetki, sałatkę z fenkułem i omlet z kurkami i mango.

Docieramy na miejsce, dzielimy się pokojami i spotykamy w kuchni na gotowaniu. Niestety czar  pryska wraz z otwarciem pierwszych szafek, willa jest po prostu bardzo brudna. Zabieramy się za umycie naczyń potrzebnych nam do przygotowania potraw, znajdujemy brakujące składniki, które częściowo udaje się nam zdobyć z pobliskiej restauracji.

Dania smakują wybornie. Sałatka nawet jeśli zamiast balsamico ma ocet winny jest bardzo smaczna, krewetki są super. A omlet niestety musimy odłożyć na kiedy indziej, bo już nie mamy sił aby go zrobić a tym bardziej zjeść. W tym samym czasie u Moni w pokoju na ścianie pokazuje się prawdziwy skorpion, który natychmiast ubity staje się kropką nad i i podejmujemy wspólnie decyzję o przenosinach. Cała operacja nie jest zbyt prosta, bo mamy prawie północ i jest nas ósemka w konkretnym ułożeniu jeśli chodzi o pokoje, ale udaje się nam z wielką pomocą Tomka znaleźć miejsce w hoteliku w Fiesole, do którego docieramy tuż po 1 w nocy. Krótka noc przed nami i na pewno zmęczenie, ale nie było sensu zostawać w miejscu gdzie właściciel mimo obietnic się z nich nie wywiązał. I choć przejrzeliśmy zgromadzone w willi zbiory starych alkoholi i znaleźliśmy wina i szampany i to z lat 60-tych to ponadto nie było tam żadnych powodów by zostać. A szkoda, bo willa piękna, stara i na pewno przy gruntownych porządkach z pewnością nadawałaby się do podjęcia takich grup jak nasza.

Pojechali i napisali: